niedziela, 30 września 2012

Rozdział 12. Trudne referaty i dreszcze

Witam Was wszystkich. Strasznie dawno nie dodawałam nic nowego, ale jakoś mi nie szło. Pewnie zauważyliście u mnie zmiany. Śliczny szablon, prawda? Za jego wykonanie bardzo dziękuję Avii Tinar z zaczarowanych szablonów. Pewnie znowu będziecie mówić, że za mało chemii między Draco i Hermioną, więc uprzedzam, że być może w następnym rozdziale będzie jakiś pocałunek. Tylko muszę go jeszcze ładnie opisać. Zapraszam do czytania


 Rano Hermiona długo się zastanawiała, czy to się naprawdę zdarzyło, czy może sobie to wszystko wymyśliła. Czy naprawdę zwariowała do tego stopnia, by proponować Malfoyowi (Malfoyowi - swojemu wrogowi od pierwszej klasy i autorowi licznych obelg!) kanapki? Co prawda nieświadomie je zaproponowała, ale fakt pozostaje faktem.
  A Malfoy też nie zachowywał się jak zwykle. Nie wyzywał jej, nie obrażał. No dobra, kpił sobie z niej, ale to było raczej dla żartu. ,,Co się dzieje z tym światem? Nigdy bym nie pomyślała, że będę ze Ślizgonem jeść kolację". Po czym wylazła z łóżka i poszła do łazienki, żeby nikt jej nie zajął.
  Kiedy wróciła, już ubrana i umyta, zeszła do Pokoju Wspólnego. Chwilę czekała na chłopaków, patrząc przez okno na błonia, a potem razem poszli na śniadanie. Hermiona miała dzisiaj bardzo dobry humor i po drodze żartowali i się śmiali.
  Przy stole Hermiona położyła na talerzu kromkę chleba i nałożyła na nią jajecznicę. Spojrzała przelotnie na stół Ślizgonów. A skoro już się tam spojrzała, równie dobrze mogła popatrzeć na...
  Zerknęła proso na rozleniwionego Malfoya. Chłopak zmrużył lekko oczy, odwzajemniając spojrzenie. Uśmiechnął się nieznacznie i uniósł w geście toastu kanapkę, którą trzymał w ręce. Hermiona się zawahała, ale po krótkiej chwili odwzajemniła gest. W uśmiechu pokazała zęby, a kiedy odwrócił wzrok, powracając do rozmowy, zaśmiała się głośniej.
  Harry spojrzał na nią z troską.
  - Hermiono? Dobrze się czujesz? - zapytał delikatnie.
  Dziewczyna znieruchomiała. Musiała wyglądać co najmniej dziwnie, śmiejąc się nad kanapką. Dobrze, że nie zauważył do kogo się śmiała. I w ogóle co to za pomysły, żeby uśmiechać się do Malfoya! Dostał wczoraj żarcie i to by było na tyle - zezłościła się nagle.
  - Och, jasne, Harry. Po prostu przypomniało mi się coś śmiesznego z wczoraj - powiedziała uspokajająco, ale jej czarnowłosy przyjaciel nadal popatrywał na nią podejrzliwie kątem oka.
  -Pamiętajcie, żeby zrobić dzisiaj eseje na historię magii - przypomniała im.
  - Spokojnie, Hermiono. Mamy na to całą niedzielę, Wyluzuj - odpowiedział znudzony Ron.
  - To co robimy?
  - Ja i Harry mamy trening, to ze trzy godziny zejdzie. 
  - Aha, ok. - Hermiona uznała, że w gruncie rzeczy to jej nawet pasuje, bo i tak chciała poszukać w bibliotece książek o ustawie z 1694 roku, zakazującej przeprowadzania eksperymentów na mugolach. - Jeśli będziecie chcieli się spotkać, to będę...
  - W bibliotece - dokończyli za nią chórem.
  Zmarszczyła czoło.
  - Naprawdę jestem aż tak przewidywalna?
  Popatrzyli po sobie, wyraźnie oceniając, co jej powiedzieć.
  - No, wiesz, dość często przebywasz w bibliotece. Zwłaszcza ostatnio. Właściwie każdy szuka ciebie najpierw w bibliotece - powiedział ostrożnie Harry.
  - Naprawdę? - Dziewczyna była zdziwiona. Wzruszyła ramionami. - Ciekawe, ci którzy narzekają, że dużo czasu spędzam w bibliotece, zazwyczaj jakoś pozbywają się oporów, gdy mamy zadaną trudną pracę domową - zakpiła lekko i uśmiechnęła się. - Powodzenia na treningu.
  W drodze do biblioteki zastanawiała się, czy naprawdę spędza tam aż tak wiele czasu. Ale nawet jeśli, to co z tego? Przecież nauka jest bardzo ważna. Jak niby zdobędzie dobrą pracę bez dobrych wyników? Nie miała zamiaru niczego zmieniać w swoich przyzwyczajeniach.
  Nadal jednak nie dawała jej spokoju pewna myśl. Wcale nie chciała być uważana za nudną kujonkę, przesiadującą całymi dniami w bibliotece. Mogłaby iść czasami potańczyć albo coś podobnego. Inne dziewczyny tak robiły. W soboty w Hogsmeade urządzana była dyskoteka specjalnie dla uczniów Hogwartu, którzy tylko w ten dzień mieli chwilę wolnego. Słyszała, że wstęp nie jest aż tak drogi. Mogłaby iść choćby po to, żeby zobaczyć, co inni w tym widzą. 
  Tak, to chyba dobry pomysł. Każdy musi się trochę rozerwać. Hermiona doszła do wniosku, że pójdzie na jakąś dyskotekę, a jeśli się jej spodoba, to będzie chodziła częściej. Oczywiście, nie za często - w końcu nauka jest najważniejsza - ale tak raz na miesiąc. 
  Albo raz na dwa miesiące.
  Gdy Hermiona doszła do biblioteki, skończyła myśleć na ten temat, bo niemal natychmiast z przyjemnością zagłębiła się w lekturze starych, grubych ksiąg. Uwielbiała zapach stronic, gęsto zapisanych atramentem. Czasem ciężko jej było odczytać niektóre słowa, ale i tak książki z biblioteki hogwarckiej zawsze należały do najlepiej utrzymanych w kraju. 
  Dla Hermiony szokiem i nieustającą radością było to, że może wziąć do ręki tom sprzed pięciuset lat i patrzeć, jak zmienił się od tamtego czasu sposób myślenia i postrzegania świata oraz magii. Teraz mało kogo to interesowało, ale Hermiony to nie obchodziło.
  Na chwilkę jej uwagę oderwało od książki pojawienie się pewnej osoby. ,,Znowu ty" - pomyślała zirytowana. W gruncie rzeczy, ostatnio miała wrażenie, że ciągle widuje gdzieś Malfoya. Gdy szła korytarzem, prawie zawsze widziała jego lśniącą czuprynę gdzieś w gąszczu uczniów. Albo podczas posiłków, zawsze zwracała uwagę na to, gdzie siedzi i jak się zachowuje. Zupełnie jakby... interesowało ją to, co Malfoy robi. Była to niepokojąca dla Hermiony myśl i na chwilę zmarszczyła brwi. Bo wbrew sobie musiała przyznać, że nie żywi już do tego Ślizgona nienawiści czy obojętnaości. W głębi serca wiedziała, że wręcz przeciwnie. Powoli zaczynała go... lubić? W każdym razie mieć dla niego pozytywne emocje. Zwłaszcza po dzisiejszej nocy. Naprawdę świetnie się bawiła z Malfoyem. Zaskoczyło ją to, że chłopak ma poczucie humoru (o co wcześniej go nie podejrzewała), że potrafi być miły i zachowywać się jak dżentelmen. Nie każdy odprowadziłby dziewczynę, mając zupełnie nie po drodze. A już na pewno nie spodziewała się tego po Malfoyu, którego znała. Powoli zaczynało do niej docierać, że Ślizgon się zmienia, że już nie jest taki, jaki był jeszcze rok temu. 
  Blondyn rozejrzał się po sali i jego oczy na chwilę zatrzymały się na Hermionie. A dziewczyna automatycznie, niemal nieświadoma tego ruchu, uśmiechnęła się do niego. Ciepłym, szczerym uśmiechem, który do dzisiaj zarezerwowany był dla Harry'ego i Weasley'ów.  Malfoy otworzył szerzej oczy i uniósł kąciki ust. Odwrócił się i zniknął między regałami, a Hermiona ponownie zajęła się lekturą.
  Nie na długo jednak, bo po jakiejś półgodzinie Ślizgon stanął przed nią i cicho odkaszlnął, wyrywając ją z zamyślenia. Podniosła głowę i ze zdziwieniem uniosła brwi. 
  - Cześć, Granger - powiedział cicho.
  - Hej - powoli odparła. - O co chodzi?
  - Musisz coś dla mnie zrobić.
  ,, Ja? On chyba zwariował. Dracon Malfoy chce mojej pomocy?  O przepraszam, chce żebym coś dla niego zrobiła? Malfoy? Ja chyba śnię."
  - Ja chyba śnię - powiedziała na głos. - Malfoy chce mojej pomocy?
  - Nie pomocy.
  - Ach tak? - uniosła brwi po raz kolejny.
  - Ach tak - powiedział twardo.
  Widząc, jak niecierpliwie przewrócił oczami po przedłużającej się chwili ciszy, spytała z pewną dozą zainteresowania:
  - W czym mam ci niby po... To znaczy, co mogę dla ciebie zrobić?
  Tja, z pewną dozą. Ciekawość ją zżerała, a nie żadną pewną dozą.
  - Muszę napisać referat.
  - Czemu nie poprosisz pani Pince? 
  Zrobił dziwną minę. - Myślę, że jest teraz zajęta. 
  Hermiona zerknęła w stronę bibliotekarki. Pani Pince stała obok Filcha i wnioskując z ich gestów, dziewczyna uznała, że narzekają na uczniów i oboje są w przysłowiowym siódmym niebie. ,,Fuj" - skomentowała w duchu.
  - No, dobra. Siadaj - powiedziała niepewnie. Chłopak usiadł na krześle obok.
  - A tak w ogóle... - urwała nagle.
  - Co?
  - Co to się stało, że młody pan Malfoy przyszedł akurat do mnie? Nie wstydzisz się, że znajomi zobaczą cię ze szlamą? - spytała drwiąco. Zastanawiała sie, czy to nie jakiś podstęp.
  Na moment znieruchomiał. a potem spojrzał Hermionie prosto w oczy. 
  - Ludzie się zmieniają, wiesz, Granger? - odparował, a ona mu nie uwierzyła nawet odrobinkę. - A poza tym moi znajomi raczej nie bywają w bibliotece. - Powiedział to tak rozbrajająco i kpiąco, że Hermiona po prostu musiała się roześmiać. Mimo, że tak naprawdę nie ufała mu do końca, postanowiła odpuścić. A poza tym nie mogła się oprzeć żądzy wiedzy.
  - Dobra, nieważne. To co chciałbyś wiedzieć? 
  - Co to jest telewizja? - wypalił, ostatnie słowo wymawiając tak, jakby dopiero uczył się mówić.
  Zmarszczyła brwi ze zdziwieniem.
  - Jaki to referat?
  - ,,Wpływ telewizji na życie współczesnych mugoli". Mieliśmy zastępstwo na na zielarstwie i dostałem karne zadanie.
  Wolała nie pytać za co było to karne zadanie.
  - Idiotyczny temat. - Ślizgon pokiwał głową, zgadzając się z nią bez słów. - Telewizja jest bardzo popularna wśród mugoli - zaczęła swój wywód. - Według pewnego słownika. który kiedyś czytałam, jest to dział telekomunikacji, związany z odtwarzaniem w miejscu odbioru scen ruchowych. - Spojrzała na jego minę i prędko dodała: - Polega to mniej więcej na tym, że każdy mugol może u siebie w domu obejrzeć w telewizorze - takim specjalnym pudle - film, czyli obrazy w ruchu. Trochę to podobne do naszych zdjęć. - Zerknęła na chłopaka. Wydawał się w miarę rozumieć lub domyślać o co jej chodzi. - Wybacz, ale nie za bardzo umiem to wytłumaczyć. U nas każdy dzieciak wie, co to telewizja.
  - Nie, spokojnie. Całkiem dobrze ci idzie. - Był miły. I nawet nie zwrócił uwagi na jej słowa: ,,u nas".
  Zaskoczona dziewczyna ciągnęła dalej.
  - Wpływ, wpływ... Tu może chodzić o rozwój intelektualny, rozrywkę, informacje, czy o brak ruchu.
  - Nie rozumiem.
  - Brak ruchu? No cóż, mugole spędzają dość dużo czasu przed telewizorem i nie uprawiają sportu. Poszukam ci książek na ten temat. 
  Draco patrzył, jak dziewczyna chodzi między regałami, wybierając odpowiednie książki. Czasami warto znać kogoś, kto się zna na takich sprawach. Podobała mu się jej zarumieniona twarz, gdy z zapałem próbowała mu to wytłumaczyć. Nie miał najmniejszej ochoty zobaczyć tej telewizji na telewizorze, ale musiał przyznać, że to było odrobinę ciekawe. 
  Hermiona wróciła, kładąc przed Ślizgonem kilka książek w kolorowych okładkach i usiadła.
  - Tu powinieneś znaleźć wszystko, co będzie ci potrzebne.
  - Ach tak.
  - Ach tak, co?
  - Co, co?
  Nie chcąc prowadzić dłużej tego dziwnego dialogu, uniosła brwi, mając nadzieję, że sam się domyśli, o co jej chodzi
  - Dzięki.
  Wybałuszyła oczy.
  - Naprawdę wypowiedziałeś to słowo? Czy mi się tylko zdawało?
  - O co ci chodzi? Sama chciałaś.
  - Tak, ale nie sądziłam, ze naprawdę mi podziękujesz.
  - Ciesz się tym wspomnieniem, bo nie będziesz miała okazji go odświeżyć - powiedział zgryźliwie i sięgnął po pierwszą książkę. Hermiona też wróciła do przerwanej lektury.
  Po jakimś czasie chłopak podniósł głowę i zapytał:
  - Granger, masz może pióro? Moje się zużyło.
  - Jasne, gdzieś tu powinno być. - Zaczęła grzebać w torbie. Chwilę później triumfalnie podała mu znalezione pióro. Wiedziała, że teraz pewnie nie ma co oczekiwać podziękowania, ze względu na jego poprzednie słowa. 
  - Masz coś na twarzy. - Hermiona odczuła coś na kształt triumfu, że jednak nie zawiódł jej wyobrażeń. Swoją drogą, dziewczyna nie miała pojęcia, jak to zauważył, bo nawet na nią nie patrzył.
  Potarła twarz rękami.
  - Już?
  - Nie. - Niemal niezauważalnie się zawahał i dodał: - Pozwól.
  Delikatnie dotknął jej policzka i opuszkiem kciuka starł jakiś paproch. Nieoczekiwanie jego dotyk okazał się całkiem przyjemny i Hermiona zamarła. Żeby jej dotknąć, musiał się pochylić i teraz ich twarze dzieliło tylko kilka cali. Popatrzyli sobie w oczy. Gryfonka irracjonalnie pomyślała, że mogłaby spędzić całą wieczność, gapiąc się w spokojne, szare oczy Malfoya. Na szczęście potem się odsunął. Hermiona spuściła głowę, ganiąc się w duchu za głupotę. 
  Draco wyrzucał sobie w duchu, że jej dotknął. Nie powinien był tego robić. Zwłaszcza, że wyraźnie wyczuł, jak zadrżała. Z obrzydzenia?
  - Dziękuję - powiedziała i potarła policzek, jakby chcąc zetrzeć z niego dotyk chłopaka. Chyba źle odczytał ten gest, bo spochmurniał i wlepił wzrok w książkę. A Hermionę po prostu mrowiła skóra w miejscu, którego dotknął.
  - Pójdę już - powiedziała szybko. - Gdybyś potrzebował czegoś jeszcze, wiesz gdzie mnie szukać. 
  - Tak, cześć.
  W drzwiach się odwróciła i spojrzała na Ślizgona. Siedział pochylony nad książkami, w zamyśleniu gryząc koniuszek pióra. Jedną ręką potargał sobie włosy. Wyglądał tak... swojsko. Hermiona uśmiechnęła się nieznacznie do swoich myśli, pokręciła głową i odeszła do Pokoju Wspólnego.
  Usiadła na parapecie i patrzyła na zalewane deszczem błonia. Padało dzisiaj z krótkimi przerwami od samego rana i na dworze było szaro i ponuro. Chłopcy chyba nie mieli zbyt dobrego treningu. Gałęzie drzew szarpane wiatrem, wyginały się na wszystkie strony. Profesor Sprout szybkim krokiem zmierzała od cieplarni w stronę zamku, kuląc się pod ciepłym płaszczem i wysoką tiarą.
 
 
 

środa, 12 września 2012

Rozdział 11. Kanapkowe libacje

  Dziś mam dla Was rozdział, który poprawiałam chyba z milion razy, zanim uznałam, że jest bardzo dobry. Poza tym jest długi, bo nie miałam serca go rozdzielać. Nie rozpisuję się dłużej, tylko zapraszam do czytania.
  

Dużo później, gdy Hermiona już pożegnała się z chłopakami, umyła się i przebrała, leżała w łóżku, intensywnie rozmyślając. ,,Jest środek nocy. Jak cię przyłapią, będziesz trupem, Hermiono. Trupem przez duże T. Profesor McGonagall się wścieknie". Gdyby tylko miała pelerynę. Ale ta spoczywała (chyba) w kufrze Harry'ego. ,,Ale z drugiej strony, jeśli będziesz wystarczająco cicho... Och, no dobra, idę". Zanim zdążyła się rozmyślić, z rozmachem odrzuciła kołdrę. ,,Tak, jestem Hermiona Granger i właśnie wybieram się na heroiczną wyprawę do kuchni'' - zachichotała w duchu. Na krótkie czarne spodenki i koszulkę nałożyła jasnozielony szlafrok i była gotowa. Wzięła jeszcze do ręki różdżkę i w samych skarpetkach wymknęła się na korytarz, uważając, żeby nikogo nie obudzić. Chwilę nasłuchiwała. po czym uznając, że na razie wszystko w porządku, ruszyła w stronę kuchni.
  Hermiona była jednocześnie przerażona i rozbawiona. Podskakiwała ze strachu za każdym razem, gdy usłyszała jakiś szelest. Wyobraziła sobie siebie, tłumaczącą się przed profesor McGonagall, że wybrała się na przechadzkę, bo miała ochotę na coś do jedzenia. Nie żeby często jej się coś takiego zdarzało. Zazwyczaj nawet by nie pomyślała, żeby wyjść gdzieś w nocy. Ale dzisiaj dostała okres, a zawsze wtedy więcej jadła i pożądała jakichś dziwnych rzeczy, których normalnie nie wzięłaby do ust. Na przykład oliwki. Hermiona nie cierpiała tych małych owoców i nie miała pojęcia, jak można choćby spojrzeć na te paskudztwa. A jednak dzisiaj dołożyła sobie do sałatki pół małego słoiczka i zjadła z wielkim apetytem.
  Doszła wreszcie do odpowiedniego obrazu i połaskotała gruszkę. Drzwi do królestwa stanęły otworem. Weszła do środka, cicho zamykając za sobą drzwi (czy może raczej obraz).
  W pomieszczeniu nie było nikogo - najwidoczniej wszystkie skrzaty już spały. Nic dziwnego, rano muszą przecież wstać i przygotować uczniom śniadanie, za co nawet nie dostaną zapłaty. Hermiona wyczarowała kulę światła i, już trochę spokojniejsza, zaczęła myszkować po spiżarni. Wyciągnęła chleb, masło oraz inne przepyszne produkty i nucąc pod nosem, zabrała się za przygotowywanie kanapek. Sporo czasu zajęło jej ich udekorowanie, ale uznała, że skoro już ryzykuje szlabanem, to przynajmniej będzie miała z tego jakąś przyjemność. Tym sposobem każda z jej kanapeczek wyglądała przepysznie, ozdobiona majonezem, szczypiorkiem, twarożkiem, a nawet (w jednym przypadku) groszkiem. 
  Posprzątała po sobie, nie chcąc zostawiać skrzatom bałaganu i ostrożnie trzymając talerz, żeby żadna z jej drogocennym kanapek nie wylądowała na ziemi, wyszła na korytarz. 
  Przeszła kawałek i wtedy usłyszała czyjeś kroki. W oddali mignęło blade światełko, najwyraźniej zbliżające się do miejsca, w którym się znajdowała. Spanikowana podbiegła do wnęki, gdzie stała zbroja. To ją mogło zasłonić.
  Ale okazało się, że nie jest tam sama. Ktoś też uznał to miejsce za dobrą kryjówkę. Chciała wrzasnąć ze strachu, nie bacząc na kroki i późną porę, ale postać błyskawicznie zasłoniła jej usta ręką. Hermiona zaczęła się szarpać, ale wtedy ten ktoś przyciągnął ją do siebie i wolną ręką unieruchomił ją.
  - Przestań się szarpać, idiotko - usłyszała gniewny szept. - Chcesz, żeby Filch nas złapał?
  Wtedy właśnie usłyszeli gniewne sapanie i mruczenie pod nosem:
  - Przeklęte bachory. Łażą w nocy po zamku, a Dumbledore oczywiście nic sobie z tego nie robi. Zawsze powtarzałem, że kilka porządnych chłost i wszyscy chodziliby jak w zegarku. - Światło było coraz bliżej.
  Klnąc w myślach, Hermiona przylgnęła do Malfoya, starając się być jak najmniej widoczna. Wyczuła, że nic jej nie zrobi - nie miał innego wyjścia. Zastanawiała się, czy chłopak czuje, jak szaleńczo bije jej serce. Nadal trzymał rękę na jej ustach, chyba nie dowierzając, że potrafi zachować ciszę.
  Woźny przeszedł koło miejsca ich ukrycia i Hermiona poczuła, jak stojący za nią chłopak wstrzymuje oddech i napina mięśnie.
  Filch poszedł dalej, na szczęście zbyt zajęty wymyślaniem na uczniów i dyrektora, zakazującego używania kar cielesnych, by ich zauważyć.
  Odczekali aż zniknął za rogiem i ucichły jego kroki, a wtedy Malfoy puścił ją i dziewczyna odskoczyła.
  - Co ty tu robisz, na miłość boską?! - Nie wyszło jednak tak, jak chciała, bo zamiast tych słów wykrzyczeć, musiała cicho szeptać.
  - Mógłbym ci zadać  to samo pytanie.
  - Na pewno wymknąłeś się, żeby zrobić komuś krzywdę albo straszyć duchy! - Hermiona była o tym przekonana. Była też blada ze strachu i cieszyła się, że jest ciemno.
  - Taa... A wtedy wyjdzie na jaw, że szlajałaś się w nocy po zamku - powiedział zgryźliwie Malfoy. ,,Straszył duchy"?
  Zirytował ją i nagle jej strach odszedł. Poczuła się głupio, ale nagle zaczęło jej się wydawać, że chłopak tak naprawdę by jej nie skrzywdził. Że tylko sprawia wrażenie takiego groźnego. Zwłaszcza teraz. Gdy Hermiona się mu przypatrzyła, dostrzegła, że Ślizgon ma głębokie cienie pod oczami i że jest bardzo wymizerowany. Sprawiał wrażenie, jakby nie spał i nie jadł od kilku dni.
  Poza tym miał rację co do tego szlajania się po zamku. O tym nie pomyślała. Zresztą miała ważniejsze rzeczy na głowie niż zawracanie sobie głowy Malfoyem. Spojrzała na swoje kanapki. Podniosła oczy, a wtedy przechwyciła wzrok chłopaka również skupiony na zawartości jej talerza. Na jego twarzy malował się głód i widać było, że ma na nie wielką ochotę, ale dzielnie zarechotał, starając się to ukryć.
  - Wymknęłaś się w nocy, żeby zrobić sobie kanapki? - spytał z niedowierzaniem, ale i z odrobiną uznania w głosie.
  Obronnym gestem chwyciła mocniej talerz i przysunęła bliżej siebie.
  - A co? Nie wolno? - Hermiona zezłościła się. - I nie patrz tak. Zrobiłam je dla siebie i nie dam ci ani jednej.
  Malfoy uniósł brwi.
  - Myślisz, że chciałbym od ciebie cokolwiek? Kobieto, opanuj się. - Jego głos wręcz ociekał sarkazmem.
  Stali naprzeciw siebie w ciszy, która nagle zapadła. A potem Malfoy wpatrzył się tęsknie w kanapki i zapytał:
  - Czy to groszek?
  - Tak, a co? - Spojrzała na niego podejrzliwie.
  - Nic...
  Hermiona zastanawiała się, co by było, gdyby powiedziała, że ewentualnie może dostać jedną.
  - Naprawdę? Dasz mi jedną? - spytał wyraźnie zszokowany blondyn. Zdezorientowana Hermiona spojrzała na niego.
  - Powiedziałam to na głos? - Miała dziwną minę.
  - Tak. Czy ty jesteś jakaś... - Hermiona widziała, jak z wielkim wysiłkiem stłumił obraźliwe słowo. Najwyraźniej jednak zadziałała magia kanapek.
  Hermiona gorączkowo zastanawiała się, jakim cudem powiedziała to na głos. Widocznie podświadomie zlitowała się nad nim. Widać było, że jest głodny. A teraz już nie mogła się wycofać. To by było nieetyczne.
  - Cóż, skoro tak mówiłam - burknęła i z niezbyt zadowoloną miną wyciągnęła w jego stronę talerz.
  - Może usiądziemy? - zaproponował, wskazując parapet.
  Kiedy usiedli, Hermionie kołatały się po głowie splątane myśli. ,,Siedzę z Malfoyem na parapecie. Malfoy wyciąga rękę po moją kanapkę". To było takie nierealne... Siedzieć z Malfoyem i jeść w świetle księżyca. Gdyby to nie był akurat ten chłopak, ta sytuacja mogłaby być romantyczna. Ale to był Malfoy, więc oparła się wygodnie i wyciągnęła rękę po kanapkę.
  Dla obojga ta sytuacja była dziwna i krępująca, ale jednocześnie nie chcieli się ruszać. Jakby na tę chwilę zniknęła łącząca ich niechęć. Hermiona uświadomiła to sobie marszcząc brwi, ale zrzuciła to wszystko na magię kanapek. Tak, to bardzo potężna magia...
  - Często urządzasz sobie takie kanapkowe libacje? - spytał, czując się w obowiązku coś powiedzieć, skoro (acz niechętnie) poczęstowała go swoją kolacją.
  - Nie - lekko się oburzyła. - Zazwyczaj mam lepsze rzeczy do roboty w nocy.
  Chłopak zachichotał i Hermiona natychmiast dodała:
  - Takie jak spanie, zboczeńcu. - Pokręciła głową z udawanym politowaniem.
  - Przecież wiem, co innego miałabyś robić? - zapytał z miną niewiniątka. Pogroziła mu palcem i znacząco spojrzała na talerz. Zrozumiał przesłanie: ,,Nie kpij, bo to może być twoja ostatnia kanapka".
  - A ty niby co robiłeś?
  - Wybrałem się na przechadzkę.
  Uśmiechnęła się lekko.
  - Nie wyglądasz na faceta, który chadza na przechadzki.
  Nachylił się w jej stronę i powiedział, a w zasadzie wyszeptał:
  - Popatrz czasem na świat znad kolejnej książki, a zobaczysz mnóstwo interesujących szczegółów.
  Hermiona wpatrywała się w jego wargi.
  - Sugerujesz, że jesteś interesujący? - spytała kpiąco, podejmując grę. Mogła sobie na to pozwolić, bo przecież jutro znów wszystko wróci do normy. I nie będzie żadnych rozmów z Malfoyem i żadnego jedzenie razem kanapek. Na szczęście. Starała się oderwać wzrok od jego twarzy.
  - Wątpiłaś w to? - powiedział niskim seksownym głosem.
  - Cóż za arogancja i bezczelność - zadrwiła. - Och, chyba odkryłam, po co chadzasz na przechadzki. Może w ten sposób próbujesz poradzić sobie ze swoim wielkim ego? - zasugerowała czarująco.
  Sięgnęła po kolejną kanapkę i w tym samym momencie zrobił to Malfoy. Spojrzeli w dół i odkryli, że to ostatnia.
  - Może zachowasz się jak dżentelmen? - spytała, wiedząc, że nie uzyska odpowiedzi twierdzącej.
  - Przed chwilą doszłaś do wniosku, że jestem arogancki i bezczelny oraz że mam wielkie ego. - Udał, że się namyśla. - Nic nie mówiłaś o byciu dżentelmenem.
  - Cóż, może spróbujesz mnie przekonać? - W jej głosie czaiła się nadzieja.
  - Mógłbym, gdyby to nie był groszek - powiedział pewnie. - Dla groszku zrobię wszystko - dodał z absolutną powagą.
  Chwilę milczeli, posępnie wpatrując się w talerz i ostatnią kanapkę.
  - O, mam pomysł! - zawołał szeptem, a Hermiona podniosła z nadzieją głowę. - Ja zjem pół, a potem oddam ci resztę.
  Dziewczyna pokręciła głową z udaną podejrzliwością.
  - No nie wiem... Mogę ci ufać?
  Malfoy spojrzał jej w oczy. - Przekonaj się.
  Zjadł i udowodnił, że dotrzymuje obietnic, podając jej resztę kanapki. Wpatrywał się w nią, gdy jadła. Wyglądała zadziwiająco korzystnie w świetle księżyca padającego zza okna. Wyczuła, że jej się przygląda, bo podniosła głowę i spytała: - Hmm? Mam coś na twarzy?
  Pokręcił głową, nie chcąc się odzywać.
  Gdy skończyła, wstali i Hermiona sięgnęła po talerz, ale ją powstrzymał.
  - Nie. Ty przyniosłaś, ja odniosę.
  Przez moment wyglądała, jakby chciała zaprotestować, ale w końcu cofnęła rękę. Draco nie miał pojęcia, że wahała się, bo nie była pewna, czy on w ogóle wie, gdzie jest kuchnia. Potem jednak uznała, że najprawdopodobniej zostawi go gdzieś w Pokoju Wspólnym.
  No i w tym momencie powinni się rozstać, żeby jutro wszystko wróciło do zwykłej, pełnej obelg normy.
  Już się odwracała, gdy powiedział:
  - Czekaj, odprowadzę cię. Nie będziesz sama łaziła po nocy. - ,,Czy ja naprawdę to powiedziałem?'' - zadał sobie w duchu pytanie, ale już nie mógł cofnąć swoich słów. Chociaż tak byłoby lepiej. To się zaczynało robić coraz bardziej niepokojące. Ale nie chciał, żeby już odeszła. Po raz pierwszy od dawna bawił się tak dobrze, śmiejąc się i dogryzając jej. Nie wiedział, że z Granger w ogóle da się normalnie rozmawiać.
  Dziewczyna znieruchomiała, a potem, ku jego zdumieniu, skinęła głową.
  - Tak, dziękuję.
  Poszli razem w stronę portretu Grubej Damy, nasłuchując kroków i starając się być bardzo cicho. A gdy wreszcie przed nim stanęli, okazało się, że Gruba Dama też wybrała się na nocny spacer.
  - No nie! - jęknęła Hermiona. - To są jakieś kpiny.
  - Może zaraz wróci - powiedział pocieszająco i ze zdumienia prawie odebrało mu mowę. Bo czy on właśnie nie był przypadkiem miły? Nie, z całą pewnością nie. Po prostu chciał już zostawić tę dziewczynę, przez którą działo się z nim coś dziwnego, i wyprzeć z pamięci całe to zdarzenie.
  Spojrzał na Granger ze zdumieniem, bo ta nagle odskoczyła do tyłu i utkwiła wzrok w podłodze.
  Zaśmiał się cicho i rzucił jej jeden ze swoich najbardziej irytujących uśmieszków.
  - No, no, no, Granger. Boisz się pająków? - zakpił.
  - Wcale się nie boję! - powiedziała z oburzeniem, starając się, żeby jej słowa zabrzmiały prawdziwie. - One są przecież takie... małe... - wyjąkała i utkwiła wzrok w potężnej bestii, która zbliżała się, by ją pożreć. - ... i  niegroźne... i w ogóle nie są włochate... - Hermiona nie wytrzymała. Gdy pająk był kilka cali od jej stóp z piskiem odskoczyła. Oczywiście, to nie był żaden dziewczyński pisk, tylko taki... no... taki inny. Przy okazji wpadła na chłopaka, który odruchowo przytrzymał ją swoimi muskularnymi dłońmi.
  - Zabierz go - powiedziała szeptem, nie chcąc przypominać włochatemu potworowi o swojej obecności.
  Malfoy wyciągnął różdżkę i mruknął:
  - Evanesco. 
  Pająk zniknął i Hermiona odetchnęła z ulgą.
  - Gdzie go wysłałeś?
  - Do łóżka Filcha.
  - Och, Malfoy, to... - Ale nie wytrzymała i zachichotała. A on jej zawtórował. Bo to w ogóle była dziwna sytuacja. Najpierw razem jedli kanapki, kłócąc się o ostatnią, a teraz ratował Granger w szlafroku przed pająkiem.
  Mimo, że starali się być cicho, usłyszeli Grubą Damę dopiero, gdy ta zapytała zgryźliwie: - A co to za nocne schadzki?
  Hermiona znowu odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się.
  - Dobra, dziękuję, że mnie odprowadziłeś.
  Skinął jej głową, a potem, gdy odchylała portret, powiedział:
  - Gdybyś miała w planach jeszcze jakieś kanapki, to polecam się na przyszłość.
  Uśmiechnęła się, pokazując białe zęby.
  - Będę o tym pamiętać.

 

sobota, 8 września 2012

Rozdział 10. Tajemnice.

  Hej, przedstawiam nowy rozdział - mam nadzieję, że się Wam spodoba. Ale jeśli nie, to zapewniam, że następny będzie wspaniały. Mam już napisane ze trzy, cztery rozdziały i myślę, że naprawdę wyszły mi świetnie ( wiem, wiem, nie powinnam się tak chwalić ). Wreszcie zacznie się coś dziać między Draco i Hermioną, będzie dużo opisów  - tak, nawet uczuć, czego osobiście nie lubię. Aha, i oczywiście, zaczynam pisać w trzeciej osobie. Rozpisałam się dzisiaj trochę, więc zapraszam serdecznie do czytania.

  - Hermiono! - syknął Harry kolejny raz.
  Dziewczyna wzdrygnęła się i potoczyła po klasie nieobecnym spojrzeniem. Jej wzrok w końcu spoczął na czarnowłosym Gryfonie.
  - Hmm? - spytała nieprzytomnie.
  - Mamy robić notatki. - Głos chłopaka przepełniony był zdumieniem. Dotychczas nie zdarzyło się, aby najlepsza uczennica w Hogwarcie nie robiła natychmiast  tego, co nakazał nauczyciel. - Jesteś dzisiaj strasznie rozkojarzona. Coś się stało?
  - Nic - szepnęła wymijająco Hermiona. Prawdą jednak było, że wczorajsze zachowanie Malfoya wytrąciło ją z równowagi i również przeraziło. Jeszcze nigdy nie czuła się tak bezbronna, jak w chwili, gdy Ślizgon przyciskał ją do ściany. Dziwiło ją, że zareagował aż tak gwałtownie. Takie zdanie mieli przecież z Harry'm i Ronem od zawsze, Malfoy o tym doskonale wiedział i Ślizgona nigdy to nie obchodziło. Postanowiła to sobie gruntownie przemyśleć, ale teraz musiała się skupić tylko i wyłącznie na historii magii. Profesor i tak nie mówił zbyt ciekawie, nie mogła więc pozwolić sobie na nieuważanie na lekcji.
  ***
  Hermionie tydzień zleciał jak z bicza trzasnął. Gryfonka unikała Malfoya i zajęła się jak zwykle nauką i próbowała też namówić dwójkę swoich przyjaciół do tego samego. Do tego stopnia, że gdy widzieli ją z książką w ręce, tajemniczo znikali, zupełnie jakby się teleportowali.
  Dziewczyna siedziała właśnie w piątek wieczorem  w bibliotece, mrucząc pod nosem zaklęcia, gdy do środka wpadła Ginny i od razu podbiegła do Hermiony.
  - Hej, Hermiono! Nie przemęczasz się zbytnio? - spytała, ruchem głowy wskazując na leżący obok stos książek i przysiadła na brzegu stołu.
  - Muszę, jeśli chcę być naprawdę dobra - odparła Hermiona, uśmiechając się lekko.
  - W każdym razie, chciałam ci powiedzieć, że jutro idę do Hogsmeade z Seamusem - powiedziała ruda i zachichotała.
  Hermiona uniosła brwi.
  - Co? Już nie jesteś z Gregorym?
  - Nie, zdradzał mnie z jakąś Krukonką - rzekła beztrosko Ginny. Potem poruszyła się niespokojnie i zawahała. - A Harry... - zająknęła się lekko i odkaszlnęła. - Harry idzie z Parvati, prawda?
  Hermiona uśmiechnęła się ze zrozumieniem i delikatnie pokiwała głową. Ginny wykrzywiła wargi w parodii uśmiechu, starając się pokazać, ze w ogóle jej to nie obeszło.
  Młodsza dziewczyna z żadnym chłopakiem nie była dłużej niż miesiąc, ponieważ w każdym doszukiwała się cech Harry'ego. Była w nim zakochana od drugiej klasy, ale nie chciała się do tego przyznać nawet przed sobą. A Hermiona wiedziała, że Harry bałby się reakcji Weasley'ów i głownie Rona ( podejrzewała zresztą, że nie bez przyczyny ). Poza tym pani Weasley była dla niego jak matka, dlatego zrozumiałe, że obawiał się jej reakcji na wieść o tym, że chodzi z jej córką. Do tego dochodziła jeszcze sprawa z Sami- Wie... och,dobrze - Voldemortem. Z pewnością Harry nie narażałby tak Ginny.
  - Dobra, to ty się ucz, nie przeszkadzam ci dłużej. To do jutra - powiedziała i zeskoczyła zgrabnie ze stołu.
  - Och, nie wiem jeszcze czy pójdę - niepewnie rzekła Hermiona. - Harry będzie z Parvati, Ron ma szlaban, a samej nie chce mi się łazić. Pouczę się lepiej na historię magii.
  - Hermiono, idziesz bez dyskusji - złapała ją za ramiona i Ginny tak bardzo w tym momencie przypominała panią Weasley, że Hermiona musiała się roześmiać. - Musisz trochę odpocząć od książek - powiedziała władczo. - Widziałam ostatnio bardzo fajny sklep z ciuchami, możesz tam zajrzeć - zaproponowała. - A obok niego jest jeszcze jeden - z indyjskimi chustami i biżuterią.
  ,,Cóż, w sumie przydałaby mi się jakaś nowa bluzka" - pomyślała Hermiona.
  - Dobrze, już dobrze. - Przewróciła oczami.
  - Świetnie - ucieszyła się Ginny, uściskała koleżankę i wybiegła z sali, ściągając na siebie niezadowolone spojrzenie pani Pince.
  Kiedy kilkanaście minut później Hermiona wychodziła z bilioteki, dostrzegła siedzącego w kącie Malfoya, który czytał w kącie jakiś pergamin. Zdziwiło ją to, że był sam i wyglądał, jakby się czymś trapił. Jednak nastroje Malfoya kompletnie jej nie obchodziły, dlatego gdy doszła do pokoju Wspólnego, wyrzuciła to z pamięci.
  ***
Kochany Draconie!
  Ten list będzie krótki i nie napiszę Ci wszystkiego, co bym chciała, bo boję się, że mogą przechwycić sowę.
  Z Twojej ostatniej wiadomości wywnioskowałam, że zamierzasz mnie odszukać. Zabraniam Ci tego robić, Draconie! Powinieneś zostać w Hogwarcie, przy Severusie i Dumbledorze będziesz bezpieczny. Poza tym, czy pamiętasz pod jakimi warunkami w ogóle zgodziłam się na to wszystko? Proszę, nie martw się o mnie. Niedawno przeniosłam się w nowe miejsce i jestem dobrze ukryta. O reszcie opowiem Ci, gdy się zobaczymy. 
  Zmieniaj sowy i pamiętaj, że Cię kocham

   Nie było podpisu, ale Draco doskonale wiedział od kogo jest ten list. Tak samo, jak doskonale wiedział, dlaczego musiała przenieść się w inne miejsce.
  Ze złością zmiął list w ręce i oparł głowę o ścianę, starając się uporządkować myśli. Był wściekły, ale głęboko oddychając, uspokoił się. Po chwili wyprostował list, schował do kieszeni i wyszedł z sali. Wystarczyło jego spojrzenie, aby wszyscy napotkani uczniowie schodzili mu z drogi.
***
  Gdy Harry i Hermiona znaleźli się w Hogsmeade, od razu się rozdzielili, bo chłopak pognał do kawiarni, żeby się nie spóźnić. Dziewczyna natomiast skorzystała z rady Ginny i ruszyła na wędrówkę po sklepach. W małej bocznej uliczce znalazła miejsca, o których mówiła młoda Weasleyówna. Po wejściu do indyjskiego sklepu, oniemiała. Było tam pięknie i bardzo przytulnie. Na ścianach wisiały różnokolorowe chusty, a na rzeźbionych stolikach wystawiono mnóstwo biżuterii i amuletów. Szczerze powątpiewała w ich właściwości, ale robiły wrażenie. W powietrzu unosił się zapach kadzidła, a do uszu sączyła się cicha, nastrojowa muzyka. W głębi stało kilka foteli, przy których krzątała się korpulentna sprzedawczyni, przygotowując zieloną herbatę dla siedzących pań. Hermiona domyśliła się, że to stałe klientki, bo wesoło gawędziły i przekomarzały się. Ten sklep chyba nie końca był sklepem w tradycyjnym znaczeniu tego słowa, ale również miejscem spotkań i miejscem, gdzie kobiety mogą w spokoju poplotkować. Sprzedawczyni skinęła jej głową i zachęciła do oglądania wystawionych przedmiotów.
  Hermiona z podziwem przypatrywała się kolorowym materiałom. Podobało jej się tyle rzeczy, że zupełnie nie wiedziała, co wybrać. Przymierzyła kilka wisiorków i bransoletek składających się z małych dzwoneczków w różnych kolorach. W końcu wypatrzyła jasnozieloną chustę w drobny czarny wzorek i haftowaną złotą nicią. Co prawda nie miała pojęcia do czego byłaby jej potrzebna, ale była taka piękna, że nie namyślając się długo, wyciągnęła portmonetkę. Gdy wychodziła ze sklepu z pakunkiem w dłoni, przyrzekła sobie, że jeszcze tu wróci.
   Dziewczyna zamarła jak sarna w świetle reflektorów mugolskiego samochodu, kiedy zobaczyła, kto właśnie wchodzi w uliczkę. Wiedząc, że nie ma się, gdzie cofnąć, a nie chciała zbliżać się do Malfoya, stała w miejscu, bojąc się ruszyć. Zacisnęła palce na różdżce i obserwowała idącego szybko chłopaka. Teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo ją przeraził. Niby zawsze wiedziała, że jest synem śmierciożercy, ale zdobyła pewność, że nie miałby skrupułów, żeby kogoś zranić.
  Dracon minął stojącą jak słup soli dziewczynę i obrzucił zdziwionym spojrzeniem jej bladą twarz i zaciśnięte wargi. Dopiero po chwili zrozumiał, że wszystkowiedząca Granger się boi. Musiała się tak przerazić jego zachowania w łazience. Ciekawe, ciekawe. Szczerze mówiąc, Draco nie miał zamiaru być aż tak gwałtowny, ale zdenerwowało go ta niska i szczupła Gryfonka. Ale teraz miał na głowie ważniejsze sprawy niż analizowanie reakcji Granger.
  Hermiona odzyskała zdolność ruchu i patrzyła, jak Malfoy wchodzi do sklepu, z którego przed chwilą wyszła. Zmarszczyła brwi ze zdziwienia, ale on od razu podszedł do właścicielki i odprowadził ją na bok. Widać było, że nie spotkali się pierwszy raz. Hermiona straciła ich z oczu i postanowiła iść jeszcze do madame Rosmerty, aby napić się kremowego piwa.
  - Czy pani nie wie, gdzie ona może być? - pytał w tym samym momencie jasnowłosy chłopak średniego wzrostu. Był zdenerwowany, chociaż nikt patrząc na niego by tego nie stwierdził. - Kontaktowała się z panią?
  Niezbyt szczupła kobieta pokręciła głową.
  - Przykro mi. Rozumiem w jakiej sytuacji się pan znalazł, ale od czasu tej ucieczki nie miałam od niej żadnych wiadomości.
  - Dobrze, gdyby się z panią skontaktowała, proszę mnie o tym poinformować.
  Kobieta zgodziła się i chłopak wyszedł.
  W zasadzie sam się sobie dziwił, że prosił o coś zwykłą sprzedawczynię, ale zmusiła go do tego sytuacja. Postanowił jeszcze zajrzeć do jakiegoś baru na szklaneczkę lub dwie Ognistej Whiskey.
***
  Po powrocie z Hogsmeade Hermiona szybko odszukała Harry'ego.
  - Jak tam randka? - spytała, siadając na fotelu obok chłopaka i wyciągając zziębnięte ręce w stronę kominka.
  Harry uśmiechnął się dziwnie.
  - Beznadziejnie. - Widząc pytające spojrzenie Hermiony, rozwinął wypowiedź: - Byłem zmuszony wysłuchać plotek o chyba każdym w tej szkole, a potem relacji z jej ostatnich zakupów. A na końcu uznała, że myślę, iż jest gruba i prawie się popłakała.
  Hermiona pogłaskała go po ręce. - Biedaczek.
  Chwilę później do pokoju wpadł Ron. Od razu zaczął oburzać się z powodu tego, oni byli w Hogsmeade, a on miał szlaban.
  - Wcale nie było tak fajnie, jak myślisz, Ron - powiedział odrobinkę znudzony Harry.
  - Wy przynajmniej nie musieliście szorować podłóg na całym drugim piętrze. - Ron chwilę mówił tak w tym stylu, aż w końcu zirytowana Hermiona powiedziała oschle:
  - Trzeba było nie śmiać się z tiary profesor Sprout.
  Ron umilkł, widocznie dostrzegając prawdę zawartą w tej wypowiedzi. A może po prostu nie chciał się kłócić? Siedział przez chwilę, spoglądając na przyjaciół, po czym najwyraźniej uświadamiając sobie, że nie zamierzają mu współczuć, podszedł do Seamusa i Deana i usiadł przy nich. Z jego gestów i miny, Hermiona wywnioskowała, że opowiada im o swoim bardzo niesprawiedliwym szlabanie. Spojrzała na Harry'ego, który również miał oczy zwrócone w tamtą stronę. Niemal równocześnie wybuchnęli śmiechem. Ron popatrzył na nich zdezorientowany, ale po chwili wrócił do opowiadania swojej wstrząsającej historii.