poniedziałek, 30 lipca 2012

Rozdział 7. Niefortunny lot

  Poprzednia notka była bardzo krótka, poza tym miałam długą przerwę, dlatego uznałam, że dodam dzisiaj naprawdę długi rozdział. Mi osobiście bardzo się on podoba, zobaczę jak Wam. Miłego czytania!

  Weszliśmy do dormitorium chłopców i obudziliśmy Harry'ego. Założyłam mu na nos okulary i czekałam, aż się rozbudzi. Kiedy w końcu spojrzał na nas w miarę przytomnie, Ron powiedział : - Cześć, Harry!
  Chłopak obrzucił nas zdziwionym spojrzeniem.
  - Ron? Hermiona? Pogodziliście się?
  - Tak, pogodziliśmy się - powiedziałam.
  - To świetnie. Bardzo się cieszę. Ciężko mi było bez was obojga.
  - Tak, mi też - uśmiechnęłam się. - Może pójdziemy na jakiś spacer? - zaproponowałam.
  Harry zwlókł się z łóżka i chwilę grzebał w kufrze w poszukiwaniu ubrań. Potem, ziewając i przecierając oczy z niewyspania, poszedł do łazienki. Gdy wrócił, był już przytomny i w pełni sił.
  - Gdzie idziemy? Na błonia?
  Ron niepewnie popatrzył na nas.
  - A może... eee... najpierw byśmy zjedli śniadanie?
  Ja i Harry wybuchnęliśmy śmiechem. Ron spoglądał na nas nic nie rozumiejąc. 
  - No co?
  Pokręciłam tylko głową. Oczywiście, rozumiem, że była pora śniadania, ale Ron zawsze myślał tylko o jedzeniu.
 - Dobrze, chodźmy najpierw do Wielkiej Sali.
  Czułam, że wszystko wraca do normy.
  Po śniadaniu siedzieliśmy jeszcze chwilę, zastanawiając się, gdzie iść. 
  - Może odwiedzimy Hagrida? - zaproponował Harry. - Bardzo dawno u niego nie byliśmy.
  Ja i Ron przytaknęliśmy i wyszliśmy na dwór. Na zewnątrz powitał nas silny wiatr, to już koniec października - było coraz zimniej. Opatuliłam się szczelniej swetrem.
  Harry zapukał do chatki. Nikt nie odpowiadał. Nie było słychać nawet szczekania Kła.
  - Hagridzie, jesteś w domu? To my.
  - Może poszedł odwiedzić Graupa?
  Spojrzeliśmy po sobie. Jakoś żadne z nas nie miało większej ochoty na spotkanie z przyrodnim bratem Hagrida.
  - No to może... - powiedziałam niepewnie.
  - Może przyjdziemy później
  Z głębi Zakazanego Lasu dobiegł nas jakiś krzyk. Ptaki, siedzące do tej pory na gałęziach, poderwały się i z głośnym skrzekiem odleciały.
  Nie oglądając się za siebie, wróciliśmy do zamku. Resztę dnia spędziliśmy, grając z bliźniakami w Eksplodującego Durnia. Cały czas się wygłupialiśmy i śmialiśmy. Muszę przyznać, że przy Fredzie i George'u nie jest to wcale takie trudne. Miałam, co prawda, w planach naukę, ale uznałam, że pogodzenie się z najlepszym przyjacielem i byłym chłopakiem zasługuję na dzień wolnego. Cieszyłam się, że wszystko jest jak dawniej. Przy kolacji uznałam, że bardzo brakowało mi Rona. Chociaż może nie jego sposobu jedzenia - Ron właśnie rozmawiał z Harry'm, a drobinki puddingu wylatywały mu z ust po każdym słowie. Skrzywiłam się. Zerknęłam na Ginny, która również patrzyła na swojego brata z obrzydzeniem. Rozciągnęłyśmy usta w porozumiewawczym uśmiechu. Ginny zabawnie przewróciła oczami.
  W niedzielę znowu wstałam wcześnie.To chyba zaczynał być mój nawyk.Spojrzałam z żalem na książki, leżące na moim stoliku nocnym, ale miałam na dzisiaj inne plany. Szybko wzięłam prysznic i się ubrałam. Przeszłam opustoszałymi korytarzami i wyszłam na błonia. Podeszłam do szopy na miotły i wyciągnęłam najlepszą. Specjalnie wybrałam tak wczesną porę, żeby nikt mnie nie widział. Ruszyłam na boisko do quidditcha. Im bardziej się zbliżałam, tym wolniej szłam. Co tu ukrywać - bałam się. A przecież jestem czarownicą, na Merlina! Muszę umieć latać na miotle. Przełknęłam głośno ślinę, ale minę miałam już zdecydowaną.
  Ostrożnie wsiadłam na miotłę. Dobra, pierwszy krok mam za sobą. Teraz powoli możesz odbić się od ziemi - powiedziałam sobie. Nic ci się nie stanie, Hermiono. Spokojnie, tylko spokojnie. I pod żadnym pozorem nie chwiej się na miotle. Widzisz, to wcale nie takie trudne. Dobrze. Teraz spróbuj się wznieść jeszcze trochę. Miotłą poderwało, a ja mocno zacisnęłam palce na rączce i napięłam mięśnie. Nie spadłam. Całkiem nieźle. Teraz powoli zrób kółko. Przez moją nieuwagę, miotła nabrała szybkości. Wpadłam w panikę. Odruchowo zrobiłam najgłupszą z możliwych rzeczy - zamknęłam oczy i pochyliłam głowę. Na szczęście, szybko się opanowałam i tylko dzięki temu nie walnęłam w słup. Zatrzymałam miotłę i glęboko oddychałam, starając się uspokoić.
  Do moich uszu doleciał głośny gwizd ze strony widowni. Zagryzłam wargi i cicho jęknęłam. Powoli obróciłam miotłę i spojrzałam w dół.
  - Masz tak niesamowity zmysł koordynacji, że dziwię się, Granger, jakim cudem potrafisz chodzić - wydarł się Malfoy, siedzący na trybunach. Oparł swoją miotłę o siedzenia. Widocznie przyszedł w trakcie mojego niefortunnego lotu, żeby poćwiczyć.
  - Och, zamknij się! - odkrzyknęłam.
  - Powiedz mi coś, Granger. Potrzebujesz pomocy przy wstawaniu z łóżka, czy radzisz sobie sama? - Ten kretyn najwyraźniej świetnie się bawił i nie zamierzał odejść. I co ja mam teraz zrobić? Jeżeli teraz wyląduję i wrócę do zamku, do końca życia będę znosiła kpiny o moich zdolnościach Ale jeśli będę dalej latała, to w zasadzie wyjdzie na to samo. Postanowiłam zrobić jeszcze tylko jedno okrążenie, powoli i spokojnie, starając się nie spaść. Może wtedy zachowam resztki godności.
  Chciałam ruszyć, ale szarpnęłam rączkę i miotła podskoczyła, a ja razem z nią.
  - Wyczarować ci może materac? - spytał natychmiast Ślizgon.
  - Coś ty taki usłużny, Malfoy? - zakpiłam kulawo.
  - Po prostu nie chciałbym się narazić na paskudny wyraz twojej zmasakrowanej gęby. - Przerwał na chwilę, a potem dodał : - Chociaż może to wcale nie byłby taki zły widok - zamyślił się.
  Zacisnęłam zęby. Jeszcze zobaczymy. Przyśpieszyłam i się wyprostowałam. Szło mi wspaniale. Hmm, dopóki nie musiałam zakręcić. Nie wiem, jak to zrobiłam, ale zsunęłam się z miotły. Jedyne co pamiętam, to szybkie spadanie i ciemność.
  Obudziły mnie głośne krzyki. A może to tylko mi wydawały się głośne? Poczułam też piekące razy na policzkach.
  - Granger, do jasnej cholery, obudź się. Natychmiast otwórz oczy. - Ciągle klepał mnie po policzkach.
  Jęknęłam i otworzyłam oczy. Kilka cali nad moją twarzą ujrzałam wpatrzone we mnie oczy Malfoya. 
  - W porządku? - zapytał, bacznie mi się przyglądając.
  - Nie musiałeś walić tak mocno - powiedziałam i uniosłam głowę. Na Merlina, co za ból! Natychmiast z powrotem opadłam na ziemię, żeby nie zwymiotować.
  - Mam iść po pielęgniarkę?
  - Nie, nie trzeba. Dam radę. - Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. Ale zmusiłam nogi, żeby się podniosły. Lekko się zachwiałam.
  - Musisz iść do pani Pomfrey - poinformował mnie Ślizgon.
  - Tak, wiem. - Zrobiłam krok do przodu. Gdyby nie błyskawiczna reakcja chłopaka, upadłabym na ziemię.
  - ,,Dam radę" - zakpił. - Bo ja przecież nie mam, co robić. Muszę cię jeszcze odholować do Skrzydła Szpitalnego. - Łypnął na mnie złym wzrokiem.
  - Wcale nie musisz - oburzyłam się, ale zabrzmiało to słabo. - Nie prosiłam cię o to.
  - Jasne. - Ślizgon mnie objął i mogłam się na nim wspierać. Ale wciąż byłam zamroczona i z trudnością stawiałam kroki. Kiedy po raz kolejny się potknęłam, Malfoy przystanął.
  Cicho zaklął, a potem bez ceregieli wziął mnie na ręce. Mimo widocznego zirytowania, był delikatny.
  - Malfoy? Co ty robisz? - wykrzyknęłam zdziwiona i zakłopotana.
  Przewrócił oczami.
  - Twoja cnota jest zupełnie bezpieczna, Granger - rzekł drwiąco, sugerując, że w normalnej sytuacji nie tknąłby mnie nawet dwumetrowym kijem i że natychmiast po puszczeniu mnie, pójdzie się odkazić.
  Żachnęłam się, ale nie mając wyboru, oplotłam ramionami jego szyję. Byłam cała obolała, dlatego z ulgą oparłam głowę o jego pierś. Miałam kilka siniaków, ale wątpiłam, że mam poważniejsze obrażenia. W każdym razie teraz, mimo bólu, było mi ciepło i przytulnie. Do tego stopnia, że gdy w końcu doszliśmy do Skrzydła Szpitalnego i Malfoy położył mnie na łóżku, jęknęłam z żalu. Na szczęście wziął mój grymas za okrzyk bólu i szybko zawołał panią Pomfrey.
  Przybiegła niemal natychmiast.
  - Co ci się stało, moja droga?
  - Spadłam z miotły.
  Pielęgniarka szybko mnie zbadała i zakrzątnęła, szukając eliksiru. Dopiero teraz spostrzegłam, że chłopak już sobie poszedł, nie dając mi możliwości mu podziękować. Wolałabym mieć to już z głowy Myśl, że mogłabym mu nie podziękować, co prawda, przyszła mi do głowy ( w końcu to Malfoy, na miłość boską ), ale natychmiast ją odrzuciłam. W końcu przyniósł mnie tutaj - pomógł mi. Wolałabym jednak, żeby to nie był akurat Malfoy.
  Moje przemyślenia przerwała pani Pomfrey, karząc mi wypić eliksir. Z trudem powstrzymałam odruch wymiotny pijąc go, ale potem poczułam się lepiej. Pani Pomfrey kazała mi się nie przemęczać i nie latać na miotle przez co najmniej da tygodnie, po czym odeszła, mamrocząc coś o niebezpiecznych sportach i głupocie.
  
  
 
 

  

czwartek, 26 lipca 2012

Rozdział 6. Dziwne zachowania niektórych osób.

Cześć! Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale zepsuł mi się internet. Chciałam podziękować za komentarze, nawet sobie nie wyobrażacie, jak się cieszę, że komuś się spodobały moje wypociny :) Miłego czytania życzę.
 

  Czy to mogło być jeszcze bardziej upokarzające? Ja, czyszcząca na kolanach klasę i Malfoy rozparty na krześle niczym hrabia. Przygotowałam się na kpiny z jego strony.
  Ślizgon chwilę się nad czymś zastanawiał, patrząc na mnie spode łba, a potem szorstko powiedział : - No, dobra, Granger. Daj temu spokój. Użyj zaklęcia.
  Wydawał się być prawie tak zaskoczony, że te słowa wyszły z jego ust, jak ja.
   - Taa, jasne, Malfoy. A potem będziesz zmuszony donieść profesorowi Snape'owi o mojej niesubordynacji - powiedziałam ironicznie, nieznacznie przeinaczając jego wypowiedź z wczoraj.
  - Mówię poważnie, Granger.
 Popatrzyłam na niego podejrzliwie, ale wyglądał, jakby nie kłamał.
  - Ale dlaczego? - rzuciłam mu zdziwione spojrzenie.
  - Bo wbrew temu co o mnie myślisz... - Chwilę myślał i po zastanowieniu dodał : - ...i co w większości jest prawdą, nie odczuwam zbytniej przyjemności, patrząc jak dziewczyna, nawet taka jak ty, się niepotrzebnie męczy.
  Dziewczyna taka jak ja? Nie wiedziałam, czy się zezłościć czy nie. Uśmiechnęłam się z zakłopotaniem i wstałam z klęczek. Machnęłam krótko różdżką i mruknęłam : - Chłoszczyść !
  Klasa w kilka chwil błyszczała czystością. Wycelowałam jeszcze różdżką w potłuczone szkło i je naprawiłam. Zawartości niestety nie dało się odzyskać, ale to już problem Snape'a.
  Złapałam torbę i chciałam wyjść z klasy, ale chłopak mnie zatrzymał :
  - Poczekaj tu chwilę. Nie chcesz chyba spotkać Snape'a.
  Miał rację. Usiadłam na krześle, walcząc ze sobą, żeby nie zacząć przestępować z nogi na nogę. Malfoy po raz pierwszy był ... miły (czy ja naprawdę użyłam tego słowa w stosunku do Malfoya?) i nie miałam pojęcia, jak się w związku z tym zachować. Złapałam się na tym, że wyginam nerwowo palce.
  Zerknęłam na Malfoya, żeby zobaczyć, czy zauważył moje zakłopotanie. Zauważył. Na jego ustach błąkał się lekko drwiący uśmieszek. Szukałam jakiegoś tematu do rozmowy, żeby nie czuć się tak głupio.
  - Jak ci się podobała moja książka? - spytałam oskarżycielsko.
  - Jeszcze nie zacząłem jej czytać.
  - Takie coś nazywa się kradzieżą - gderałam. - Słyszysz, Malfoy? Jesteś zwykłym książkowym złodziejem.
  Chłopak wydawał się by rozbawiony. A przecież nie o to mi chodziło!
  - Będę musiał jakoś z tym żyć - rzekł kpiąco.
  - To nie jest zabawne. Nie dowiem się, co dalej - mówiłam dalej z wyrzutem.
  Spojrzałam na Malfoya. Wielkie nieba, czy on się ze mnie śmiał? Miałam pewne trudności z odpowiedzią na to pytanie, ponieważ Malfoy należał do najbardziej opanowanych osób, jakie znałam. Ale tak - śmiał się ze mnie.
  - Masz zabawną minę, kiedy się złościsz, Granger. - Wstał. - Chodź, możemy już iść.
  Wyszliśmy na korytarz i poszliśmy w przeciwne strony, nawet nie mówiąc sobie : ,,cześć". Chociaż w zasadzie nie powinno mnie to dziwić. My nigdy nie mówiliśmy sobie ,,cześć".
  W sobotę wcześnie zeszłam na dół. Lubiłam wstawać rano, kiedy jeszcze nikogo nie ma w pokoju wspólnym, żeby powtórzyć materiał z całego tygodnia. Ale tym razem spotkała mnie niespodzianka. Na fotelu zwróconym w stronę okna siedział Ron. Obrzucił mnie przelotnym spojrzeniem i więcej nie zaszczycał swoją uwagą. Zdjęłam z fotela poduszkę i usiadłam na niej na podłodze, opierając się o ścianę. Zaczęłam czytać notatki z transmutacji. Profesor McGonagall zapowiedziała w następnym tygodniu sprawdzian i musiałam się dobrze przygotować.
  Po jakimś czasie od nauki oderwało mnie skrzypnięcie fotela Rona. Obserwowałam go kątem oka. Ku mojemu zdziwieniu przeszedł przez pokój i zatrzymał się przede mną. Spojrzałam na niego i uniosłam brwi.
  - Kurczę, Hermiono ... Ja... dużo ostatnio myślałem i w zasadzie... hmm.. doszedłem do wniosku - plątał się - że, cóż, że nie powinienem cię tak traktować. Po prostu ...eee... byłem zazdrosny, wiesz, jak to jest - urwał na chwilę, ale potem jego głos zabrzmiał pewniej, a słowa prawdziwiej. - Przepraszam cię. Byłem cholernie głupi. Możesz mi wybaczyć?
  Wstałam i spojrzałam na niego. Stał z tą swoją głupią miną proszącego szczeniaka i przestępowałam z nogi na nogę.
  Tęskniłam za nim.
 Uśmiechnęłam się i rzuciłam mu na szyję. - O Boże, Ron, nawet nie wiesz, jak się cieszę!
   Ron mnie objął.
  - Brakowało mi ciebie, Hermiono. Mam teraz dużo gorsze oceny - zaśmiał się.
  - Więc nadal jesteśmy przyjaciółmi? - upewniłam się.
  Ron przytaknął. - Jasne. - Chodź, pójdziemy powiedzieć Harry'emu.

czwartek, 5 lipca 2012

Rozdział 5. Cywilizowane rozmowy i inne cuda.

Cześć, to już piąty rozdział - aż dziw, że napisałam już tak dużo. Dzisiaj dowiedziałam się bardzo ważnej rzeczy, mianowicie do tej pory źle pisałam zdania z myślnikami. Obiecuję się poprawić, więc nie bijcie. Smacznego!


  Środa bardzo szybko mi zleciała, ponieważ denerwowałam się szlabanem. Snape i Malfoy to nie jest dobre połączenie. Kto wie, co mogą wymyślić razem. A na dodatek Malfoy'owi znowu się upiekło. Ten Krukon z pierwszej klasy nic nikomu nie zgłosił. Typowe.
  Wyszłam z dormitorium około wpół do dziewiętnastej, bo chciałam jeszcze chwilę poczytać na uspokojenie nerwów. Ale niestety w pokoju wspólnym panował tłok i gwar. Bliźniacy usiłowali sprzedać swoje wynalazki, co całkiem nieźle im wychodziło. W normalnej sytuacji zwróciłabym im uwagę, ale dzisiaj nie miałam do tego nastroju. Rzuciłam im tylko potępiające spojrzenie, na które nawet nie zareagowali - będę musiała nad tym popracować - i podążyłam pod klasę od eliksirów. Może tam będę miała chwilę spokoju.
  Idąc korytarzem, wyciągnęłam książkę i znalazłam stronę, na której byłam ostatnio. ,,Nigdy bym się nie ośmielił, łaskawa pani. - Elizabeth zdumiała jego galanteria, bo wydawało jej się, że go obraziła. Nie zdawała sobie sprawy, że jej zachowanie jest tak wdzięcznym połączeniem słodyczy i łobuzerstwa, że nie sposób nim obrazić kogokolwiek. Nigdy jeszcze..."*
  W tym momencie książka i torba wypadły mi z ręki, gdy z impetem na kogoś wpadłam. Sięgając na podłogę po torbę, powiedziałam, że bardzo przepraszam i spytałam, czy nic się nie stało.
  - Nie, Granger - usłyszałam dobrze mi znany, pełen wyższości ton. - Poza tym, że cię dotknąłem.
  Powoli podniosłam wzrok.
  - Wybacz - powiedziałam cicho, wymijając go. Przeszłam kilka kroków, ale zatrzymał mnie jego głos.
  - Czekaj, Granger.
  Odwróciłam się. Ślizgon trzymał w ręce moją książkę i z zainteresowaniem ją przeglądał. - ,,Duma i uprzedzenie" ?
  - Oddaj ją, Malfoy - powiedziałam zmęczonym tonem.
  Nawet się nie ruszył.
  - ,,Duma i uprzedzenie" ? - powtórzył z wyraźnym niedowierzaniem. - To przecież napisała jakaś mugolka.
  Wytrzeszczyłam oczy, zdziwiona, skąd on to wie, ale potem uświadomiłam sobie, że przecież postacie na okładkach książek czarodziei się poruszają.
  - Wiesz, Malfoy, to że książki nie napisał czarodziej, wcale nie znaczy, że jest do niczego. - Wyciągnęłam różdżkę i mruknęłam : Accio. Chłopak leniwie zablokował zaklęcie i wykrzywił wargi, chyba w czymś podobnym do uśmiechu. - ,, Jeśli masz na myśli Darcy'ego (...), to jeśli chce, może sobie pójść do łóżka, nim bal się rozpocznie"* - przeczytał fragment. - Tak, ta książka podoba mi się coraz bardziej.
  Przewróciłam oczami.
  - Cieszę się. Będziesz mógł ją potem wypożyczyć.
  Malfoy chwilę się nad czymś zastanawiał.
  - Tak, pożyczę ją sobie.
  Odwrócił się, wyraźnie zamierzając odejść.
  - Malfoy! - obruszyłam się. - Ale nie ode mnie. Kiedyś z biblioteki.
  - Granger, nie przecz teraz sama sobie - rzekł ze zdegustowaniem i nawet się nie zatrzymał.
  Zdenerwowałam się.
  - A skąd niby się dowiem, co dalej? Zabrałeś mi książkę w najlepszym momencie - powiedziałam z oburzeniem.
  - A to już twój problem. - Nie odwrócił się, ale mogłabym przysiąc, że się uśmiechnął. A raczej wykrzywił w grymasie, który on uważa za uśmiech. Chociaż mi osobiście bardziej przypomina to minę, jaką ludzie mają podczas borowania zębów. Ze zdziwienia nie zareagowałam, gdy zniknął w głębi korytarza.
  Dziwne, doprawdy bardzo dziwne. To była nasza pierwsza cywilizowana rozmowa, jaką przeprowadziliśmy od ... hmm... od samego początku nauki w Hogwarcie. Nie miałam pojęcia, że Malfoy w ogóle potrafi normalnie rozmawiać, a co dopiero ze mną. Przecież zazwyczaj zachowywał się tak, jakby wyzywanie mnie od - skrzywiłam się - szlam, było radością jego życia. Dziwne - powtórzyłam w myślach.
  Nagle zdałam sobie sprawę, że stoję na środku korytarza, wpatrując się w miejsce, w którym straciłam z oczu Ślizgona. Potrząsnęłam głową i zeszłam po schodach do lochów. Postanowiłam przeczekać te kilkanaście minut, siedząc na kamiennej ławce. Byłam bardzo zmęczona. Głowa opadała mi coraz niżej i w końcu musiałam zasnąć. Miałam dziwny sen. Pełen ciemności i potworów. Pamiętam, że mnie goniły, a ja bardzo się bałam. Nagle pojawił się jakiś mężczyzna i zaczął z nimi walczyć, a wtedy coś mnie obudziło.
  Nade mną stał Malfoy i przez chwilę mi się wydawało, że to on jest postacią z mojego snu. Chłonęłam wzrokiem jego twarz - regularne, ukształtowane przez kolejne pokolenia jego rodu arystokratyczne rysy i bladą cerę. Wpatrywałam się w jego oczy - chłodne i spokojne. Pojawiło się w nich zdezorientowanie i to mnie otrzeźwiło.
  Wstałam.
  - Zapraszam. - Snape otworzył drzwi do swojego królestwa.
  Weszliśmy. Klasa była w fatalnym stanie. Przy jednej z ławek leżał pogięty kociołek, a sama ławka była przypalona. Musiał tu wybuchnąć jakiś eliksir, bo ściany, ławki i krzesła były obryzgane kleistą substancją. W dodatku z półek pospadały słoiki i wszędzie walało się szkło i rozmaite części zwierząt. Miałam wrażenie, że oko jaszczurki leżące na ławce naprzeciwko się na mnie gapi, dlatego przesunęłam się nieco w prawo.
  - Twoim szlabanem będzie posprzątanie tego - powiedział Snape. Malfoy miał minę, jakby właśnie spełniło się jego marzenie. A to się dobrali.
  - Dobrze - odpowiedziałam obojętnie.
  - Bez użycia magii - dodał.
  - Ale... panie profesorze... - wyjąkałam.
  Snape miał prawie radosną minę.
  - Bierz się do roboty, Granger.
  - Ten eliksir... nie jest trujący?
  Złośliwie wykrzywił wargi.
  - I tyle jeśli chodzi o twoją słynną inteligencję. Powinnaś wiedzieć, że nie jest trujący, tak samo jak powinnaś wiedzieć, co to za eliksir, ponieważ jest opisany w książce. Gryffindor traci 15 punktów. A tam masz szmaty i środki czystości.
  To oburzające i niesprawiedliwe, ale co miałam robić? Szlaban dostałam niesłusznie, ale jeśli nie posprzątam, zaliczę wizytę u dyrektora, a tego wolałabym uniknąć. Po pierwsze źle by się to mogło odbić na mojej opinii, a poza tym trudno mi będzie wytłumaczyć cokolwiek bez pomocy tego małego Krukona.
  Z cichym westchnieniem podeszłam do wiadra z wodą. Snape zabrał się za czytanie jakichś pergaminów, a Malfoy rozpostarł się w jednej z czystych ławek i obserwował mnie. Zamoczyłam gąbkę i zaczęłam czyścić ławki. Jak się wkrótce przekonałam, nie było to takie łatwe, bo eliksir wcale nie chciał schodzić. Cholerny Snape! Wystarczyłaby jeden ruch różdżką, a tak stracę na szorowanie klasy ze trzy godziny, które mogłabym wykorzystać na naukę albo na jakąś przyjemną lekturę.
  Po kilkunastu minutach do pomieszczenia wszedł czwartoklasista z Hufflepuffu. Obrzucił zdziwionym spojrzeniem mnie, na kolanach szorującą krzesło, Malfoya, a w końcu zwrócił się do Snape'a :
  - Panie profesorze, dyrektor kazał to panu przekazać. - Podał Snape'owi zwinięty pergamin i wyszedł.
  Snape przeczytał list. Z jego miny wywnioskowałam, że jest zły.
  - Panie Malfoy, dyrektor mnie wzywa i chyba już dzisiaj nie wrócę. Dopilnuj, żeby ... panna Granger wykonała swoje obowiązki. - Zawahał się przed użyciem słowa ,,panna", jakby nawet taka prosta grzeczność w stosunku do mojej osoby go raziła.
  - Oczywiście - powiedział Malfoy.
  Snape obrzucił klasę srogim spojrzeniem i wyszedł.

*Cytaty pochodzą z książki ,, Duma i uprzedzenie" autorstwa Jane Austen.