Witam Was wszystkich. Na początku chciałam podziękować za tyle komentarzy. Kiedy zakładałam bloga, nie przypuszczałam, że będę miała aż tylu czytelników. I przepraszam bardzo, że dopiero teraz dodaję rozdział, ale jakoś wszystko, co napisałam, uznawałam za głupie. Za to ten rozdział jest dość długi i wydaje mi się, że całkiem fajny. Końcówka zwłaszcza (tak, to próba zachęcenia do przeczytania całości :D). Zapraszam do czytania. Aha, założyłam jeszcze nową podstronę: informowani i prosiłabym, żeby wszyscy, którzy chcą być powiadamiani się tam wpisali (nawet jeżeli już kiedyś mi pisali w komentarzach), bo nie chce mi się za każdym razem przeglądać wszystkich komentarzy.
Hermiona, gdy tylko wyszła z sali, szła coraz szybciej. Chciała chyba uciec od wszystkich swoich myśli. Miała nadzieję, że jeśli będzie wystarczająco szybka, zapomni o ostatnich zdarzeniach związanych z Malfoyem. W sumie ją samą denerwowało jej zachowanie. Nie lubiła takiej gwałtowności i braku rozsądku. Wiedziała, że zachowała się nieodpowiednio i teraz będzie musiała za to zapłacić. Swoim wstydem i zakłopotaniem. Jak również po części strachem, bo trochę bała się, że ktoś mógłby się dowiedzieć albo Malfoy by komuś powiedział o tym, że porzuciła wszelkie zasady dotyczące współobcowania Gryfonów i Ślizgonów i całowała się z Draco Malfoyem. Najchętniej zapomniałaby o wszystkim, łącznie z chłopakiem. Byłaby naprawdę szczęśliwa, gdyby to okazało się tylko snem.
Wpadła do łazienki Jęczącej Marty i z ulga stwierdziła, że ducha w tym momencie na szczęście nie ma. Juz powoli doszła do umywalki i spojrzała w zakurzone lustro. Patrząc w swoje odbicie, przyszło jej do głowy, że może po prostu przesadza. Przecież chyba nie stało się nic aż tak wielkiego. Miliony ludzi codziennie się całowało i jakoś nic się nie działo. A że to Malfoy...
Cóż, jakoś będzie musiała z tym żyć.
A Ślizgon też nie byłby na tyle głupi, żeby komukolwiek o tym mówić. Zresztą komu miałby powiedzieć? Swoim ''przyjaciołom"? Jak niby miałaby ta rozmowa wyglądać? "O cześć, Crabbe! Jak leci? U mnie? A nic takiego. Wiesz, właśnie całowałem się szlamą. Którą? No wiesz, tą Granger. Tak, właśnie tą. No czemu robisz takie wielkie oczy, Parkinson? Przecież my tylko nie rozmawialiśmy ze sobą przez pięć lat poza obelgami i tak praktycznie się nienawidzimy. Czemu? A, tak jakoś wyszło. Ryczała, to ją pocałowałem. Pansy? Wszystko w porządku? Zabini, co się robi w przypadku omdlenia? Zawołajcie panią Pomfrey!"
Pokręciłą głową i zaśmiała się do swoich myśli. To oczywiste, że on też nie chce, żeby ktoś się dowiedział. Przynajmniej jeden problem ma z głowy.
Ochlapała twarz zimną wodą i przetarła rękawem. Uznała, że nie ma co się tak przejmować. Przecież to Malfoy. I nic tego nie zmieni. Trudno, nie będę Romeem i Julią. Wielka to strata dla ludzkości, ale zdarza się.
Znów na siebie spojrzała i poczuła, że wraca do normy. Uśmiechnęła się.
Mogła sobie na to pozwolić, bo postanowiła nie zwracać uwagi na to dziwne uczucie, które się w niej zagnieździło. Bardzo podobne do pustki i poczucia, że czegoś jej brakuje. Ale nie ma co się przejmować, prawda? W końcu tempus dolorem lenit (czas łagodzi ból - przyp. mój).
Draco tymczasem spokojnie kończył śniadanie. I myślał. Bardzo intensywnie zresztą. Ostatnio dostrzegł w sobie pewną zmianę i niezbyt mu się to podobało. I pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu - ba! rok nawet - nie zrobiłby czegoś takiego. Choćby mu proponowano miliony galeonów. Nie to, żeby był jakoś szczególnie biedny, konto założone w szwajcarskim banku Gringotta założone w tajemnicy przed ojcem, za to za jego pieniądze, wciąż przynosiło dochody - i Draco zawsze cieszył się w duchu na myśl o tak wielu błyszczących monetach, które są tylko jego - ale więcej pieniędzy zawsze się przydaje. Chociaż to wbił mu do głowy Lucjusz Malfoy i w sumie była to jedyna rzecz, za którą był ojcu wdzięczny. Jego nauki o zarabianiu i pomnażaniu pieniędzy wystarczyły, żeby chłopak mógł zapewnić sobie i matce życie na poziomie do jakiego przywykli, przynajmniej do czasu aż Lucjuszowi odbiło. No ale teraz to nie było ważne, zapisał sobie tylko w pamięci, żeby wysłać do matki list.
A wracając do Granger... Sam się zastanawiał, co go skłoniło do takiego zachowania. Już dawno stwierdził, że emocje nie przydają się w życiu i nauczył się obywać bez nich. Był więc niemal pewny, że to one nie miały nic wspólnego z pocałunkiem. Nie jakimś tam zwykłym.
A wracając do Granger... Sam się zastanawiał, co go skłoniło do takiego zachowania. Już dawno stwierdził, że emocje nie przydają się w życiu i nauczył się obywać bez nich. Był więc niemal pewny, że to one nie miały nic wspólnego z pocałunkiem. Nie jakimś tam zwykłym.
Pocałunkiem z Granger.
Granger, gwoli przypomnienia, była szlamą, Gryfonką, przyjaciółką Głupottera i byłą dziewczyną (o ile się orientował) Wieprzleja. Nie ma co. Zbiór samych zalet.
Przynajmniej jedno było dobre: nie jest głupia, więc nikomu nic nie wygada. Nie tylko z rozsądku, ale też w obawie przed strasznymi torturami, których (musiała być tego świadoma!) byłby sprawcą. O tak, gdyby tylko pisnęła choć słówko, zginęłaby straszliwą śmiercią. Nie to, żeby coś, ale musiał dbać o image.
A wczoraj... cóż było miło. Nawet milej niż z dziewczynami, z którymi się spotykał. To przypomniało mu o Pansy, zajętej aktualnie gapieniem się na niego z głodnym wyrazem twarzy. Przesunął się lekko i skulił, chowając za stojącym na stole dużym dzbanem, wypełnionym sokiem pomarańczowym.
Gryfonka była bez najmniejszych wątpliwości obdarzona żywym umysłem i błyskotliwą inteligencją. I na tym się chyba kończyło. No, inteligencja i poczucie humoru. Taaak. i może jeszcze jej kasztanowe włosy. Owszem, były trochę... puszyste, ale pasowały do niej.
Może nawet, gdyby była ze Slytherinu, zwróciłby na nią uwagę. Ale nie była (nie, oczywiście, że nie pomyślał: niestety - to by było niezgodne z jego regułami). Chociaż przyznawał to niechętnie, okazała się całkiem interesującą dziewczyną. I zabawną. Z trudem odgonił przelatujący mu przez głowę obraz Granger, kiedy odskakując przed pająkiem, wpadła na niego.
Zdawał też sobie sprawę z tego, że nie powinien dopuścić do czegoś takiego. Ojca mógł nienawidzić, ale to, co wtłaczał do głowy syna od najmłodszych lat, ciągle miało jakąś wartość. Draco nadal uważał się za lepszego od reszty ludzkości - i, powiedzmy sobie szczerze, miał powody, prawda? Przystojny, z doskonałego rodu, bogaty, inteligentny... Och, i po co się oszukiwać, i tak najważniejsze, że bogaty.
A sprawę z Granger trzeba jakoś rozwiązać. Musi po prostu wszystko odkręcić, żeby dziewczyna nie wyobrażała sobie nie wiadomo czego. A prawda jest taka, że Gryfonka w ogóle Dracona nie obchodzi i doszedł do wniosku, że powinien jej to okazać. Bo gdyby nie to, że był pewny, że to niemożliwe, uznałby, że rzuciła na niego jakiś urok albo podstępnie zmusiła do wypicia eliksiru, ponieważ zachowywał się zupełnie nienormalnie. I chciałby to wszystko cofnąć i wrócić do ich poprzednich relacji. Całkiem fajnie było drwić z ich całej trójki, a teraz, nie wiedzieć czemu, nie miał ochoty kpić z Granger. To go denerwowało i sprawiało, że był wściekły. Dlatego postanowił, że z Granger nie będzie już rozmawiał. A najlepiej trochę ją podrażni. Akurat odpowiadało to jego aktualnemu nastrojowi.
A sprawę z Granger trzeba jakoś rozwiązać. Musi po prostu wszystko odkręcić, żeby dziewczyna nie wyobrażała sobie nie wiadomo czego. A prawda jest taka, że Gryfonka w ogóle Dracona nie obchodzi i doszedł do wniosku, że powinien jej to okazać. Bo gdyby nie to, że był pewny, że to niemożliwe, uznałby, że rzuciła na niego jakiś urok albo podstępnie zmusiła do wypicia eliksiru, ponieważ zachowywał się zupełnie nienormalnie. I chciałby to wszystko cofnąć i wrócić do ich poprzednich relacji. Całkiem fajnie było drwić z ich całej trójki, a teraz, nie wiedzieć czemu, nie miał ochoty kpić z Granger. To go denerwowało i sprawiało, że był wściekły. Dlatego postanowił, że z Granger nie będzie już rozmawiał. A najlepiej trochę ją podrażni. Akurat odpowiadało to jego aktualnemu nastrojowi.
Hermiona wyszła z łazienki i skierowała się ku sali od eliksirów. Znów mieli dwie godziny i nikt nie był z tego powodu zbytnio zadowolony. Rozejrzała się po Gryfonach i zaraz koło drzwi zobaczyła pogrążonych w rozmowie Harry'ego i Rona. Z lekkim poczuciem winy stanęła tak, aby nie mogli jej zobaczyć. Było jej głupio, ale na razie nie chciała z nimi rozmawiać. A na lekcji powie, że nie chce gadaniem denerwować Snape'a. Przynajmniej kupi sobie trochę czasu.
Snape otworzył drzwi i natychmiast zapanowała cisza.
Profesor rozpoczął wykład powtórzeniowy o niektórych eliksirach i odtrutkach na nie, ale Ron i Harry go nie słuchali. Cały czas patrzyli na swoją przyjaciółkę, mając nadzieję, że w końcu zwróci na nich uwagę. Ale ona była całkowicie pochłonięta robieniem notatek i wreszcie Harry zdecydował się jej przerwać.
- Hermiono! - wyszeptał cicho i poczekał aż dziewczyna się odwróci. - Co się z tobą ostatnio dzieje?
Uśmiechnęła się dziwnie i uciekła wzrokiem.
- Nic, po prostu mam dużo nauki, wiesz przecież.
- Zawsze miałaś i nigdy czegoś takiego nie było. A dzisiaj przy śniadaniu? Co to niby miało być?
- Przypomniało mi się, że zapomniałam... czegoś. - Spojrzała w jego szczere oczy i się zarumieniła. Jak mogła ich tak okłamywać? Ale też jak niby miała powiedzieć prawdę?
- Hermiono... - zaczął Harry z zatroskanym spojrzeniem, ale nie dokończył.
- Minus pięć punktów dla Gryffindoru za te jakże pasjonujące rozmowy. - Snape pojawił się przy ich stoliku niczym duch. - Weasley! - syknął, a Ron poderwał się na krześle z przerażoną miną. - Składniki Eliksiru Skurczającego.
- Eeee... To jest... eee.... mózg, mózg nietoperza i ...
- Potter?
- Nie wiem, panie profesorze.
- Granger? Czy mając tyle problemów zdołałaś się nauczyć?
- Eliksir ten składa się z korzonków stokrotek, fig, dżdżownic, śledziony szczura i soku z pijawek. Aby kurczenie przebiegało w sposób łagodniejszy można dodać odrobinę płatków rumianku, a dla smaku...
- Wystarczy. Weasley, Potter zarobiliście dodatkowo minus piętnaście punktów.
Idąc do wyjścia Hermiona niechcący dotknęła skrawka szaty Malfoya. Ten odskoczył oburzony i z pogardliwym wyrazem twarzy warknął do niej:
- Nie umiesz prosto chodzić, szlamo? Lubiłem tę szatę, a teraz muszę ją wyrzucić.
Nie mógł rozszyfrować spojrzenia, jakie mu rzuciła. Wyczuł w nim tylko, że ją zranił. Cóż, o to mu chodziło, prawda?
- Coś ty powiedział? - Potter stanął obok dziewczyny i wyciągnął różdżkę, wymierzając ją w Ślizgona.
- Chodź, Harry. Nie warto. On nie jest tego warty. - Jej głos był stłumiony, ale pewny. A Draco poczuł się jak ostatni sukinsyn.
- Nawet nie potrafisz się sama obronić. Co byś zrobiła bez tego kretyna? - Kontynuował.
- Ja nie potrafię? Skąd ten pomysł?
- Świetnie. Skoro potrafisz, pojedynek będzie idealnym rozwiązaniem.
- Nie słuchaj go, Hermiono. To jakiś psychol... - Ron chciał ją pociągnąć do wyjścia, ale dziewczyna się oparła. Nie słuchając go, odpowiedziała Malfoyowi:
- Świetnie. Dziś o północy w starej klasie od transmutacji.