niedziela, 27 maja 2012

Rozdział 3 - Krojenie palców i innych ziółek.

   W końcu dodaję nowy rozdział. Przepraszam, że tak późno, ale starałam się, żeby notka była jak najlepsza. I tak nie podoba mi się za bardzo, ale nie mogłam już nic wymyślić. Za to mam napisane następne rozdziały i są naprawdę niezłe (przynajmniej według mnie). Miłego czytania.

Zeszliśmy do lochów i stanęliśmy przed klasą. Byłam zdenerwowana, bo za mało czasu poświęciłam na naukę. Ale było tyle do napisania na historię magii... I jeszcze esej na transmutację. Nie zdążyłam przeczytać całej książki do eliksirów. A jeśli Snape zapyta o veritaserum? Co się robi na końcu? Wpadłam w panikę. Miesza się w lewą czy w prawą stronę? Nerwowo chwyciłam książkę i przeczytałam rozdział. Powoli się uspokajałam. Podniosłam wzrok znad książki i z uśmiechem wpatrywałam się w Lavender. Krążyła  wokół Harry'ego i starała się go zagadać.Wiedziałam, że Harry od dawno jej się podoba.Może nawet coś z tego wyjdzie? Przynajmniej przestałby myśleć o Cho Chang. Nie lubiłam jej. Wydaje mi się, że bardziej od Harry'ego ceniła sobie jego sławę, a tego jej wybaczyć nie mogłam. Herry'ego kochałam jak brata, dlatego się o niego troszczyłam. A Cho... Przecież ona jeszcze niedawno latała za Diggory'm. A kiedy jej nie zechciał, nagle zaczął jej się podobać Harry.
  No cóż, ja się w każdym razie nie będę mieszała do jego spraw sercowych. Sama bym nie chciała, żeby ktoś tak robił.
  Z twarzy zszedł mi uśmiech, kiedy zobaczyłam Malfoya z Crabbe'm i Goylle'm. Na szczęście stanęli daleko i nie musiałam oglądać ich wrednych twarzy.
  Kiedy przybył Snape, natychmiast zapanowała cisza. Snape tak działał na ludzi - potrafił zaprowadzić ciszę bez głośnego mówienia czy gróźb. Wystarczyło, że się pojawił - wysoki, z czujnymi oczami i wąskimi, zaciśniętymi wargami oraz zawsze czarną szatą. Weszliśmy do klasy i usiedliśmy w podwójnych ławkach. Ponieważ Ron nie przyszedł, usiadłam z Harry'm.
  - Dzisiaj będziecie przyrządzać eliksir zapomnienia - powiedział Snape na wstępie. - Zaraz podzielę was w pary.
  - Świetnie - szepnęłam do Harry'ego. - Znając nasze szczęście, któreś z nas będzie z Malfoyem.
  Snape wpatrywał się we mnie ze złośliwą uciechą. Byłam prawie pewna, że usłyszał co powiedziałam.
  - Granger do pana Malfoya - rzekł złośliwie. - A Potter... Potter może współpracować z panną Bulstrode.
  Spojrzałam na Harry'ego ze współczuciem. Milicenta była od niego dwa razy większa, a do tego wredna.
  - Szybciej, chyba, że chcecie, żeby Gryffindor stracił przez was punkty - warknął profesor.
  Zebraliśmy swoje rzeczy i ruszyliśmy do swoich partnerów. Odsunęłam się z krzesłem od Malfoya, jak mogłam najdalej, ale klasa i tak zaczęła szeptać.
  - Gryffindor traci 10 punktów za przeszkadzanie mi w lekcji. - To było jawnie niesprawiedliwe, bo przecież Ślizgoni też rozmawiali. Ale od dawna było wiadomo, że Snape faworyzuje uczniów ze swojego domu, dlatego Gryfoni siedzieli cicho.
  Snape skończył rozdzielać klasę i machnął różdżką w stronę tablicy. Natychmiast pojawiły się na niej instrukcje.
  - Macie 40 minut - powiedział i usiadł za biurkiem.
  Poszłam do szafki po składniki, a kiedy je przyniosłam Malfoy wyczarował już płomień pod kociołkiem i woda właśnie bulgotała. Pokroiłam drobno korzonki, a potem podałam Draconowi nóż, żeby posiekał zioła. Spojrzał na nóż, a potem powiedział drwiąco: - Nie dotknę go. Jest upaprany szlamem.
  Przez chwilę z wściekłości nie mogłam się ruszyć. Za kogo on się miał?! Ze złością zaczęłam kroić zioła, wyobrażając sobie, że to palce tego idioty.
  Wrzuciłam do kociołka ogon traszki i wywar przybrał natychmiast jadowicie zieloną barwę. W tym momencie drzwi do klasy się otworzyły i do środka wszedł Ron.
  - Przepraszam za spóźnienie - powiedział.
  Snape spojrzał na niego.
  - Spóźniłeś się 20 minut, myślę więc, że właśnie tyle punktów odejmiemy Gryffindorowi.Siadaj! - warknął.
  Ron ruszył do najbliższego wolnego stolika.
  - Nie, nie tutaj. Możesz usiąść  z Longbottom'em. Macie mniej więcej taki sam poziom umysłowy.
  Neville spłonął rumieńcem, a Ron cicho prychnął.
  Zamieszałam trzy razy eliksir  w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Tym razem powoli przybierał barwę żółtą. Eliksir właściwie był już gotowy, musiał się jeszcze tylko gotować kilka minut.
  Po chwili zaniosłam Snape'owi fiolkę z płynem do ocenienia. Gdy mijałam Harry'ego, szepnęłam mu, żeby dodał sok z fig. Uśmiechnął się do mnie.
 Po lekcji podbiegła do mnie Lavender, żeby zapytać o Malfoya. Kiedy kategorycznie zaprzeczyłam, że między nami coś jest, miała odrobinę zawiedzioną minę. Widocznie spodziewała się pikantnych szczegółów. Razem poszłyśmy do Wielkiej Sali na obiad. Powoli jedząc, zastanawiałam się, jak można takiego Malfoya uważać za przystojnego. Przypomniałam sobie podsłuchaną rozmowę Gryfonek. Bodajże Lavender mówiła, że przypakował. Hmmm... no fakt. Dracon jest nieźle zbudowany. I ma ładne oczy. A te jego błyszczące, gładkie włosy wprost zachęcają, żeby wpleść w nie palce.
  Malfoy musiał wyczuć, że ktoś mu się przygląda, bo podniósł głowę. Natychmiast spuściłam oczy na stojącą przede mną sałatkę warzywną. Chwileczkę... Czy ja przed paroma sekundami nie myślałam o włosach, WŁOSACH Malfoya? Nie, niemożliwe. Proszę, powiedzcie, że to nieprawda. Co się ze mną dzieje? Nie mogę się teraz rozpraszać, zwłaszcza, że niedługo mamy egzaminy. A już na pewno nie będę tracić czasu na kogoś takiego jak Malfoy.Wystarczy mi doświadczeń z Ronem, który nadal się do mnie nie odzywa.