sobota, 24 listopada 2012

Rozdział 16. Decyzje głupie i te mniej głupie.

  Witam Was wszystkich. Na początku chciałam podziękować za tyle komentarzy. Kiedy zakładałam bloga, nie przypuszczałam, że będę miała aż tylu czytelników. I przepraszam bardzo, że dopiero teraz dodaję rozdział, ale jakoś wszystko, co napisałam, uznawałam za głupie. Za to ten rozdział jest dość długi i wydaje mi się, że całkiem fajny. Końcówka zwłaszcza (tak, to próba zachęcenia do przeczytania całości :D). Zapraszam do czytania. Aha, założyłam jeszcze nową podstronę: informowani i prosiłabym, żeby wszyscy, którzy chcą być powiadamiani się tam wpisali (nawet jeżeli już kiedyś mi pisali w komentarzach), bo nie chce mi się za każdym razem przeglądać wszystkich komentarzy.


  Hermiona, gdy tylko wyszła z sali, szła coraz szybciej. Chciała chyba uciec od wszystkich swoich myśli. Miała nadzieję, że jeśli będzie wystarczająco szybka, zapomni o ostatnich zdarzeniach związanych z Malfoyem. W sumie ją samą denerwowało jej zachowanie. Nie lubiła takiej gwałtowności i braku rozsądku. Wiedziała, że zachowała się nieodpowiednio i teraz będzie musiała za to zapłacić. Swoim wstydem i zakłopotaniem. Jak również po części strachem, bo trochę bała się, że ktoś mógłby się dowiedzieć albo Malfoy by komuś powiedział o tym, że porzuciła wszelkie zasady dotyczące współobcowania Gryfonów i Ślizgonów i całowała się z Draco Malfoyem. Najchętniej zapomniałaby o wszystkim, łącznie z chłopakiem. Byłaby naprawdę szczęśliwa, gdyby to okazało się tylko snem.
  Wpadła do łazienki Jęczącej Marty i z ulga stwierdziła, że ducha w tym momencie na szczęście nie ma. Juz powoli doszła do umywalki i spojrzała w zakurzone lustro. Patrząc w swoje odbicie, przyszło jej do głowy, że może po prostu przesadza. Przecież chyba nie stało się nic aż tak wielkiego. Miliony ludzi codziennie się całowało i jakoś nic się nie działo. A że to Malfoy...
  Cóż, jakoś będzie musiała z tym żyć.
  A Ślizgon też nie byłby na tyle głupi, żeby komukolwiek o tym mówić. Zresztą komu miałby powiedzieć? Swoim ''przyjaciołom"? Jak niby miałaby ta rozmowa wyglądać? "O cześć, Crabbe! Jak leci? U mnie? A nic takiego. Wiesz, właśnie całowałem się szlamą. Którą? No wiesz, tą Granger. Tak, właśnie tą. No czemu robisz takie wielkie oczy, Parkinson? Przecież my tylko nie rozmawialiśmy ze sobą przez pięć lat poza obelgami i tak praktycznie się nienawidzimy. Czemu? A, tak jakoś wyszło. Ryczała, to ją pocałowałem. Pansy? Wszystko w porządku? Zabini, co się robi w przypadku omdlenia? Zawołajcie panią Pomfrey!" 
  Pokręciłą głową i zaśmiała się do swoich myśli. To oczywiste, że on też nie chce, żeby ktoś się dowiedział. Przynajmniej jeden problem ma z głowy.
  Ochlapała twarz zimną wodą i przetarła rękawem. Uznała, że nie ma co się tak przejmować. Przecież to Malfoy. I nic tego nie zmieni. Trudno, nie będę Romeem i Julią. Wielka to strata dla ludzkości, ale zdarza się. 
  Znów na siebie spojrzała i poczuła, że wraca do normy. Uśmiechnęła się.
  Mogła sobie na to pozwolić, bo postanowiła nie zwracać uwagi na to dziwne uczucie, które się w niej zagnieździło. Bardzo podobne do pustki i poczucia, że czegoś jej brakuje. Ale nie ma co się przejmować, prawda? W końcu tempus dolorem lenit (czas łagodzi ból - przyp. mój).

  Draco tymczasem spokojnie kończył śniadanie. I myślał. Bardzo intensywnie zresztą. Ostatnio dostrzegł w sobie pewną zmianę i niezbyt mu się to podobało. I pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu - ba! rok nawet - nie zrobiłby czegoś takiego. Choćby mu proponowano miliony galeonów. Nie to, żeby był jakoś szczególnie biedny, konto założone w szwajcarskim banku Gringotta założone w tajemnicy przed ojcem, za to za jego pieniądze, wciąż przynosiło dochody - i Draco zawsze cieszył się w duchu na myśl o tak wielu błyszczących monetach, które są tylko jego - ale więcej pieniędzy zawsze się przydaje. Chociaż to wbił mu do głowy Lucjusz Malfoy i w sumie była to jedyna rzecz, za którą był ojcu wdzięczny. Jego nauki o zarabianiu i pomnażaniu pieniędzy wystarczyły, żeby chłopak mógł zapewnić sobie i matce życie na poziomie do jakiego przywykli, przynajmniej do czasu aż Lucjuszowi odbiło. No ale teraz to nie było ważne, zapisał sobie tylko w pamięci, żeby wysłać do matki list.
  A wracając do Granger... Sam się zastanawiał, co go skłoniło do takiego zachowania. Już dawno stwierdził, że emocje nie przydają się w życiu i nauczył się obywać bez nich. Był więc niemal pewny, że to one nie miały nic wspólnego z pocałunkiem. Nie jakimś tam zwykłym.
  Pocałunkiem z Granger.
  Granger, gwoli przypomnienia, była szlamą, Gryfonką, przyjaciółką Głupottera i byłą dziewczyną (o ile się orientował) Wieprzleja. Nie ma co. Zbiór samych zalet.
  Przynajmniej jedno było dobre: nie jest głupia, więc nikomu nic nie wygada. Nie tylko z rozsądku, ale też w obawie przed strasznymi torturami, których (musiała być tego świadoma!) byłby sprawcą. O tak, gdyby tylko pisnęła choć słówko, zginęłaby straszliwą śmiercią. Nie to, żeby coś, ale musiał dbać o image. 
  A wczoraj... cóż było miło. Nawet milej niż z dziewczynami, z którymi się spotykał. To przypomniało mu o Pansy, zajętej aktualnie gapieniem się na niego z głodnym wyrazem twarzy. Przesunął się lekko i skulił, chowając za stojącym na stole dużym dzbanem, wypełnionym sokiem pomarańczowym.
  Gryfonka była bez najmniejszych wątpliwości obdarzona żywym umysłem i błyskotliwą inteligencją. I na tym się chyba kończyło. No, inteligencja i poczucie humoru. Taaak. i może jeszcze jej kasztanowe włosy. Owszem, były trochę... puszyste, ale pasowały do niej.
  Może nawet, gdyby była ze Slytherinu, zwróciłby na nią uwagę. Ale nie była (nie, oczywiście, że nie pomyślał: niestety - to by było niezgodne z jego regułami). Chociaż przyznawał to niechętnie, okazała się całkiem interesującą dziewczyną. I zabawną. Z trudem odgonił przelatujący mu przez głowę obraz Granger, kiedy odskakując przed pająkiem, wpadła na niego.
  Zdawał też sobie sprawę z tego, że nie powinien dopuścić do czegoś takiego. Ojca mógł nienawidzić, ale to, co wtłaczał do głowy syna od najmłodszych lat, ciągle miało jakąś wartość. Draco nadal uważał się za lepszego od reszty ludzkości - i, powiedzmy sobie szczerze, miał powody, prawda? Przystojny, z doskonałego rodu, bogaty, inteligentny... Och, i po co się oszukiwać, i tak najważniejsze, że bogaty.
  A sprawę z Granger trzeba jakoś rozwiązać. Musi po prostu wszystko odkręcić, żeby dziewczyna nie wyobrażała sobie nie wiadomo czego. A prawda jest taka, że Gryfonka w ogóle Dracona nie obchodzi i doszedł do wniosku, że powinien jej to okazać. Bo gdyby nie to, że był pewny, że to niemożliwe, uznałby, że rzuciła na niego jakiś urok albo podstępnie zmusiła do wypicia eliksiru, ponieważ zachowywał się zupełnie nienormalnie. I chciałby to wszystko cofnąć i wrócić do ich poprzednich relacji. Całkiem fajnie było drwić z ich całej trójki, a teraz, nie wiedzieć czemu, nie miał ochoty kpić z Granger. To go denerwowało i sprawiało, że był wściekły. Dlatego postanowił, że z Granger nie będzie już rozmawiał. A najlepiej trochę ją podrażni. Akurat odpowiadało to jego aktualnemu nastrojowi. 

  Hermiona wyszła z łazienki i skierowała się ku sali od eliksirów. Znów mieli dwie godziny i nikt nie był z tego powodu zbytnio zadowolony. Rozejrzała się po Gryfonach i zaraz koło drzwi zobaczyła pogrążonych w rozmowie Harry'ego i Rona. Z lekkim poczuciem winy stanęła tak, aby nie mogli jej zobaczyć. Było jej głupio, ale na razie nie chciała z nimi rozmawiać. A na lekcji powie, że nie chce gadaniem denerwować Snape'a. Przynajmniej kupi sobie trochę czasu.
  Snape otworzył drzwi i natychmiast zapanowała cisza.
  Profesor rozpoczął wykład powtórzeniowy o niektórych eliksirach i odtrutkach na nie, ale Ron i Harry go nie słuchali. Cały czas patrzyli na swoją przyjaciółkę, mając nadzieję, że w końcu zwróci na nich uwagę. Ale ona była całkowicie pochłonięta robieniem notatek i wreszcie Harry zdecydował się jej przerwać.
  - Hermiono! - wyszeptał cicho i poczekał aż dziewczyna się odwróci. - Co się z tobą ostatnio dzieje?
  Uśmiechnęła się dziwnie i uciekła wzrokiem.
  - Nic, po prostu mam dużo nauki, wiesz przecież.
  - Zawsze miałaś i nigdy czegoś takiego nie było. A dzisiaj przy śniadaniu? Co to niby miało być?
  - Przypomniało mi się, że zapomniałam... czegoś. - Spojrzała w jego szczere oczy i się zarumieniła. Jak mogła ich tak okłamywać? Ale też jak niby miała powiedzieć prawdę?
  - Hermiono... - zaczął Harry z zatroskanym spojrzeniem, ale nie dokończył.
  - Minus pięć punktów dla Gryffindoru za te jakże pasjonujące rozmowy. - Snape pojawił się przy ich stoliku niczym duch. - Weasley! - syknął, a Ron poderwał się na krześle z przerażoną miną. - Składniki Eliksiru Skurczającego.
  - Eeee... To jest... eee.... mózg, mózg nietoperza i ...
  - Potter?
  - Nie wiem, panie profesorze.
  - Granger? Czy mając tyle problemów zdołałaś się nauczyć?
  - Eliksir ten składa się z korzonków stokrotek, fig, dżdżownic, śledziony szczura i soku z pijawek. Aby kurczenie przebiegało w sposób łagodniejszy można dodać odrobinę płatków rumianku, a dla smaku...
  - Wystarczy. Weasley, Potter zarobiliście dodatkowo minus piętnaście punktów.
  Idąc do wyjścia Hermiona niechcący dotknęła skrawka szaty Malfoya. Ten odskoczył oburzony i z pogardliwym wyrazem twarzy warknął do niej:
  - Nie umiesz prosto chodzić, szlamo? Lubiłem tę szatę, a teraz muszę ją wyrzucić.
  Nie mógł rozszyfrować spojrzenia, jakie mu rzuciła. Wyczuł w nim tylko, że ją zranił. Cóż, o to mu chodziło, prawda?
  - Coś ty powiedział? - Potter stanął obok dziewczyny i wyciągnął różdżkę, wymierzając ją w Ślizgona.
  - Chodź, Harry. Nie warto. On nie jest tego warty. - Jej głos był stłumiony, ale pewny. A Draco poczuł się jak ostatni sukinsyn.
  - Nawet nie potrafisz się sama obronić. Co byś zrobiła bez tego kretyna? - Kontynuował.
  - Ja nie potrafię? Skąd ten pomysł?
  - Świetnie. Skoro potrafisz, pojedynek będzie idealnym rozwiązaniem.
  - Nie słuchaj go, Hermiono. To jakiś psychol... - Ron chciał ją pociągnąć do wyjścia, ale dziewczyna się oparła. Nie słuchając go, odpowiedziała Malfoyowi:
  - Świetnie. Dziś o północy w starej klasie od transmutacji.

czwartek, 1 listopada 2012

Rozdział 15. Korytarzowe rozmyślania

  Hej, na początku chciałam Wam pięknie podziękować za komentarze. Nawet nie wiecie (a może i wiecie), jakie to motywujące i jak fajnie jest czytać tyle pozytywnych uwag. Dobra, nie dręczę Was dłużej moją gadaniną, tylko zapraszam do czytania :) Chyba trochę krótko wyszło, ale nie mam już dziś siły. Jakby były jakieś błędy, to wypiszcie mi je, proszę, w komentarzach.


  Hermiona powoli obudziła się z transu i usiadła na podłodze. Myśli się jej plątały i czuła się tak, jakby właśnie dostała z najważniejszego egzaminu w Hogwarcie zamiast Wybitnego Zadowalający. Miała lepkie ręce i kręciło jej się w głowie. Cały czas towarzyszyło jej wrażenie, że jeżeli natychmiast czegoś nie zrobi, jeśli nie podejmie jakiejś decyzji, stanie się się coś strasznego i nie będzie mogła tego cofnąć. Ale jednocześnie nie potrafiła logicznie myśleć i zdawało jej się, że najlepiej będzie po prostu siedzieć spokojnie na podłodze, czekając, aż opadną emocje.
  Emocje. To wszystko przez nadmiar emocji. Chyba po prostu Hermiona nie była przyzwyczajona do tak silnych uczuć i nie potrafiła sobie z tym radzić. Z otrzymywaniem złych ocen jakoś umiała się uporać (z trudem, bo z trudem, ale zawsze), jednak czym innym jest dostanie kosza od chłopaka. Zwłaszcza, że to był właśnie TEN chłopak. ,,Arogancki, niepokorny, wredny, złośliwy, podstępny, leniwy, inteligentny, przystojny, dumny, silny, oczytany - zreflektowała się i skończyła tę wyliczankę - Draco Malfoy".
  ,,A w dodatku świetnie całuje" - pomyślała z nagłym żalem, a potem z cichym jękiem oparła głowę o ścianę.
  Och, była na Malfoya wściekła, tak, jak jeszcze nigdy na nikogo. No, poza nim samym - przypomniała jej się sytuacja z trzeciej klasy. Miała ochotę rozbijać talerze, wrzeszczeć, rozwalać wszystko, co napotka na swojej drodze (chociaż, oczywiście, nie odważyłaby się robić takich rzeczy).
  Miała ochotę zobaczyć Malfoya.
  I zetrzeć mu z twarzy ten cholerny uśmieszek, z którym go sobie zawsze wyobrażała. Była niemal pewna, że siedzi na kanapie rozparty niczym król i śmieje się w duchu z głupiej Gryfonki, która przed chwilą zrobiła z siebie kretynkę. I nie będzie miała jak tego cofnąć. Prawie słyszała jego myśli: tępa kujonka, która myślała, że coś dla mnie znaczy; co ona sobie niby wyobrażała: że jest dla mnie kimś WAŻNYM? Niedoczekanie.
  Bo to były też jej myśli.
  Czuła się oszukana, urażona i... zraniona? Uczucia te potęgował jeszcze wysiłek, jaki sprawiło Hermionie jej wyznanie. Bardzo dużo kosztowały ją te słowa i w tej chwili najbardziej na świecie chciałaby je cofnąć. Nie była w stanie zrozumieć, dlaczego w ogóle dopuściła do sytuacji z Malfoyem. Powinna doskonale wiedzieć, że Malfoy ją wykorzysta. ,,Jakie wykorzysta? Sama chciałaś tego pocałunku". Była zła na siebie. I na Malfoya, bo sprawił, że przez chwilę wierzyła, że mogliby być razem. Jaka była głupia! Czy naprawdę te pięć lat niczego jej nie nauczyło? Po Draco Malfoyu nie należy spodziewać się niczego dobrego.
  ,,Nigdy i nigdzie. On po prostu nie jest zdolny do zrobienia czegoś dla drugiego człowieka. Nie można wymagać rzeczy niemożliwych" - pomyślała, a jej wargi wykrzywiły się w gorzkim uśmiechu. - ,,Jak mogłam tego wcześniej nie zauważyć? Przecież doskonale wiedziałam, jaki on jest. Pięć lat wyzwisk, kpin i pogardliwych spojrzeń. Jak mogłam o tym zapomnieć w przeciągu - ilu? - dwóch miesięcy? Zgłupiałam przez niego. Kilka rozmów, trochę widoków ładnego ciała, a ja już jestem gotowa rzucić wszystko dla niego?"
  Nieprawda, to nie tak. Tak naprawdę nie miała czasu, żeby pomyśleć o czymkolwiek, bo to wszystko stało się za szybko. Zbyt nieprzemyślanie. Hermiona nienawidziła podejmować decyzji bez uprzedniego przemyślenia ich i, jak się okazało, miała rację. Może gdyby nie wyłączyła zdolności myślenia, to wydarzenie nie miałoby miejsca. 
  Myśli Hermiony nagle zmieniły bieg i wróciły do pocałunku - przysięgłaby, że to się stało bez udziału jej woli. Chociaż Ślizgonem w tym momencie pogardzała, nie mogła się oszukiwać. Chciała więcej i to właśnie z Malfoyem. Emocji, które odczuwała przy Ronie czy Krumie, nawet nie dało się porównać z tymi, które wywołał Ślizgon. Nie, nie dziwiło jej, że całował tak dobrze - był w końcu z rodziny Malfoyów, a oni wszystko robili perfekcyjnie - Hermionę zdziwiła jej reakcja. Nigdy nie zachowywała się tak przy Ronie lub Wiktorze. No, chociaż, w sumie, gdy była z Wiktorem, zawsze wiedziała, że jest tylko jego przelotną miłostką i nie przeszkadzało jej to. Wtedy ciągle kłóciła się z Ronem i potrzebowała bliskości.  I przecież nie była tak głupia, by wierzyć, że światowej sławy szukający z innego kraju będzie chciał z nią być dłużej. Zaimponowało mu po prostu, że nie latała za nim jak dziewczyny pokroju Romildy Vane.
  A Malfoy... Nawet nie miała siły roztrząsać dłużej jego zachowania
  (chyba ocipiałaś, Granger)
  i swojego. Zresztą, i tak doskonale wiedziała, że zachowywała się tak, jakby straciła rozum. Może faktycznie tak było? Ale, na szczęście, teraz go odzyskała i miała zamiar robić z niego użytek. ,,Nigdy więcej myślenia o Malfoyu, nigdy więcej rozmawiania z nim, żadnej pomocy. Mam być wobec niego lodowato zimna, obojętna i najlepiej nawet na niego nie zwracać uwagi".
  ,,Najlepiej by było, gdybym to sobie zapisała w punktach" - pomyślała zrezygnowana. - ,,Taaa, sarkazm to moje drugie imię". 
  Przejechała ręką po włosach. Jednego była pewna: Malfoy nie zobaczy jej zranionej i słabej. Będzie się zachowywać tak, jakby nie istniał. Da radę. Nie takie rzeczy się robiło.
  U wylotu korytarza zauważyła Panią Norris. 
  - Filch! - syknęła do siebie. Podniosła się i szybko podbiegła do portretu Grubej Damy. Powiedziała hasło i zniknęła w środku. Jest jej przykro czy też nie, nie może ryzykować szlabanu.
  
  Znów jadła owsiankę i znów patrzyła się na Malfoya. Teraz jednak przepełniały ją zgoła inne uczucia.
  ,,Spójrz, się tu, na gacie Merlina. Czy to naprawdę takie trudne?" Nieprzespana noc pozwoliła Hermionie uporządkować wszystkie myśli i zadecydować, co ma robić. Co prawda, to, co chciała osiągnąć teraz, nie miało nic wspólnego z jej planami, ale nie mogła sobie odmówić chociaż tak drobnej przyjemności. 
  Przyjemności? Nie, satysfakcji - to będzie dużo lepsze słowo. 
  Malfoy wreszcie się na nią spojrzał - miała wrażenie, że specjalnie zrobił to po tak długim czasie - a ona wyprostowała się i rzuciła mu spojrzenie tak pełne pogardy, nienawiści i odrazy, że chłopak na chwilę zamarł. Hermiona zacisnęła zęby, a Malfoy... a Malfoy znów zaczął rozmawiać z Crabbe'm. 
  ,,No i masz, masz tę swoją satysfakcję" - powiedział jej pogardliwy głos, którego nienawidziła. - ,,Jesteś zadowolona?"
  Widok Dracona tak po prostu odwracającego się od niej, sprawił jej ból większy niż myślała. Sama nie wiedziała, czego się spodziewała. Że rzuci się na kolana i zacznie ją przepraszać? 
  Dziewczyna gwałtownie wstała z ławy, nie patrząc na nikogo. Prawie wybiegła z sali, nie słysząc wołającego ją zaniepokojonego Harry'ego.
  Nie widziała też, że pewien Ślizgon o włosach tak jasnych, że prawie białych, również patrzy na jej ucieczkę. I też podejmuje pewne decyzje.
 
 
 

  




niedziela, 21 października 2012

Rozdział 14. Obustronne szaleństwo

W tym rozdziale mam dla Was niespodziankę! Dowiecie się, jak przeczytacie :p


  Zjedli obiad - pieczony kurczak - a potem Hermiona poszła do biblioteki odrobić lekcje. Profesor Snape zadał im bardzo trudny temat do opracowania oraz opisanie sposobów przyrządzania piętnastu eliksirów czarnomagicznych, a profesor Binns napisanie eseju o powstaniu wilkołaków z  tysiąc sześćset dziewięćdziesiątego czwartego roku. Zajęło jej to bardzo dużo czasu, bo starała się zrobić wszystko jak najdokładniej, z przykładami i dobrymi opisami. Korzystała z kilkunastu ksiąg, które wyszukała w bibliotece. Najwięcej informacji zaczerpnęła z ,,Eliksirów przeklętych" na zadanie dla profesora Snape'a. 
  Po niecałych czterech godzinach, kiedy zaczęły ją już piec zmęczone i załzawione oczy i boleć pochylone plecy, uznała, że może sobie pozwolić sobie na odpoczynek. Zakorkowała buteleczkę z atramentem, zgarnęła książki i pergaminy do torby i wyszła z biblioteki, cicho żegnając panią Pince, która układała książki na półkach. Hermiona poszła do Pokoju Wspólnego odłożyć rzeczy, po drodze myśląc o kąpieli, jaką sobie zafunduje. Ruszyła zatem do łazienki prefektów i odkręciła kilka kurków znajdujących się nad wanną. Ze złotych kranów leciała kolorowa piana i bąbelki, dość szybko napełniając wielką wannę. 
  Rozebrała się i zanurzyła w pachnącej bzem wodzie. Z rozkoszą przepłynęła kilka długości, a potem oparła głowę o krawędź wanny, zamykając oczy w ochronie przed światłem. Trochę czasu relaksowała się w ten sposób, po czym umyła ciało waniliowym mydłem z nutą cytryny i lawendy i gęste włosy migdałowym szamponem. Osuszyła ciało ręcznikiem, a włosy zaklęciem. Lubiła takie proste, przydatne czary, bo pozwalały jej oszczędzić masę czasu. Gdyby Lavender albo Parvati dowiedziały się, że zna takie zaklęcia, nie dałyby jej spokoju i prosiłyby o naukę, a na to nie miała czasu, dlatego nigdy ich o tym nie informowała.
  Czesząc włosy, przypomniała sobie o liście, nadal schowanym w jej szkolnej torbie. Pozbierała ubrania i wróciła do dormitorium. Złożyła w idealnie uporządkowanym kufrze ubrania i wyciągnęła białą kopertę. Tata zazwyczaj pisał do niej długie epistoły, dlatego chciała mieć odrobinę ciszy, żeby w spokoju go przeczytać. W dormitorium Lavender i Parvati plotkowały, półleżąc na łóżku, a w Pokoju Wspólnym zebrali się chyba wszyscy Gryfoni. Pomyślała, że o tej porze spokój będzie miała chyba tylko na korytarzu. Jeszcze nie było godziny policyjnej i Filch nie czatował na uczniów, więc zarzuciła na siebie zielony sweter i wyszła z pokoju. Naprzeciwko obrazu, na parapecie, obściskiwała się para jakichś trzecioklasistów, dlatego skręciła w prawo. Usiadła na szerokim parapecie okiennym, koło świecy umieszczonej w uchwycie na ścianie i otworzyła kopertę.

  Kochana Hermionko!
  Tak strasznie dawno do nas nie pisałaś, że myśleliśmy już z mamą, że coś Ci się stało. Upraszamy się więc o dłuższe i częstsze listy. Mamy nadzieję, że dobrze idzie Ci w szkole i znajdujesz czas na spotkania  z Harry'm Pottterem i Ronaldem Weasleyem.
  Niestety, mam dziś dla Ciebie przykre wieści. Ciocia Margaret ze Szkocji zmarła w piątek. Ciężko chorowała przez ostatnie kilka miesięcy na straszną chorobę - raka. My nic nie wiedzieliśmy, ponieważ zarówno Margaret jak i jej córka nie chciały nas martwić. A przecież moglibyśmy do nich pojechać, żeby pomagać i wspierać psychicznie. Nawet sobie nie wyobrażam, jak im musiało być ciężko. Córeczko, wiem, że bardzo kochałaś Marge i na pewno jest Ci teraz smutno i źle. Pewnie chciałabyś pojechać z nami do Szkocji, ale nie jest to możliwe. Kidy dostaniesz ten list, pewnie będziemy już w samolocie. Nie wiem, ile zostaniemy w Szkocji. Wszystko zależy od Lisy - jeżeli będzie chciała lub nie będzie sobie radzić - zostaniemy na dłużej. W takich chwilach rodzina powinna trzymać się razem. 
  Hermionko, mam nadzieję, że nie smucisz się za bardzo. Najlepiej będzie, jeśli szczerze porozmawiasz z przyjaciółmi. Wiem, że nie lubisz rozmawiać o sobie, kochanie, ale to naprawdę by Ci to pomogło. Chciałbym być teraz z Tobą, ale niestety nie mogę.
                                                                                             Tęsknie za Tobą
Tata

  Hermiona chwilę wpatrywała się bezmyślnie w kartkę, nie do końca wiedząc, co właściwie przeczytała. ,,Ciocia Margaret... nie żyje? Przecież w lipcu byliśmy u niej przez parę tygodni. Wyglądała wtedy i zachowywała się zupełnie normalnie. No dobra, może jadła mniej niż zazwyczaj, ale uznaliśmy, że po prostu się odchudza. Zawsze była trochę przy kości. Ale rak? To była przecież jeszcze młoda kobieta - czterdzieści pięć lat. Jak mogła umrzeć?"
  Z ciotką - siostrą mamy - i jej córką Lisą Hermiona nie otrzymywała zbyt częstego kontaktu z powodu zbyt dużej odległości, ale zawsze bardzo je lubiła. Podczas nielicznych spotkań i rozmów telefonicznych traktowała Margaret jak przyjaciółkę i mogła liczyć na wzajemność. Hermionie zawsze podobała się jej pogoda ducha i wesoły sposób patrzenia na świat. A teraz ta energiczna, uśmiechnięta kobieta nie żyje.
  Przez chwilę Gryfonka walczyła ze łzami, ale nadaremnie. Niechętnie pozwoliła, by słone łzy skapywały jej z podbródka na sweter, a całym ciałem wstrząsał szloch. Wszystkie siły skupiła na tym, żeby nie zacząć wyć. Nie chciała się z tym pogodzić. Po tylu latach przyjaźni z Harry'm myślała, że przyzwyczaiła się do śmierci. Okazało się, że nie.
  Hermiona bardzo rzadko pozwalała sobie na płacz, dlatego gdy miała poważny powód, rozklejała się zupełnie. Przypominały jej się też wszystkie złe rzeczy, jakie ją spotkały. Kłótnie, raniące słowa i przykrości.
  Usłyszała ciche kroki i natychmiast poderwała głowę oraz szorstko otarła łzy z policzka, nieudolnie próbując ukryć fakt, że płakała.
  - Czego ryczysz, Granger? - zapytał tak dobrze jej znany głos. Właściciel tego głosu był jedną z osób, którym nigdy nie chciała pokazać swojej słabości. Dumna Granger, niepokonana Granger, silna Granger. Tak właśnie chciała być postrzegana i walczyła o to. Zazwyczaj nie pozwalała sobie na słabości, pokazywała ludziom maskę nieprzystępnej i surowej dziewczyny. Odpowiadał jej taki sposób bycia. Nie miała zamiaru pozwolić, aby ktoś ją zranił. Dlatego tak bardzo zdenerwował ją fakt, że akurat Malfoy był świadkiem jej płaczu. - Kochaś cię zostawił? - spytał i zaraz dodał, jakby do siebie: - Pod warunkiem, że miałaś kiedyś kogoś takiego.
  - Daj mi spokój. Chociaż dzisiaj. - Zdumiało ją brzmienie własnego głosu. Był szorstki i ochrypły.
  - Ja miałbym ci dać spokój? Granger, przecież ja ci nic nie robię.
  - Pocałuj się w rzyć - krzyknęła nagle, gwałtownie zeskakując z parapetu i stając przed Ślizgonem, patrząc mu prosto w oczy. Jej czerwona, mokra twarz płonęła z wściekłości, a podpuchnięte oczy rzucały groźne błyski.
  Malfoy, zupełnie nie zwracając na to uwagi, nie mogąc się powstrzymać, zgiął się wpół i prychnął ze śmiechu.
  - Rzyć? Jezu, Granger, takich słów nie używała już nawet moja babka.
  Hermionę ogarnęła nagle niewytłumaczalna chęć, aby się zaśmiać. I śmiała się, rechotała ze śmiechu, dopóki śmiech nie przerodził się w szloch. Nie mogąc utrzymać się na drżących nogach, wolno osunęła się po ścianie, kuląc się na podłodze.
  Lekko zaniepokojony Malfoy przyglądał jej się i zastanawiał, co się stało tej cholernej Granger. Co jak co, ale jej by nie podejrzewał o takie rozklejanie się. Jakoś mu to do niej nie pasowało - do dziewczyny, która ośmieliła się go kiedyś uderzyć. Swoją drogą, jego urażona duma nadal bolała na wspomnienie tego zdarzenia - chociaż nigdy by się do tego nie przyznał. A może ona zwariowała? Wcale by się nie zdziwił. Przy towarzystwie Wieprzleja, Głupottera i tej kretynki Jenny każdy mógłby się pożegnać ze zdrowymi zmysłami. A może ona nazywała się Grace? Ginny? Jezebel? Nieważne, pomyślał z nagłym zniecierpliwieniem. Ukląkł przy Granger.
  - Hej, Granger - powiedział, starając się brzmieć łagodnie. - Co się stało?
  Odpowiedział mu dziwny charkot, jakby dziewczyna próbowała przestać płakać, ale nie potrafiła.
  - No już, Granger, spokojnie. Wszystko będzie dobrze. - Przewrócił oczami, zdziwiony, że jego gardło w ogóle wypuściło te bzdury. Słyszał kiedyś, jak jakaś matka pocieszała w ten sposób na ulicy swoje dziecko.  Na dziecko to nie podziałało, dlatego Draco, zniecierpliwiony potwornym wrzaskiem, rzucił na bachora zaklęcie powodujące swędzącą i piekącą wysypkę. Ale może na Granger to podziała.
  - Wcale nie będzie. - Podniosła nagle głowę i pociągnęła nosem. ,,Cóż, na Granger najwidoczniej nie podziałało" - pomyślał, powstrzymując westchnienie.
  - Za jakiś czas będzie. Przestań się wreszcie mazać i powiedz mi, co się stało.
   Jego hipnotyzujący, głęboki głos trochę ją uspokoił.
  - Moja ciocia nie żyje. - Po jej twarzy popłynęło kilka łez, ale przynajmniej nie zaczęła znowu ryczeć. Draco dziękował za to wszystkiemu, co żyje. Swoją drogą, tyle zamieszania z powodu czegoś takiego? Był z tego powodu trochę zniesmaczony. Przecież to tylko jakaś ciotka.
  - Ale ja tego nie rozumiem. Przecież ona... ona była jeszcze... taka... - Zagryzła wargi  prawie do krwi i nie mogła mówić dalej.
  Draco znowu przez jakiś czas tylko jej się przyglądał, kalkulując coś w myślach. Wreszcie, zmarszczywszy brwi, przyciągnął ją do siebie i delikatnie objął. Granger, nie Granger, nie zostawi jej przecież na korytarzu. Wtuliła się w niego i mocno zacisnęła palce na jego ramionach. Przygarnął ją mocniej, pewniej, instynktownie czując, że właśnie tego ona teraz potrzebuje. Kilka chwil po prostu siedzieli tak, obejmując się coraz mocniej, jakby chcieli stopić się w jedno ciało. Czuł na piersi, jak oddech Granger powoli się uspokaja. Przybliżył głowę do jej włosów. Miały słodki, lekko migdałowy aromat. Nieznacznie podniósł rękę i spojrzał na zegarek, starając się, aby Granger tego nie zauważyła.
  Dziewczyna podniosła głowę i powoli się od niego odsunęła, czerwieniąc się.
  - Przepraszam. Nie powinnam była... Powinnam już iść. - W jej głosie wychwycił lekko przerażone nutki.
  Podnieśli się w tym samym momencie. Chwilkę na siebie patrzyli, zdziwieni, jakby widzieli się po raz pierwszy. Potem Granger odwróciła się i zrobiła krok do przodu.
  Ale Draco już nie chciał, żeby odeszła. Mocno złapał ją za ramię i szarpnięciem obrócił z powrotem do siebie. I wyczytał w jej oczach, że ona też nie chciała odejść.
  - To szaleństwo. Nie powinniśmy... - powiedziała nieswoim głosem i urwała.
  - Zawsze wiedziałem, że jesteś szalona.
  Zanim zdążyła odpowiedzieć czy chociażby oburzyć się na niego, przyciągnął ją do siebie jeszcze bliżej i pocałował. Całował ją z pasją, jakby od tego zależało ich życie, jakby tylko to chciał robić zawsze. Zupełnie inaczej niż Ron, który zwykle był niepewny i bardzo, bardzo delikatny. Aż do mdłości. Siła, którą w Malfou wyczuwała już wcześniej, zupełnie ją oszołomiła. Oddawała pocałunki, zastanawiając się, jakim cudem nigdy wcześniej nie wpadła na to, że całowanie się z Malfoyem to aż taka przyjemność. Zarzuciła mu ręce na szyję, jedną wplatając w te jego jedwabiście miękkie włosy, których chciała dotknąć już od dłuższego czasu. A on przyciągnął ją jeszcze bliżej, chociaż graniczyło to z niemożliwością.
  Zabrakło im tchu i chłopak zsunął usta na jej gładką szyję. Składał na niej tysiące leciutkich pocałunków, sprawiając, że zapominała o całym świecie, cicho mrucząc jak zadowolona kotka.
  Oderwali się od siebie. Bardzo niechętnie.
  Hermiona spojrzała w jego lekko zamglone oczy.
  - Obydwoje jesteśmy szaleni - powiedziała ochryple.
  Cicho się roześmiał.
  - Przynajmniej przestałaś ryczeć.
  Uśmiechnęła się do niego, ale prawie natychmiast spoważniała.
  - Nie powinniśmy byli tego robić.
  - Wyjątkowo się z tobą zgodzę. Aczkolwiek chyba tego nie żałujemy?
  Pokręciła głową. Zbyt gwałtownie, o ile mogła to stwierdzić.
  - Więc możemy po prostu uznać, że coś nam padło na mózg i to się nigdy nie wydarzyło. - Lekko pochylił się, czekając na jej decyzję.
  Otworzyła usta i zaraz je zamknęła.
  - Tak - powiedział wolno, przeciągając słowa. - Tak będzie najlepiej.
  - Świetnie. - Odwrócił się i ruszył w stronę swoich lochów.
  A ona poczuła się jakoś tak... nieprzyjemnie. Jakby podjęła rozsądną decyzję, ale jej się ona nie podobała. Wcale nie chciała, żeby to się tak skończyło. Chociaż Malfoy pewnie miał rację i była szalona. Ale co z tego, skoro żałowałaby, gdyby sobie tak po prostu poszedł.
  - Draco - zawołała cicho, po raz pierwszy wymawiając jego imię. Spodobało jej się to brzmienie. Poczekała, aż się odwróci i dodała: - Poczekaj. Wcale nie chcę, żebyś odchodził.
  ,,Niech się dzieje, co chce" - uznała, patrząc, jak idzie w jej stronę i szukając w jego oczach... czegoś. Jakiejkolwiek emocji. Podczas pocałunku wyczuwała, że był poruszony, ale teraz znowu nałożył tę swoją niewzruszoną maskę i nie mogła nic wyczytać z jego twarzy. To sprawiło, że poczuła się trochę niepewnie.
,,Trudno. Dzisiaj mam zamiar być tak szalona, jak to tylko możliwe".
  - Ach tak? - zapytał tylko, stając przed nią.
  - Ach tak - odpowiedziała, uśmiechając się lekko. - Nie chcę być dzisiaj sama - powiedziała głupio.
  - Co zatem proponujesz?
  - Ja... - zająknęła się nieco, przypominając sobie, że jest już koło godziny dwudziestej drugiej. - Nie wiem. Chciałabym tylko móc się jeszcze raz do ciebie przytulić. Jeżeli ty też tego chcesz. Wiesz, co nie? Bo... Bo inaczej będę skrępowana chyba za każdym razem, gdy cię zobaczę. Bo w ogóle zdziwieniem jest dla mnie... - ,,Skończ. Wreszcie. Gadać. Głupia. Dziewucho." - powiedział w jej głosie wcale rozsądny głos. I Hermiona dziękowała mu z całego serca.
  Malfoy wpatrywał się w nią z nieodgadnionym spojrzeniem.
  I w końcu, po długiej chwili niezręcznej ciszy, wreszcie się odezwał. Głos miał zupełnie spokojny i niewzruszony. Wcześniej z jego twarzy nie dało się nic wyczytać i Hermiona przez chwilę myślała, że chłopak powie coś innego. Nie pozwoliła sobie nazwać tego pragnienia nawet w myślach.
  - Chyba ocipiałaś, Granger. - Gdyby nie znaczenie jego słów, pomyślałaby, ze informuje ją o pogodzie.
  Poszedł wreszcie, a Hermiona była w takim szoku, że przez kilka chwil zapomniała o poruszaniu się.
  Po jeszcze dłuższej chwili przypomniała sobie o konieczności zamknięcia ust i ruszeniu się z miejsca.

  No i macie niespodziankę. Wreszcie się pocałowali. Tylko możecie mi powiedzieć, jak mi wyszedł opis? Bo po raz pierwszy opisywałam scenę pocałunku i zastanawiam się, czy nie wyszło mi ckliwie i głupio. Pozdrawiam wszystkich moich kochanych czytelników i dziękuję za komentarze :)
 
 

niedziela, 7 października 2012

Rozdział 13. Niespokojne marzenia i kultura osobista

No to jedziemy z tym koksem.

   
W gruncie rzeczy Gryfonka bała się. Bała się swoich uczuć co do Malfoya. Wyglądało na to, że chłopak powoli się zmienia. Nie wyzywał już, nie drwił - no, w każdym razie nie z niej, w stosunku do Harry'ego  i do innych uczniów, których nie lubił, pozostał taki sam, ale w tym akurat nie było nic dziwnego. Wydawało jej się, że to nie żaden podstęp, bo i jaki by miał w tym cel? Żaden. Ale trudno jej było uwierzyć, że chłopak potrafiłby się się zmienić. Jeszcze z taką rodziną i przyjaciółmi... Jakoś nie mogła sobie wyobrazić, ze czarujący pan Lucjusz Malfoy zaakceptowałby zachowanie syna.
  Dziwne. Hermiona dopiero teraz sobie uświadomiła, że w towarzystwie blondyna czuje się rozluźniona i zrelaksowana. Że tak naprawdę polubiła jego towarzystwo. Na widok Ślizgona nie reagowała już błyskawiczną utratą humoru, a uśmiechem. Najbardziej niepokojące było to, że gdy dotknął jej policzka, przeszedł ją dreszcz. I chociaż usiłowała sobie wmawiać, że to z powodu zimna albo... no...
  W każdym razie nie powinno tak być. Harry i Ron nigdy nie zaakceptowaliby tego, że z nim w ogóle rozmawia, nie mówiąc już o spotykaniu się. Z jednej strony, bolała ją ta świadomość. Szkoda, że podziały między ich domami były zbyt mocno ugruntowane i dwoje ludzi - Gryfon i Ślizgon - tak naprawdę nie miałoby życia w szkole, gdyby się przyjaźnili. Ale z drugiej strony, to i tak absurdalna, czysto teoretyczna myśl. ,,Jeszcze nie zwariowałam do tego stopnia, żeby myśleć w ten sposób o Malfoyu" - powiedziała sobie ostro. - ,,Ale chłopak był dla mnie miły (Merlinie, jak to dziwnie brzmi w odniesieniu do tego Ślizgona) i zamierzam mu odpłacić tym samym. I tyle". Na tym zakończyła myślenie o Malfoyu. Starła z szyby parę od oddechu, zeszła z parapetu i zaproponowała chłopakom, żeby poszli z nią do Hagrida.
  Narzucili na siebie płaszcze i wymknęli się prosto w ulewę. Deszcz siekał ich twarze, a porywiste podmuchy wiatru sprawiały, że zimno przenikało ich do szpiku kości. Paskudna pogoda.
  W chatce Hagrida z ulgą powiesili przemoczone płaszcze przy ogniu i usiedli przy stole. Wypili herbatę, grzecznie zaś podziękowali za poczęstunek twardymi jak kamienie ciasteczkami - zbyt dobrze znali wypieki Hagrida - i rozmawiali o tym, co się ostatnio działo. Hagrid z dumą opowiedział o wyhodowaniu sklątek przedniowybuchowych - krzyżówki sklątek tylnowybuchowych i rasy, której Hagrid nie chciał wymienić. Hermiona miała poważne wątpliwości, co do legalności tego procesu, ale grzecznie zmilczała. Była wszak gościem i nie wypadało jej nic mówić na ten temat. 
  Pogawędki z Hagridem zawsze wpływały na nich kojąco - był w końcu ich przyjacielem - dlatego, gdy wracali do zamku, nawet nie przeszkadzało im za bardzo zimno i deszcz wlewający się za kołnierze.
  W pokoju dziewcząt Hermiona wyciągnęła z kufra trzy małe fiolki z eliksirem zapobiegającym przeziębieniu. Kupiła je podczas pobytu w Londynie, gdy szukała ingrediencji na lekcje profesora Snape'a. Zniosła je do Pokoju Wspólnego i poprosiła grzejących się przy kominku Rona i Harry'ego, aby wypili. Nie chciała ryzykować grypy. W zamku była, co prawda, pani Pomfrey, ale Hermiona zawsze powtarzała, że lepiej zapobiegać niż leczyć. Całą trójką wypili zawartość fiolek - zawiesisty eliksir o bladozielonej barwie - krzywiąc się niemiłosiernie. Nic dziwnego, eliksir był wyjątkowo obrzydliwy w smaku. Ale przynajmniej działał - wiedziała o tym z własnego doświadczenia.
  Trochę później Hermiona opowiedziała przyjaciołom o tym, że widziała dziś w bibliotece panią Pince z Filchem. Od razu złapali aluzję i zaśmiewali się do łez.
  - Chociaż muszę przyznać, że pasowaliby do siebie - powiedział Ron, rozsiadając się wygodniej. - Obydwoje wredni, zgorzkniali, nielubiący uczniów... Idealne dopasowanie. To by była chyba najbardziej dobrana para w Hogwarcie.
  Hermiona prychnęła śmiechem. Przez głowę przebiegła jej myśl, że ona i Draco Malfoy byliby chyba najbardziej NIEdobraną parą w Hogwarcie. On - wyniosły, bezczelny, drwiący i zamknięty w sobie - i ona - szczera, zabawna (a przynajmniej tak sobie pochlebiała), uczuciowa i uwielbiająca książki oraz naukę. Pewnie mieliby mordercze skłonności względem siebie już po tygodniu. Zresztą to i tak kompletna  paranoja. Malfoy, nawet jeśli się zmienił, nigdy by się nie ,,zniżył" do bycia ze szlamą.
  Nagle zorientowała się, że Ron i Harry wpatrują się w nią wyczekująco, najwyraźniej oczekując odpowiedzi na jakieś przed chwilą zadane pytanie.
  - Och, przepraszam. Co mówiliście? - spytała szybko.
  - Pytałem, czy zagrasz z nami w szachy - powtórzył Ron.
  - Nie. Muszę jeszcze powtórzyć jutrzejsze lekcje, a chciałabym przeczytać dziś chociaż rozdział z podręcznika do numerologii.
  - Hermiono? Po co ci podręcznik do numerologii?
  - Kupiłam go w Londynie - odparła bez związku.
  - Tak, ale po co? Przecież nie chodzisz na numerologię - stwierdził powoli Ron ze zdziwieniem.
  - To nie znaczy, że nie mogę się dowiadywać nowych rzeczy, Ronaldzie. Wykształcony czarodziej powinien czerpać wiedzę z różnych dziedzin - powiedziała wyniośle, wstała z fotela i poszła do żeńskiego dormitorium, odprowadzana przez przyjaciół spojrzeniami typu: ,,ona już kompletnie zwariowała". Hermiona resztę dnia spędziła na nauce i czytaniu.
  Rano przy śniadaniu Hermiona powoli jadła owsiankę, wpatrując się w Dracona Malfoya. Siedział dokładnie w linii prostej naprzeciwko niej, a to, że był o dwa stoły dalej, wcale nie utrudniało jej patrzenia. A było na co patrzeć. Musiała to przyznać, mimo, że w chłopakach najbardziej ceniła intelekt.
  Ale to nie przeszkadzało jej marzyć.
  Draco Malfoy dziś wyglądał naprawdę niesamowicie. Jego krótkie włosy o kolorze tak jasnym, że prawie białym, lśniły w ciepłym świetle dnia złotymi refleksami. Szare oczy chłopaka, okolone długimi rzęsami z uwagą wpatrywały się w rozmówcę - Notta - a ładnie wykrojone usta o wyraźnych konturach lekko się zacisnęły w geście zniecierpliwienia. ,,On nawet nos ma idealny" - pomyślała lekko nieobecnie Hermiona. Malfoy miał na sobie szatę, pod którą włożył czarną luźną koszulę. Nawet te ubrania nie zdołały ukryć szerokich ramion i odznaczających się mięśni. A Hermiona widziała go bez koszulki i wiedziała, że mięśnie te są naprawdę niezłe. Wyglądał drapieżnie, bardzo męsko i... seksownie.
  Malfoy nagle uniósł głowę i spojrzał prosto w jej oczy. I znów Hemiona poczuła, że nawet gdyby chciała - a nie chciała - nie potrafiłaby popatrzeć w inną stronę. Siła jego spojrzenia fascynowała ją i sprawiała, że nie mogła oderwać wzroku.
  Nie, nie było tak, jak na filmach, które oglądała w domu. Świat nie zamarł na kilka uderzeń serca, nikt nie znieruchomiał i Hermiona była pewna, że Malfoy wyraźnie widzi pożerającego pączka za pączkiem Crabbe'a, tak, jak ona wyraźnie słyszała siorbiącego sok dyniowy Rona, ale w pewien sposób było nawet lepiej. Prawdziwiej. Na filmie nie poczułaby niepokojącego, rozkosznego ciepła rozchodzącego się po ciele ani dreszczu wspinającego się po plecach. Nie poczułaby pragnienia wstania i rzucenia się Malfoyowi na szyję.
  Jak również łyżka, którą do tej pory spokojnie trzymała w ręce, nie wpadłaby z chlupotem do miski i nie ochlapałaby siedzących obok osób i obrusa owsianką. Hermiona dość gwałtownie wyrwana z pewnego rodzaju transu, złapała garść serwetek i zaczęła się wycierać, gorąco przepraszając Ginny, Neville'a, Rona i Harry'ego.
  Kiedy z rumieńcem wstydu na twarzy odważyła się znów spojrzeć na Malfoya, odkryła, że Ślizgon bezczelnie się z niej śmieje. Bo nie miała wątpliwości, że ten grymas na jego twarzy, to oznaka z trudem powstrzymywanych emocji. Była bardzo zakłopotana swoim zachowaniem i myślała o tym, żeby jak najszybciej wymknąć się z sali, ale to nie upoważniało tego chłopaka do śmiania się z niej! Oburzona wciągnęła głośno powietrze i wyniośle odwróciła głowę. Widok tego gestu rozbawił go jeszcze bardziej.
  Hermiona nalewała sobie soku dyniowego, gdy do Wielkiej Sali wleciało kilkadziesiąt sów. Jedna z nich - szara - upuściła kopertę dla Gryfonki, zaadresowaną dużymi, wyraźnymi literami. Hermiona z trudem uratowała list przed kąpielą w soku. Zerknęła na nazwisko nadawcy - list był od jej ojca. Trochę się zdziwiła, bo poprzedni list dostała trzy dni temu, a rodzice pisali do niej zazwyczaj raz w tygodniu. Ale musiała się już zbierać na lekcje, dlatego odłożyła przeczytanie listu na później i schowała go do torby między podręczniki do eliksirów i historii magii.
  ***
  Hermiona na lekcjach musiała wyjątkowo mocno się starać, bo przez cały dzień była lekko nieprzytomna i ciężko jej było się skupić. Dobrze, że wczoraj uczyła się do późna i nie groziła jej niewiedza na zadane pytanie. I dobrze, bo bardzo nie lubiła czegoś nie wiedzieć.
  Kiedy Hermiona zmierzała w stronę wyjścia z klasy od eliksirów - to była ich ostatnia lekcja - lekko z przodu po prawej stronie szedł też Malfoy, co pozwoliło jej stwierdzić, że jego włosy nie tylko są lśniące, ale też wyglądają na cudownie miękkie i gładkie. Ku jej zdziwieniu Malfoy, zamiast przejść przez drzwi, stanął z boku i przepuścił ją pierwszą.
  - Jak tam twoja owsianka? - wyszeptał, kiedy go mijała.
  Momentalnie zrobiła się czerwona i nic nie odpowiedziała. Było jej strasznie wstyd, a najgorsze było to, że on doskonale wiedział, że to przez niego upuściła łyżkę. Ale postanowiła udawać, że w ogóle jej to nie obeszło i podziękowała mu delikatnym skinieniem głowy z nieodgadnioną (a przynajmniej taką miała nadzieję) miną. Poszła dalej korytarzem, nie mogąc uwierzyć w to, co się przed chwilą stało. Ten Ślizgon zadziwiał ją coraz bardziej i w pewnym sensie podobało jej się to. Pal licho kpiny - to dla niej nic nowego - ale przepuścił ją przez drzwi. Tak nie robili nawet chłopcy, z którymi się przyjaźniła. No, oprócz Neville'a - jemu babcia bardzo dobrze wpoiła zasady wychowania. Hermiona wolała nie wiedzieć, jakim sposobem.
  Harry i Ron dogonili ją i Ron spytał z wybałuszonymi oczami:
  - Czy ta zgniła fretka naprawdę przepuściła cię przez drzwi? - Był wyraźnie zszokowany i gdyby uniósł brwi choć trochę wyżej, to chyba podjechałyby mu na włosy.
  - Och, Ron! Tak po prostu robią kulturalni mężczyźni - odparła łagodnie.
  Jej przyjaciele zrobili miny, które wyraźnie świadczyły, co sądzą o kulturze osobistej Malfoya. Chciała powiedzieć coś jeszcze, bo naprawdę była pod wielkim wrażeniem manier Malfoya, ale porzuciła temat, zważywszy na to, że ciągnięcie go nie miało sensu. Do Harry'ego i Rona i tak nic by nie dotarło.
 

niedziela, 30 września 2012

Rozdział 12. Trudne referaty i dreszcze

Witam Was wszystkich. Strasznie dawno nie dodawałam nic nowego, ale jakoś mi nie szło. Pewnie zauważyliście u mnie zmiany. Śliczny szablon, prawda? Za jego wykonanie bardzo dziękuję Avii Tinar z zaczarowanych szablonów. Pewnie znowu będziecie mówić, że za mało chemii między Draco i Hermioną, więc uprzedzam, że być może w następnym rozdziale będzie jakiś pocałunek. Tylko muszę go jeszcze ładnie opisać. Zapraszam do czytania


 Rano Hermiona długo się zastanawiała, czy to się naprawdę zdarzyło, czy może sobie to wszystko wymyśliła. Czy naprawdę zwariowała do tego stopnia, by proponować Malfoyowi (Malfoyowi - swojemu wrogowi od pierwszej klasy i autorowi licznych obelg!) kanapki? Co prawda nieświadomie je zaproponowała, ale fakt pozostaje faktem.
  A Malfoy też nie zachowywał się jak zwykle. Nie wyzywał jej, nie obrażał. No dobra, kpił sobie z niej, ale to było raczej dla żartu. ,,Co się dzieje z tym światem? Nigdy bym nie pomyślała, że będę ze Ślizgonem jeść kolację". Po czym wylazła z łóżka i poszła do łazienki, żeby nikt jej nie zajął.
  Kiedy wróciła, już ubrana i umyta, zeszła do Pokoju Wspólnego. Chwilę czekała na chłopaków, patrząc przez okno na błonia, a potem razem poszli na śniadanie. Hermiona miała dzisiaj bardzo dobry humor i po drodze żartowali i się śmiali.
  Przy stole Hermiona położyła na talerzu kromkę chleba i nałożyła na nią jajecznicę. Spojrzała przelotnie na stół Ślizgonów. A skoro już się tam spojrzała, równie dobrze mogła popatrzeć na...
  Zerknęła proso na rozleniwionego Malfoya. Chłopak zmrużył lekko oczy, odwzajemniając spojrzenie. Uśmiechnął się nieznacznie i uniósł w geście toastu kanapkę, którą trzymał w ręce. Hermiona się zawahała, ale po krótkiej chwili odwzajemniła gest. W uśmiechu pokazała zęby, a kiedy odwrócił wzrok, powracając do rozmowy, zaśmiała się głośniej.
  Harry spojrzał na nią z troską.
  - Hermiono? Dobrze się czujesz? - zapytał delikatnie.
  Dziewczyna znieruchomiała. Musiała wyglądać co najmniej dziwnie, śmiejąc się nad kanapką. Dobrze, że nie zauważył do kogo się śmiała. I w ogóle co to za pomysły, żeby uśmiechać się do Malfoya! Dostał wczoraj żarcie i to by było na tyle - zezłościła się nagle.
  - Och, jasne, Harry. Po prostu przypomniało mi się coś śmiesznego z wczoraj - powiedziała uspokajająco, ale jej czarnowłosy przyjaciel nadal popatrywał na nią podejrzliwie kątem oka.
  -Pamiętajcie, żeby zrobić dzisiaj eseje na historię magii - przypomniała im.
  - Spokojnie, Hermiono. Mamy na to całą niedzielę, Wyluzuj - odpowiedział znudzony Ron.
  - To co robimy?
  - Ja i Harry mamy trening, to ze trzy godziny zejdzie. 
  - Aha, ok. - Hermiona uznała, że w gruncie rzeczy to jej nawet pasuje, bo i tak chciała poszukać w bibliotece książek o ustawie z 1694 roku, zakazującej przeprowadzania eksperymentów na mugolach. - Jeśli będziecie chcieli się spotkać, to będę...
  - W bibliotece - dokończyli za nią chórem.
  Zmarszczyła czoło.
  - Naprawdę jestem aż tak przewidywalna?
  Popatrzyli po sobie, wyraźnie oceniając, co jej powiedzieć.
  - No, wiesz, dość często przebywasz w bibliotece. Zwłaszcza ostatnio. Właściwie każdy szuka ciebie najpierw w bibliotece - powiedział ostrożnie Harry.
  - Naprawdę? - Dziewczyna była zdziwiona. Wzruszyła ramionami. - Ciekawe, ci którzy narzekają, że dużo czasu spędzam w bibliotece, zazwyczaj jakoś pozbywają się oporów, gdy mamy zadaną trudną pracę domową - zakpiła lekko i uśmiechnęła się. - Powodzenia na treningu.
  W drodze do biblioteki zastanawiała się, czy naprawdę spędza tam aż tak wiele czasu. Ale nawet jeśli, to co z tego? Przecież nauka jest bardzo ważna. Jak niby zdobędzie dobrą pracę bez dobrych wyników? Nie miała zamiaru niczego zmieniać w swoich przyzwyczajeniach.
  Nadal jednak nie dawała jej spokoju pewna myśl. Wcale nie chciała być uważana za nudną kujonkę, przesiadującą całymi dniami w bibliotece. Mogłaby iść czasami potańczyć albo coś podobnego. Inne dziewczyny tak robiły. W soboty w Hogsmeade urządzana była dyskoteka specjalnie dla uczniów Hogwartu, którzy tylko w ten dzień mieli chwilę wolnego. Słyszała, że wstęp nie jest aż tak drogi. Mogłaby iść choćby po to, żeby zobaczyć, co inni w tym widzą. 
  Tak, to chyba dobry pomysł. Każdy musi się trochę rozerwać. Hermiona doszła do wniosku, że pójdzie na jakąś dyskotekę, a jeśli się jej spodoba, to będzie chodziła częściej. Oczywiście, nie za często - w końcu nauka jest najważniejsza - ale tak raz na miesiąc. 
  Albo raz na dwa miesiące.
  Gdy Hermiona doszła do biblioteki, skończyła myśleć na ten temat, bo niemal natychmiast z przyjemnością zagłębiła się w lekturze starych, grubych ksiąg. Uwielbiała zapach stronic, gęsto zapisanych atramentem. Czasem ciężko jej było odczytać niektóre słowa, ale i tak książki z biblioteki hogwarckiej zawsze należały do najlepiej utrzymanych w kraju. 
  Dla Hermiony szokiem i nieustającą radością było to, że może wziąć do ręki tom sprzed pięciuset lat i patrzeć, jak zmienił się od tamtego czasu sposób myślenia i postrzegania świata oraz magii. Teraz mało kogo to interesowało, ale Hermiony to nie obchodziło.
  Na chwilkę jej uwagę oderwało od książki pojawienie się pewnej osoby. ,,Znowu ty" - pomyślała zirytowana. W gruncie rzeczy, ostatnio miała wrażenie, że ciągle widuje gdzieś Malfoya. Gdy szła korytarzem, prawie zawsze widziała jego lśniącą czuprynę gdzieś w gąszczu uczniów. Albo podczas posiłków, zawsze zwracała uwagę na to, gdzie siedzi i jak się zachowuje. Zupełnie jakby... interesowało ją to, co Malfoy robi. Była to niepokojąca dla Hermiony myśl i na chwilę zmarszczyła brwi. Bo wbrew sobie musiała przyznać, że nie żywi już do tego Ślizgona nienawiści czy obojętnaości. W głębi serca wiedziała, że wręcz przeciwnie. Powoli zaczynała go... lubić? W każdym razie mieć dla niego pozytywne emocje. Zwłaszcza po dzisiejszej nocy. Naprawdę świetnie się bawiła z Malfoyem. Zaskoczyło ją to, że chłopak ma poczucie humoru (o co wcześniej go nie podejrzewała), że potrafi być miły i zachowywać się jak dżentelmen. Nie każdy odprowadziłby dziewczynę, mając zupełnie nie po drodze. A już na pewno nie spodziewała się tego po Malfoyu, którego znała. Powoli zaczynało do niej docierać, że Ślizgon się zmienia, że już nie jest taki, jaki był jeszcze rok temu. 
  Blondyn rozejrzał się po sali i jego oczy na chwilę zatrzymały się na Hermionie. A dziewczyna automatycznie, niemal nieświadoma tego ruchu, uśmiechnęła się do niego. Ciepłym, szczerym uśmiechem, który do dzisiaj zarezerwowany był dla Harry'ego i Weasley'ów.  Malfoy otworzył szerzej oczy i uniósł kąciki ust. Odwrócił się i zniknął między regałami, a Hermiona ponownie zajęła się lekturą.
  Nie na długo jednak, bo po jakiejś półgodzinie Ślizgon stanął przed nią i cicho odkaszlnął, wyrywając ją z zamyślenia. Podniosła głowę i ze zdziwieniem uniosła brwi. 
  - Cześć, Granger - powiedział cicho.
  - Hej - powoli odparła. - O co chodzi?
  - Musisz coś dla mnie zrobić.
  ,, Ja? On chyba zwariował. Dracon Malfoy chce mojej pomocy?  O przepraszam, chce żebym coś dla niego zrobiła? Malfoy? Ja chyba śnię."
  - Ja chyba śnię - powiedziała na głos. - Malfoy chce mojej pomocy?
  - Nie pomocy.
  - Ach tak? - uniosła brwi po raz kolejny.
  - Ach tak - powiedział twardo.
  Widząc, jak niecierpliwie przewrócił oczami po przedłużającej się chwili ciszy, spytała z pewną dozą zainteresowania:
  - W czym mam ci niby po... To znaczy, co mogę dla ciebie zrobić?
  Tja, z pewną dozą. Ciekawość ją zżerała, a nie żadną pewną dozą.
  - Muszę napisać referat.
  - Czemu nie poprosisz pani Pince? 
  Zrobił dziwną minę. - Myślę, że jest teraz zajęta. 
  Hermiona zerknęła w stronę bibliotekarki. Pani Pince stała obok Filcha i wnioskując z ich gestów, dziewczyna uznała, że narzekają na uczniów i oboje są w przysłowiowym siódmym niebie. ,,Fuj" - skomentowała w duchu.
  - No, dobra. Siadaj - powiedziała niepewnie. Chłopak usiadł na krześle obok.
  - A tak w ogóle... - urwała nagle.
  - Co?
  - Co to się stało, że młody pan Malfoy przyszedł akurat do mnie? Nie wstydzisz się, że znajomi zobaczą cię ze szlamą? - spytała drwiąco. Zastanawiała sie, czy to nie jakiś podstęp.
  Na moment znieruchomiał. a potem spojrzał Hermionie prosto w oczy. 
  - Ludzie się zmieniają, wiesz, Granger? - odparował, a ona mu nie uwierzyła nawet odrobinkę. - A poza tym moi znajomi raczej nie bywają w bibliotece. - Powiedział to tak rozbrajająco i kpiąco, że Hermiona po prostu musiała się roześmiać. Mimo, że tak naprawdę nie ufała mu do końca, postanowiła odpuścić. A poza tym nie mogła się oprzeć żądzy wiedzy.
  - Dobra, nieważne. To co chciałbyś wiedzieć? 
  - Co to jest telewizja? - wypalił, ostatnie słowo wymawiając tak, jakby dopiero uczył się mówić.
  Zmarszczyła brwi ze zdziwieniem.
  - Jaki to referat?
  - ,,Wpływ telewizji na życie współczesnych mugoli". Mieliśmy zastępstwo na na zielarstwie i dostałem karne zadanie.
  Wolała nie pytać za co było to karne zadanie.
  - Idiotyczny temat. - Ślizgon pokiwał głową, zgadzając się z nią bez słów. - Telewizja jest bardzo popularna wśród mugoli - zaczęła swój wywód. - Według pewnego słownika. który kiedyś czytałam, jest to dział telekomunikacji, związany z odtwarzaniem w miejscu odbioru scen ruchowych. - Spojrzała na jego minę i prędko dodała: - Polega to mniej więcej na tym, że każdy mugol może u siebie w domu obejrzeć w telewizorze - takim specjalnym pudle - film, czyli obrazy w ruchu. Trochę to podobne do naszych zdjęć. - Zerknęła na chłopaka. Wydawał się w miarę rozumieć lub domyślać o co jej chodzi. - Wybacz, ale nie za bardzo umiem to wytłumaczyć. U nas każdy dzieciak wie, co to telewizja.
  - Nie, spokojnie. Całkiem dobrze ci idzie. - Był miły. I nawet nie zwrócił uwagi na jej słowa: ,,u nas".
  Zaskoczona dziewczyna ciągnęła dalej.
  - Wpływ, wpływ... Tu może chodzić o rozwój intelektualny, rozrywkę, informacje, czy o brak ruchu.
  - Nie rozumiem.
  - Brak ruchu? No cóż, mugole spędzają dość dużo czasu przed telewizorem i nie uprawiają sportu. Poszukam ci książek na ten temat. 
  Draco patrzył, jak dziewczyna chodzi między regałami, wybierając odpowiednie książki. Czasami warto znać kogoś, kto się zna na takich sprawach. Podobała mu się jej zarumieniona twarz, gdy z zapałem próbowała mu to wytłumaczyć. Nie miał najmniejszej ochoty zobaczyć tej telewizji na telewizorze, ale musiał przyznać, że to było odrobinę ciekawe. 
  Hermiona wróciła, kładąc przed Ślizgonem kilka książek w kolorowych okładkach i usiadła.
  - Tu powinieneś znaleźć wszystko, co będzie ci potrzebne.
  - Ach tak.
  - Ach tak, co?
  - Co, co?
  Nie chcąc prowadzić dłużej tego dziwnego dialogu, uniosła brwi, mając nadzieję, że sam się domyśli, o co jej chodzi
  - Dzięki.
  Wybałuszyła oczy.
  - Naprawdę wypowiedziałeś to słowo? Czy mi się tylko zdawało?
  - O co ci chodzi? Sama chciałaś.
  - Tak, ale nie sądziłam, ze naprawdę mi podziękujesz.
  - Ciesz się tym wspomnieniem, bo nie będziesz miała okazji go odświeżyć - powiedział zgryźliwie i sięgnął po pierwszą książkę. Hermiona też wróciła do przerwanej lektury.
  Po jakimś czasie chłopak podniósł głowę i zapytał:
  - Granger, masz może pióro? Moje się zużyło.
  - Jasne, gdzieś tu powinno być. - Zaczęła grzebać w torbie. Chwilę później triumfalnie podała mu znalezione pióro. Wiedziała, że teraz pewnie nie ma co oczekiwać podziękowania, ze względu na jego poprzednie słowa. 
  - Masz coś na twarzy. - Hermiona odczuła coś na kształt triumfu, że jednak nie zawiódł jej wyobrażeń. Swoją drogą, dziewczyna nie miała pojęcia, jak to zauważył, bo nawet na nią nie patrzył.
  Potarła twarz rękami.
  - Już?
  - Nie. - Niemal niezauważalnie się zawahał i dodał: - Pozwól.
  Delikatnie dotknął jej policzka i opuszkiem kciuka starł jakiś paproch. Nieoczekiwanie jego dotyk okazał się całkiem przyjemny i Hermiona zamarła. Żeby jej dotknąć, musiał się pochylić i teraz ich twarze dzieliło tylko kilka cali. Popatrzyli sobie w oczy. Gryfonka irracjonalnie pomyślała, że mogłaby spędzić całą wieczność, gapiąc się w spokojne, szare oczy Malfoya. Na szczęście potem się odsunął. Hermiona spuściła głowę, ganiąc się w duchu za głupotę. 
  Draco wyrzucał sobie w duchu, że jej dotknął. Nie powinien był tego robić. Zwłaszcza, że wyraźnie wyczuł, jak zadrżała. Z obrzydzenia?
  - Dziękuję - powiedziała i potarła policzek, jakby chcąc zetrzeć z niego dotyk chłopaka. Chyba źle odczytał ten gest, bo spochmurniał i wlepił wzrok w książkę. A Hermionę po prostu mrowiła skóra w miejscu, którego dotknął.
  - Pójdę już - powiedziała szybko. - Gdybyś potrzebował czegoś jeszcze, wiesz gdzie mnie szukać. 
  - Tak, cześć.
  W drzwiach się odwróciła i spojrzała na Ślizgona. Siedział pochylony nad książkami, w zamyśleniu gryząc koniuszek pióra. Jedną ręką potargał sobie włosy. Wyglądał tak... swojsko. Hermiona uśmiechnęła się nieznacznie do swoich myśli, pokręciła głową i odeszła do Pokoju Wspólnego.
  Usiadła na parapecie i patrzyła na zalewane deszczem błonia. Padało dzisiaj z krótkimi przerwami od samego rana i na dworze było szaro i ponuro. Chłopcy chyba nie mieli zbyt dobrego treningu. Gałęzie drzew szarpane wiatrem, wyginały się na wszystkie strony. Profesor Sprout szybkim krokiem zmierzała od cieplarni w stronę zamku, kuląc się pod ciepłym płaszczem i wysoką tiarą.
 
 
 

środa, 12 września 2012

Rozdział 11. Kanapkowe libacje

  Dziś mam dla Was rozdział, który poprawiałam chyba z milion razy, zanim uznałam, że jest bardzo dobry. Poza tym jest długi, bo nie miałam serca go rozdzielać. Nie rozpisuję się dłużej, tylko zapraszam do czytania.
  

Dużo później, gdy Hermiona już pożegnała się z chłopakami, umyła się i przebrała, leżała w łóżku, intensywnie rozmyślając. ,,Jest środek nocy. Jak cię przyłapią, będziesz trupem, Hermiono. Trupem przez duże T. Profesor McGonagall się wścieknie". Gdyby tylko miała pelerynę. Ale ta spoczywała (chyba) w kufrze Harry'ego. ,,Ale z drugiej strony, jeśli będziesz wystarczająco cicho... Och, no dobra, idę". Zanim zdążyła się rozmyślić, z rozmachem odrzuciła kołdrę. ,,Tak, jestem Hermiona Granger i właśnie wybieram się na heroiczną wyprawę do kuchni'' - zachichotała w duchu. Na krótkie czarne spodenki i koszulkę nałożyła jasnozielony szlafrok i była gotowa. Wzięła jeszcze do ręki różdżkę i w samych skarpetkach wymknęła się na korytarz, uważając, żeby nikogo nie obudzić. Chwilę nasłuchiwała. po czym uznając, że na razie wszystko w porządku, ruszyła w stronę kuchni.
  Hermiona była jednocześnie przerażona i rozbawiona. Podskakiwała ze strachu za każdym razem, gdy usłyszała jakiś szelest. Wyobraziła sobie siebie, tłumaczącą się przed profesor McGonagall, że wybrała się na przechadzkę, bo miała ochotę na coś do jedzenia. Nie żeby często jej się coś takiego zdarzało. Zazwyczaj nawet by nie pomyślała, żeby wyjść gdzieś w nocy. Ale dzisiaj dostała okres, a zawsze wtedy więcej jadła i pożądała jakichś dziwnych rzeczy, których normalnie nie wzięłaby do ust. Na przykład oliwki. Hermiona nie cierpiała tych małych owoców i nie miała pojęcia, jak można choćby spojrzeć na te paskudztwa. A jednak dzisiaj dołożyła sobie do sałatki pół małego słoiczka i zjadła z wielkim apetytem.
  Doszła wreszcie do odpowiedniego obrazu i połaskotała gruszkę. Drzwi do królestwa stanęły otworem. Weszła do środka, cicho zamykając za sobą drzwi (czy może raczej obraz).
  W pomieszczeniu nie było nikogo - najwidoczniej wszystkie skrzaty już spały. Nic dziwnego, rano muszą przecież wstać i przygotować uczniom śniadanie, za co nawet nie dostaną zapłaty. Hermiona wyczarowała kulę światła i, już trochę spokojniejsza, zaczęła myszkować po spiżarni. Wyciągnęła chleb, masło oraz inne przepyszne produkty i nucąc pod nosem, zabrała się za przygotowywanie kanapek. Sporo czasu zajęło jej ich udekorowanie, ale uznała, że skoro już ryzykuje szlabanem, to przynajmniej będzie miała z tego jakąś przyjemność. Tym sposobem każda z jej kanapeczek wyglądała przepysznie, ozdobiona majonezem, szczypiorkiem, twarożkiem, a nawet (w jednym przypadku) groszkiem. 
  Posprzątała po sobie, nie chcąc zostawiać skrzatom bałaganu i ostrożnie trzymając talerz, żeby żadna z jej drogocennym kanapek nie wylądowała na ziemi, wyszła na korytarz. 
  Przeszła kawałek i wtedy usłyszała czyjeś kroki. W oddali mignęło blade światełko, najwyraźniej zbliżające się do miejsca, w którym się znajdowała. Spanikowana podbiegła do wnęki, gdzie stała zbroja. To ją mogło zasłonić.
  Ale okazało się, że nie jest tam sama. Ktoś też uznał to miejsce za dobrą kryjówkę. Chciała wrzasnąć ze strachu, nie bacząc na kroki i późną porę, ale postać błyskawicznie zasłoniła jej usta ręką. Hermiona zaczęła się szarpać, ale wtedy ten ktoś przyciągnął ją do siebie i wolną ręką unieruchomił ją.
  - Przestań się szarpać, idiotko - usłyszała gniewny szept. - Chcesz, żeby Filch nas złapał?
  Wtedy właśnie usłyszeli gniewne sapanie i mruczenie pod nosem:
  - Przeklęte bachory. Łażą w nocy po zamku, a Dumbledore oczywiście nic sobie z tego nie robi. Zawsze powtarzałem, że kilka porządnych chłost i wszyscy chodziliby jak w zegarku. - Światło było coraz bliżej.
  Klnąc w myślach, Hermiona przylgnęła do Malfoya, starając się być jak najmniej widoczna. Wyczuła, że nic jej nie zrobi - nie miał innego wyjścia. Zastanawiała się, czy chłopak czuje, jak szaleńczo bije jej serce. Nadal trzymał rękę na jej ustach, chyba nie dowierzając, że potrafi zachować ciszę.
  Woźny przeszedł koło miejsca ich ukrycia i Hermiona poczuła, jak stojący za nią chłopak wstrzymuje oddech i napina mięśnie.
  Filch poszedł dalej, na szczęście zbyt zajęty wymyślaniem na uczniów i dyrektora, zakazującego używania kar cielesnych, by ich zauważyć.
  Odczekali aż zniknął za rogiem i ucichły jego kroki, a wtedy Malfoy puścił ją i dziewczyna odskoczyła.
  - Co ty tu robisz, na miłość boską?! - Nie wyszło jednak tak, jak chciała, bo zamiast tych słów wykrzyczeć, musiała cicho szeptać.
  - Mógłbym ci zadać  to samo pytanie.
  - Na pewno wymknąłeś się, żeby zrobić komuś krzywdę albo straszyć duchy! - Hermiona była o tym przekonana. Była też blada ze strachu i cieszyła się, że jest ciemno.
  - Taa... A wtedy wyjdzie na jaw, że szlajałaś się w nocy po zamku - powiedział zgryźliwie Malfoy. ,,Straszył duchy"?
  Zirytował ją i nagle jej strach odszedł. Poczuła się głupio, ale nagle zaczęło jej się wydawać, że chłopak tak naprawdę by jej nie skrzywdził. Że tylko sprawia wrażenie takiego groźnego. Zwłaszcza teraz. Gdy Hermiona się mu przypatrzyła, dostrzegła, że Ślizgon ma głębokie cienie pod oczami i że jest bardzo wymizerowany. Sprawiał wrażenie, jakby nie spał i nie jadł od kilku dni.
  Poza tym miał rację co do tego szlajania się po zamku. O tym nie pomyślała. Zresztą miała ważniejsze rzeczy na głowie niż zawracanie sobie głowy Malfoyem. Spojrzała na swoje kanapki. Podniosła oczy, a wtedy przechwyciła wzrok chłopaka również skupiony na zawartości jej talerza. Na jego twarzy malował się głód i widać było, że ma na nie wielką ochotę, ale dzielnie zarechotał, starając się to ukryć.
  - Wymknęłaś się w nocy, żeby zrobić sobie kanapki? - spytał z niedowierzaniem, ale i z odrobiną uznania w głosie.
  Obronnym gestem chwyciła mocniej talerz i przysunęła bliżej siebie.
  - A co? Nie wolno? - Hermiona zezłościła się. - I nie patrz tak. Zrobiłam je dla siebie i nie dam ci ani jednej.
  Malfoy uniósł brwi.
  - Myślisz, że chciałbym od ciebie cokolwiek? Kobieto, opanuj się. - Jego głos wręcz ociekał sarkazmem.
  Stali naprzeciw siebie w ciszy, która nagle zapadła. A potem Malfoy wpatrzył się tęsknie w kanapki i zapytał:
  - Czy to groszek?
  - Tak, a co? - Spojrzała na niego podejrzliwie.
  - Nic...
  Hermiona zastanawiała się, co by było, gdyby powiedziała, że ewentualnie może dostać jedną.
  - Naprawdę? Dasz mi jedną? - spytał wyraźnie zszokowany blondyn. Zdezorientowana Hermiona spojrzała na niego.
  - Powiedziałam to na głos? - Miała dziwną minę.
  - Tak. Czy ty jesteś jakaś... - Hermiona widziała, jak z wielkim wysiłkiem stłumił obraźliwe słowo. Najwyraźniej jednak zadziałała magia kanapek.
  Hermiona gorączkowo zastanawiała się, jakim cudem powiedziała to na głos. Widocznie podświadomie zlitowała się nad nim. Widać było, że jest głodny. A teraz już nie mogła się wycofać. To by było nieetyczne.
  - Cóż, skoro tak mówiłam - burknęła i z niezbyt zadowoloną miną wyciągnęła w jego stronę talerz.
  - Może usiądziemy? - zaproponował, wskazując parapet.
  Kiedy usiedli, Hermionie kołatały się po głowie splątane myśli. ,,Siedzę z Malfoyem na parapecie. Malfoy wyciąga rękę po moją kanapkę". To było takie nierealne... Siedzieć z Malfoyem i jeść w świetle księżyca. Gdyby to nie był akurat ten chłopak, ta sytuacja mogłaby być romantyczna. Ale to był Malfoy, więc oparła się wygodnie i wyciągnęła rękę po kanapkę.
  Dla obojga ta sytuacja była dziwna i krępująca, ale jednocześnie nie chcieli się ruszać. Jakby na tę chwilę zniknęła łącząca ich niechęć. Hermiona uświadomiła to sobie marszcząc brwi, ale zrzuciła to wszystko na magię kanapek. Tak, to bardzo potężna magia...
  - Często urządzasz sobie takie kanapkowe libacje? - spytał, czując się w obowiązku coś powiedzieć, skoro (acz niechętnie) poczęstowała go swoją kolacją.
  - Nie - lekko się oburzyła. - Zazwyczaj mam lepsze rzeczy do roboty w nocy.
  Chłopak zachichotał i Hermiona natychmiast dodała:
  - Takie jak spanie, zboczeńcu. - Pokręciła głową z udawanym politowaniem.
  - Przecież wiem, co innego miałabyś robić? - zapytał z miną niewiniątka. Pogroziła mu palcem i znacząco spojrzała na talerz. Zrozumiał przesłanie: ,,Nie kpij, bo to może być twoja ostatnia kanapka".
  - A ty niby co robiłeś?
  - Wybrałem się na przechadzkę.
  Uśmiechnęła się lekko.
  - Nie wyglądasz na faceta, który chadza na przechadzki.
  Nachylił się w jej stronę i powiedział, a w zasadzie wyszeptał:
  - Popatrz czasem na świat znad kolejnej książki, a zobaczysz mnóstwo interesujących szczegółów.
  Hermiona wpatrywała się w jego wargi.
  - Sugerujesz, że jesteś interesujący? - spytała kpiąco, podejmując grę. Mogła sobie na to pozwolić, bo przecież jutro znów wszystko wróci do normy. I nie będzie żadnych rozmów z Malfoyem i żadnego jedzenie razem kanapek. Na szczęście. Starała się oderwać wzrok od jego twarzy.
  - Wątpiłaś w to? - powiedział niskim seksownym głosem.
  - Cóż za arogancja i bezczelność - zadrwiła. - Och, chyba odkryłam, po co chadzasz na przechadzki. Może w ten sposób próbujesz poradzić sobie ze swoim wielkim ego? - zasugerowała czarująco.
  Sięgnęła po kolejną kanapkę i w tym samym momencie zrobił to Malfoy. Spojrzeli w dół i odkryli, że to ostatnia.
  - Może zachowasz się jak dżentelmen? - spytała, wiedząc, że nie uzyska odpowiedzi twierdzącej.
  - Przed chwilą doszłaś do wniosku, że jestem arogancki i bezczelny oraz że mam wielkie ego. - Udał, że się namyśla. - Nic nie mówiłaś o byciu dżentelmenem.
  - Cóż, może spróbujesz mnie przekonać? - W jej głosie czaiła się nadzieja.
  - Mógłbym, gdyby to nie był groszek - powiedział pewnie. - Dla groszku zrobię wszystko - dodał z absolutną powagą.
  Chwilę milczeli, posępnie wpatrując się w talerz i ostatnią kanapkę.
  - O, mam pomysł! - zawołał szeptem, a Hermiona podniosła z nadzieją głowę. - Ja zjem pół, a potem oddam ci resztę.
  Dziewczyna pokręciła głową z udaną podejrzliwością.
  - No nie wiem... Mogę ci ufać?
  Malfoy spojrzał jej w oczy. - Przekonaj się.
  Zjadł i udowodnił, że dotrzymuje obietnic, podając jej resztę kanapki. Wpatrywał się w nią, gdy jadła. Wyglądała zadziwiająco korzystnie w świetle księżyca padającego zza okna. Wyczuła, że jej się przygląda, bo podniosła głowę i spytała: - Hmm? Mam coś na twarzy?
  Pokręcił głową, nie chcąc się odzywać.
  Gdy skończyła, wstali i Hermiona sięgnęła po talerz, ale ją powstrzymał.
  - Nie. Ty przyniosłaś, ja odniosę.
  Przez moment wyglądała, jakby chciała zaprotestować, ale w końcu cofnęła rękę. Draco nie miał pojęcia, że wahała się, bo nie była pewna, czy on w ogóle wie, gdzie jest kuchnia. Potem jednak uznała, że najprawdopodobniej zostawi go gdzieś w Pokoju Wspólnym.
  No i w tym momencie powinni się rozstać, żeby jutro wszystko wróciło do zwykłej, pełnej obelg normy.
  Już się odwracała, gdy powiedział:
  - Czekaj, odprowadzę cię. Nie będziesz sama łaziła po nocy. - ,,Czy ja naprawdę to powiedziałem?'' - zadał sobie w duchu pytanie, ale już nie mógł cofnąć swoich słów. Chociaż tak byłoby lepiej. To się zaczynało robić coraz bardziej niepokojące. Ale nie chciał, żeby już odeszła. Po raz pierwszy od dawna bawił się tak dobrze, śmiejąc się i dogryzając jej. Nie wiedział, że z Granger w ogóle da się normalnie rozmawiać.
  Dziewczyna znieruchomiała, a potem, ku jego zdumieniu, skinęła głową.
  - Tak, dziękuję.
  Poszli razem w stronę portretu Grubej Damy, nasłuchując kroków i starając się być bardzo cicho. A gdy wreszcie przed nim stanęli, okazało się, że Gruba Dama też wybrała się na nocny spacer.
  - No nie! - jęknęła Hermiona. - To są jakieś kpiny.
  - Może zaraz wróci - powiedział pocieszająco i ze zdumienia prawie odebrało mu mowę. Bo czy on właśnie nie był przypadkiem miły? Nie, z całą pewnością nie. Po prostu chciał już zostawić tę dziewczynę, przez którą działo się z nim coś dziwnego, i wyprzeć z pamięci całe to zdarzenie.
  Spojrzał na Granger ze zdumieniem, bo ta nagle odskoczyła do tyłu i utkwiła wzrok w podłodze.
  Zaśmiał się cicho i rzucił jej jeden ze swoich najbardziej irytujących uśmieszków.
  - No, no, no, Granger. Boisz się pająków? - zakpił.
  - Wcale się nie boję! - powiedziała z oburzeniem, starając się, żeby jej słowa zabrzmiały prawdziwie. - One są przecież takie... małe... - wyjąkała i utkwiła wzrok w potężnej bestii, która zbliżała się, by ją pożreć. - ... i  niegroźne... i w ogóle nie są włochate... - Hermiona nie wytrzymała. Gdy pająk był kilka cali od jej stóp z piskiem odskoczyła. Oczywiście, to nie był żaden dziewczyński pisk, tylko taki... no... taki inny. Przy okazji wpadła na chłopaka, który odruchowo przytrzymał ją swoimi muskularnymi dłońmi.
  - Zabierz go - powiedziała szeptem, nie chcąc przypominać włochatemu potworowi o swojej obecności.
  Malfoy wyciągnął różdżkę i mruknął:
  - Evanesco. 
  Pająk zniknął i Hermiona odetchnęła z ulgą.
  - Gdzie go wysłałeś?
  - Do łóżka Filcha.
  - Och, Malfoy, to... - Ale nie wytrzymała i zachichotała. A on jej zawtórował. Bo to w ogóle była dziwna sytuacja. Najpierw razem jedli kanapki, kłócąc się o ostatnią, a teraz ratował Granger w szlafroku przed pająkiem.
  Mimo, że starali się być cicho, usłyszeli Grubą Damę dopiero, gdy ta zapytała zgryźliwie: - A co to za nocne schadzki?
  Hermiona znowu odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się.
  - Dobra, dziękuję, że mnie odprowadziłeś.
  Skinął jej głową, a potem, gdy odchylała portret, powiedział:
  - Gdybyś miała w planach jeszcze jakieś kanapki, to polecam się na przyszłość.
  Uśmiechnęła się, pokazując białe zęby.
  - Będę o tym pamiętać.

 

sobota, 8 września 2012

Rozdział 10. Tajemnice.

  Hej, przedstawiam nowy rozdział - mam nadzieję, że się Wam spodoba. Ale jeśli nie, to zapewniam, że następny będzie wspaniały. Mam już napisane ze trzy, cztery rozdziały i myślę, że naprawdę wyszły mi świetnie ( wiem, wiem, nie powinnam się tak chwalić ). Wreszcie zacznie się coś dziać między Draco i Hermioną, będzie dużo opisów  - tak, nawet uczuć, czego osobiście nie lubię. Aha, i oczywiście, zaczynam pisać w trzeciej osobie. Rozpisałam się dzisiaj trochę, więc zapraszam serdecznie do czytania.

  - Hermiono! - syknął Harry kolejny raz.
  Dziewczyna wzdrygnęła się i potoczyła po klasie nieobecnym spojrzeniem. Jej wzrok w końcu spoczął na czarnowłosym Gryfonie.
  - Hmm? - spytała nieprzytomnie.
  - Mamy robić notatki. - Głos chłopaka przepełniony był zdumieniem. Dotychczas nie zdarzyło się, aby najlepsza uczennica w Hogwarcie nie robiła natychmiast  tego, co nakazał nauczyciel. - Jesteś dzisiaj strasznie rozkojarzona. Coś się stało?
  - Nic - szepnęła wymijająco Hermiona. Prawdą jednak było, że wczorajsze zachowanie Malfoya wytrąciło ją z równowagi i również przeraziło. Jeszcze nigdy nie czuła się tak bezbronna, jak w chwili, gdy Ślizgon przyciskał ją do ściany. Dziwiło ją, że zareagował aż tak gwałtownie. Takie zdanie mieli przecież z Harry'm i Ronem od zawsze, Malfoy o tym doskonale wiedział i Ślizgona nigdy to nie obchodziło. Postanowiła to sobie gruntownie przemyśleć, ale teraz musiała się skupić tylko i wyłącznie na historii magii. Profesor i tak nie mówił zbyt ciekawie, nie mogła więc pozwolić sobie na nieuważanie na lekcji.
  ***
  Hermionie tydzień zleciał jak z bicza trzasnął. Gryfonka unikała Malfoya i zajęła się jak zwykle nauką i próbowała też namówić dwójkę swoich przyjaciół do tego samego. Do tego stopnia, że gdy widzieli ją z książką w ręce, tajemniczo znikali, zupełnie jakby się teleportowali.
  Dziewczyna siedziała właśnie w piątek wieczorem  w bibliotece, mrucząc pod nosem zaklęcia, gdy do środka wpadła Ginny i od razu podbiegła do Hermiony.
  - Hej, Hermiono! Nie przemęczasz się zbytnio? - spytała, ruchem głowy wskazując na leżący obok stos książek i przysiadła na brzegu stołu.
  - Muszę, jeśli chcę być naprawdę dobra - odparła Hermiona, uśmiechając się lekko.
  - W każdym razie, chciałam ci powiedzieć, że jutro idę do Hogsmeade z Seamusem - powiedziała ruda i zachichotała.
  Hermiona uniosła brwi.
  - Co? Już nie jesteś z Gregorym?
  - Nie, zdradzał mnie z jakąś Krukonką - rzekła beztrosko Ginny. Potem poruszyła się niespokojnie i zawahała. - A Harry... - zająknęła się lekko i odkaszlnęła. - Harry idzie z Parvati, prawda?
  Hermiona uśmiechnęła się ze zrozumieniem i delikatnie pokiwała głową. Ginny wykrzywiła wargi w parodii uśmiechu, starając się pokazać, ze w ogóle jej to nie obeszło.
  Młodsza dziewczyna z żadnym chłopakiem nie była dłużej niż miesiąc, ponieważ w każdym doszukiwała się cech Harry'ego. Była w nim zakochana od drugiej klasy, ale nie chciała się do tego przyznać nawet przed sobą. A Hermiona wiedziała, że Harry bałby się reakcji Weasley'ów i głownie Rona ( podejrzewała zresztą, że nie bez przyczyny ). Poza tym pani Weasley była dla niego jak matka, dlatego zrozumiałe, że obawiał się jej reakcji na wieść o tym, że chodzi z jej córką. Do tego dochodziła jeszcze sprawa z Sami- Wie... och,dobrze - Voldemortem. Z pewnością Harry nie narażałby tak Ginny.
  - Dobra, to ty się ucz, nie przeszkadzam ci dłużej. To do jutra - powiedziała i zeskoczyła zgrabnie ze stołu.
  - Och, nie wiem jeszcze czy pójdę - niepewnie rzekła Hermiona. - Harry będzie z Parvati, Ron ma szlaban, a samej nie chce mi się łazić. Pouczę się lepiej na historię magii.
  - Hermiono, idziesz bez dyskusji - złapała ją za ramiona i Ginny tak bardzo w tym momencie przypominała panią Weasley, że Hermiona musiała się roześmiać. - Musisz trochę odpocząć od książek - powiedziała władczo. - Widziałam ostatnio bardzo fajny sklep z ciuchami, możesz tam zajrzeć - zaproponowała. - A obok niego jest jeszcze jeden - z indyjskimi chustami i biżuterią.
  ,,Cóż, w sumie przydałaby mi się jakaś nowa bluzka" - pomyślała Hermiona.
  - Dobrze, już dobrze. - Przewróciła oczami.
  - Świetnie - ucieszyła się Ginny, uściskała koleżankę i wybiegła z sali, ściągając na siebie niezadowolone spojrzenie pani Pince.
  Kiedy kilkanaście minut później Hermiona wychodziła z bilioteki, dostrzegła siedzącego w kącie Malfoya, który czytał w kącie jakiś pergamin. Zdziwiło ją to, że był sam i wyglądał, jakby się czymś trapił. Jednak nastroje Malfoya kompletnie jej nie obchodziły, dlatego gdy doszła do pokoju Wspólnego, wyrzuciła to z pamięci.
  ***
Kochany Draconie!
  Ten list będzie krótki i nie napiszę Ci wszystkiego, co bym chciała, bo boję się, że mogą przechwycić sowę.
  Z Twojej ostatniej wiadomości wywnioskowałam, że zamierzasz mnie odszukać. Zabraniam Ci tego robić, Draconie! Powinieneś zostać w Hogwarcie, przy Severusie i Dumbledorze będziesz bezpieczny. Poza tym, czy pamiętasz pod jakimi warunkami w ogóle zgodziłam się na to wszystko? Proszę, nie martw się o mnie. Niedawno przeniosłam się w nowe miejsce i jestem dobrze ukryta. O reszcie opowiem Ci, gdy się zobaczymy. 
  Zmieniaj sowy i pamiętaj, że Cię kocham

   Nie było podpisu, ale Draco doskonale wiedział od kogo jest ten list. Tak samo, jak doskonale wiedział, dlaczego musiała przenieść się w inne miejsce.
  Ze złością zmiął list w ręce i oparł głowę o ścianę, starając się uporządkować myśli. Był wściekły, ale głęboko oddychając, uspokoił się. Po chwili wyprostował list, schował do kieszeni i wyszedł z sali. Wystarczyło jego spojrzenie, aby wszyscy napotkani uczniowie schodzili mu z drogi.
***
  Gdy Harry i Hermiona znaleźli się w Hogsmeade, od razu się rozdzielili, bo chłopak pognał do kawiarni, żeby się nie spóźnić. Dziewczyna natomiast skorzystała z rady Ginny i ruszyła na wędrówkę po sklepach. W małej bocznej uliczce znalazła miejsca, o których mówiła młoda Weasleyówna. Po wejściu do indyjskiego sklepu, oniemiała. Było tam pięknie i bardzo przytulnie. Na ścianach wisiały różnokolorowe chusty, a na rzeźbionych stolikach wystawiono mnóstwo biżuterii i amuletów. Szczerze powątpiewała w ich właściwości, ale robiły wrażenie. W powietrzu unosił się zapach kadzidła, a do uszu sączyła się cicha, nastrojowa muzyka. W głębi stało kilka foteli, przy których krzątała się korpulentna sprzedawczyni, przygotowując zieloną herbatę dla siedzących pań. Hermiona domyśliła się, że to stałe klientki, bo wesoło gawędziły i przekomarzały się. Ten sklep chyba nie końca był sklepem w tradycyjnym znaczeniu tego słowa, ale również miejscem spotkań i miejscem, gdzie kobiety mogą w spokoju poplotkować. Sprzedawczyni skinęła jej głową i zachęciła do oglądania wystawionych przedmiotów.
  Hermiona z podziwem przypatrywała się kolorowym materiałom. Podobało jej się tyle rzeczy, że zupełnie nie wiedziała, co wybrać. Przymierzyła kilka wisiorków i bransoletek składających się z małych dzwoneczków w różnych kolorach. W końcu wypatrzyła jasnozieloną chustę w drobny czarny wzorek i haftowaną złotą nicią. Co prawda nie miała pojęcia do czego byłaby jej potrzebna, ale była taka piękna, że nie namyślając się długo, wyciągnęła portmonetkę. Gdy wychodziła ze sklepu z pakunkiem w dłoni, przyrzekła sobie, że jeszcze tu wróci.
   Dziewczyna zamarła jak sarna w świetle reflektorów mugolskiego samochodu, kiedy zobaczyła, kto właśnie wchodzi w uliczkę. Wiedząc, że nie ma się, gdzie cofnąć, a nie chciała zbliżać się do Malfoya, stała w miejscu, bojąc się ruszyć. Zacisnęła palce na różdżce i obserwowała idącego szybko chłopaka. Teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo ją przeraził. Niby zawsze wiedziała, że jest synem śmierciożercy, ale zdobyła pewność, że nie miałby skrupułów, żeby kogoś zranić.
  Dracon minął stojącą jak słup soli dziewczynę i obrzucił zdziwionym spojrzeniem jej bladą twarz i zaciśnięte wargi. Dopiero po chwili zrozumiał, że wszystkowiedząca Granger się boi. Musiała się tak przerazić jego zachowania w łazience. Ciekawe, ciekawe. Szczerze mówiąc, Draco nie miał zamiaru być aż tak gwałtowny, ale zdenerwowało go ta niska i szczupła Gryfonka. Ale teraz miał na głowie ważniejsze sprawy niż analizowanie reakcji Granger.
  Hermiona odzyskała zdolność ruchu i patrzyła, jak Malfoy wchodzi do sklepu, z którego przed chwilą wyszła. Zmarszczyła brwi ze zdziwienia, ale on od razu podszedł do właścicielki i odprowadził ją na bok. Widać było, że nie spotkali się pierwszy raz. Hermiona straciła ich z oczu i postanowiła iść jeszcze do madame Rosmerty, aby napić się kremowego piwa.
  - Czy pani nie wie, gdzie ona może być? - pytał w tym samym momencie jasnowłosy chłopak średniego wzrostu. Był zdenerwowany, chociaż nikt patrząc na niego by tego nie stwierdził. - Kontaktowała się z panią?
  Niezbyt szczupła kobieta pokręciła głową.
  - Przykro mi. Rozumiem w jakiej sytuacji się pan znalazł, ale od czasu tej ucieczki nie miałam od niej żadnych wiadomości.
  - Dobrze, gdyby się z panią skontaktowała, proszę mnie o tym poinformować.
  Kobieta zgodziła się i chłopak wyszedł.
  W zasadzie sam się sobie dziwił, że prosił o coś zwykłą sprzedawczynię, ale zmusiła go do tego sytuacja. Postanowił jeszcze zajrzeć do jakiegoś baru na szklaneczkę lub dwie Ognistej Whiskey.
***
  Po powrocie z Hogsmeade Hermiona szybko odszukała Harry'ego.
  - Jak tam randka? - spytała, siadając na fotelu obok chłopaka i wyciągając zziębnięte ręce w stronę kominka.
  Harry uśmiechnął się dziwnie.
  - Beznadziejnie. - Widząc pytające spojrzenie Hermiony, rozwinął wypowiedź: - Byłem zmuszony wysłuchać plotek o chyba każdym w tej szkole, a potem relacji z jej ostatnich zakupów. A na końcu uznała, że myślę, iż jest gruba i prawie się popłakała.
  Hermiona pogłaskała go po ręce. - Biedaczek.
  Chwilę później do pokoju wpadł Ron. Od razu zaczął oburzać się z powodu tego, oni byli w Hogsmeade, a on miał szlaban.
  - Wcale nie było tak fajnie, jak myślisz, Ron - powiedział odrobinkę znudzony Harry.
  - Wy przynajmniej nie musieliście szorować podłóg na całym drugim piętrze. - Ron chwilę mówił tak w tym stylu, aż w końcu zirytowana Hermiona powiedziała oschle:
  - Trzeba było nie śmiać się z tiary profesor Sprout.
  Ron umilkł, widocznie dostrzegając prawdę zawartą w tej wypowiedzi. A może po prostu nie chciał się kłócić? Siedział przez chwilę, spoglądając na przyjaciół, po czym najwyraźniej uświadamiając sobie, że nie zamierzają mu współczuć, podszedł do Seamusa i Deana i usiadł przy nich. Z jego gestów i miny, Hermiona wywnioskowała, że opowiada im o swoim bardzo niesprawiedliwym szlabanie. Spojrzała na Harry'ego, który również miał oczy zwrócone w tamtą stronę. Niemal równocześnie wybuchnęli śmiechem. Ron popatrzył na nich zdezorientowany, ale po chwili wrócił do opowiadania swojej wstrząsającej historii.


 


 
 



 

czwartek, 30 sierpnia 2012

Rozdział 9. Kąpiel z pianką

   Hej, to już ostatni post w te wakacje. Czy Wam też się tak strasznie nie chce wracać do szkoły? Dobra, zabieram się za pisanie. Ten rozdział będzie jeszcze w formie pierwszoosobowej, ale następne już nie.
  P.S Chcieliście romantycznych scen, to macie. Żeby nie było, że nie ostrzegałam ;) Pozdrawiam

   W pierwszą sobotę listopada miał odbyć się mecz - my kontra Slytherin. Gryfoni od samego rana chodzili podenerwowani i podekscytowani. To oczywiste, że chcieli, aby nasza drużyna wygrała. Przy śniadaniu Ron i Harry nawet nie próbowali nic przełknąć. Wydawało mi się to dziwne - zwłaszcza w przypadku Harry'ego, który przecież świetnie latał i był doskonałym szukającym. Ronowi natomiast trzęsły się ręce i lekko pozieleniał na twarzy. Nie rozumiałam czemu aż tak bardzo przejmują się quidditchem, ale moim zadaniem jako przyjaciółki było ich wspierać. Powiedziałam im kilka słów pociechy i kazałam coś zjeść. Musieli być w pełni sił, aby wygrać ze Ślizgonami. Harry niechętnie zjadł jedną bułkę, a Ron odrobinę budyniu.
  Zerknęłam w stronę Ślizgonów. Członkowie ich drużyny dumnie rozglądali po sali. Mogłam się założyć, że są pewni swego zwycięstwa. Malfoy oczywiście też nie zdradzał żadnych śladów zaniepokojenia. Był jak naturalnej wielkości kamienna rzeźba. Gdyby nie to, że wiedziałam, jaki Harry jest dobry, stawiałabym na Malfoya tylko na podstawie wyglądu.
  - Chodźcie już.
  Chłopcy poszli się przebrać, żegnani zagrzewającymi do walki okrzykami Gryfonów, a ja znalazłam sobie dobre miejsce na trybunach. Pogoda była wprost idealna do meczu. Na niebie nie było ani jednej chmury, co zapewniało dobrą widoczność, i nie wiał wiatr. Po kilku minutach zawodnicy obu drużyn wyszli na boisko. Przez trybuny przetoczył się ogłuszający hałas i głośne oklaski. Kapitanowie uścisnęli sobie ręce. Mogłabym przysiąc, że starają się je zmiażdżyć. To było dość niebezpieczne, ale poza mną nikt nie zwrócił na to uwagi.
  Zawodnicy wystartowali. Harry od razu zaczął krążyć po boisku w poszukiwaniu znicza, a Ron podleciał do bramek. Dosłownie po chwili Ślizgoni strzelili gola, co powitaliśmy jękiem zawodu, a Lee Jordan - komentator - tak niecenzuralnym słowem, że profesor McGonagall podjęła się nieudanej próby zabrania mu mikrofonu. Zerknęłam na Rona, żeby zobaczyć, jak przyjął stratę bramki. Sprawiał wrażenie, jakby chciał się schować do mysiej dziury. Uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco, ale chyba tego nie zauważył w gąszczu uczniów. 
  Spektakularnie wymijając tłuczki i pałki Ślizgonow, Ginny zdobyła dwa gole. Jordan prawie podskakiwał z podniecenia i wykrzykiwał coś o niezrównanym sprycie i zwinności zawodników Gryffindoru. Nagle moją uwagę przykuł Malfoy, który chyba dostrzegł znicz. Pomknął w stronę złotej piłeczki. Harry ruszył w ślad za nim. Gdy Malfoy wyciągał rękę po znicz, prawie go miał, Gryfon odtrącił jego dłoń i zacisnął palce na piłeczce.
  Z gardeł Gryfonów wydobył się potężny, radosny ryk. Wmieszałam się w tłum schodzących uczniów i podeszłam do Rona i Harry'ego i innych graczy, żeby im pogratulować. 
  Niedaleko od nas drużyna Ślizgonów z kwaśnymi minami zmierzała do szatni. Wbrew mojej woli zrobiło mi się żal wściekłego Malfoya. Nie był złym graczem. Jego problem polegał na tym, że Harry był lepszy. No i miał lepszą miotłę.
  Uścisnęłam przyjaciół i poszliśmy do nas na imprezę. George z Fredem załatwili słodycze i wyczarowali sztuczne ognie. Gdy skończyliśmy się bawić było grubo po dwudziestej drugiej. Ponieważ dziewczyny zajęły łazienkę, zabrałam piżamę i kosmetyczkę, po czym poszłam do łazienki prefektów. Wzięłam gorący prysznic, potem rozczesałam grube, mokre włosy i się ubrałam. Pozbierałam ciuchy i wróciłam do dormitorium. Wskoczyłam szybko do ciepłego łóżka i owinęłam kołdrą. Dopiero wtedy przypomniało mi się, że nie umyłam zębów. Chwilę zastanawiałam się, czy dzisiaj sobie nie odpuścić, ale wpojone zasady okazały się silniejsze. W końcu jestem córką dentystów. Poza tym, zostawiłam kosmetyczkę, a znając życie Irytek dobierze się do moich kosmetyków i będzie nimi rzucał w uczniów. Niechętnie wstałam z łóżka i wróciłam pod drzwi łazienki. Przekonałam się, ze są zamknięte.
  - Zajęte - usłyszałam głos Malfoya.
  Cholera.
  - Możesz się trochę pośpieszyć? - spytałam w miarę grzecznie.
  - Czekaj - brzmiała krótka odpowiedź.
  Westchnęłam i usiadłam pod ścianą. Po jakimś czasie zniecierpliwiłam się, wstałam i mocno zapukałam.
  - Malfoy! Wyłaź! Siedzisz tu już kilkanaście minut.
  - Trzeba było przyjść wcześniej.
  - Byłam - warknęłam zła na siebie.
  - To idź do innej łazienki. 
  - Poszłabym, ale zapomniałam wziąć stąd kosmetyczkę i szczoteczkę. Wyłaź. Później się poprzeglądasz w lustrze. 
  Malfoy coś wymruczał - chyba zaklęcie - i usłyszałam zgrzyt w zamku. Nacisnęłam klamkę i drzwi się otworzyły. Trochę zaskoczona weszłam do środka i krzyknęłam z oburzenia.
  - Malfoy! Ty jesteś nagi!
  Nie żebym cokolwiek naprawdę widziała. Leżał w wannie pełnej piany, ale wystarczyła mi sama świadomość.
  Wykrzywił wargi w drwiącym grymasie. W innym wypadku pewnie logicznie by mnie uświadomił, że sama chciałam wejść, ale teraz zakpił :
  - Co. Granger? Nigdy nie widziałaś nagiego faceta? - Zaczerwieniłam się. - To popatrz sobie, popatrz. To twoja jedyna okazja, żeby zobaczyć czystokrwistego czarodzieja z tak bliska. 
  - Jesteś żałosny - warknęłam cicho i odwróciłam się. 
  Wściekła nałożyłam pastę na szczoteczkę i dopiero wtedy się zorientowałam, że miałam to zrobić w drugiej łazience. Teraz było na to za późno - nie dam mu satysfakcji, że mnie zranił. Wyszorowałam zęby i gdy płukałam usta, usłyszałam jakiś plusk. Odwróciłam się, żeby spojrzeć na Ślizgona i natychmiast zaczerwieniłam się jak burak i spuściłam wzrok, bo akurat wychodził z wanny. Dobrze, ze był tyłem, bo i tak nie wiedziałam, gdzie oczy podziać.
  - Już możesz patrzeć - powiedział konspiracyjnym szeptem. 
  Zerknęłam na niego - na biodrach owinął sobie ręcznik. Wyglądał doskonale. Nie był szczególnie przystojny, ale regularne rysy twarzy i ładne oczy okolone długimi rzęsami sprawiały miłe wrażenie. Poza tym miał dobrze rozwinięte mięśnie, a na widok jego brzucha prawie pociekła mi ślinka. Wilgotne włosy opadały mu w nieładzie na czoło, a skórę zdobiły kropelki wody. Powoli oblizałam suche wargi, świadoma jego wzroku, ale nie potrafiłam przestać. Dopiero teraz zrozumiałam, co widziały w nim uganiające się za nim dziewczyny.
  ,,Jesteś żałosna" - powiedział głosik w mojej głowie. - ,,Ty przecież nie jesteś jedną z takich dziewczyn". Zezłościłam się na siebie.
  - Jakby było na co - zakpiłam, teatralnie obrzuciłam go uważnym spojrzeniem i spytałam, nie okazując żadnych emocji : - Mam zemdleć z wrażenia?
  - Jeśli tego właśnie chcesz... - na chwilę zawiesił głos. - Wolałbym jednak uniknąć noszenia cię do Skrzydła Szpitalnego. Znowu - dobitnie podkreślił ostatnie słowo. 
  - Jesteś strasznie zapatrzony w siebie, Malfoy.
  - Cóż, ty również jesteś zapatrzona we mnie - zripostował gładko. 
  - Nieprawda! - syknęłam. Zła, że to powiedział. Zła, że to zauważył. Zła, że miał rację. - Nie tknęłabym cię nawet dwumetrowym kijem. Jesteś taki sam jak twój ojciec. Egoistyczny, narcystyczny dupek, uwielbiający władzę i zapatrzony w Vol... - Nie zdołałam dokończyć, bo błyskawicznie mocno przycisnął mnie do ściany. Unieruchomił mi ręce nad głową, zaciskając palce na moich nadgarstkach tak mocno, że pobielały mu kłykcie. W jego oczach czaiła się wściekłość - zimna, dzika i niepowstrzymana. Wbrew sobie poczułam strach i poczęłam się zastanawiać, czym zdenerwowałam go aż tak bardzo. Przecież nie powiedziałam mu nic nowego.
  - Tym razem ci odpuszczę. - Na dźwięk jego głosu przeszły mnie ciarki. - Bo jesteś dziewczyną. Ale jeśli obrazisz mnie jeszcze raz, nie będę tak wyrozumiały. Sprawię, że będziesz błagała mnie, aby przeprosić - wyszeptał.
  W innej sytuacji roześmiałabym mu się prosto w twarz. Chciałam zaprzeczyć, obrzucić go pogardliwym spojrzeniem, zarzekać się, że tak nie będzie, ale nie mogłam, bo cały czas patrzyłam mu prosto w oczy. A z nich wyczytałam, że zrobi wszystko, co obiecał. Bez żadnych skrupułów. Ogarnął mnie lęk, taki, jaki zapewne czuje uciekające zwierzę, wiedząc, że nie ma żadnych szans.
  - A teraz stąd wyjdź.
  Nawet nie przyszło mi do głowy, żeby tego nie zrobić. Nie patrząc na niego, złapałam kosmetyczkę i prawie wybiegłam z łazienki.