sobota, 14 kwietnia 2012

Rozdział 2 - Zaczynają się problemy.

  To już moja druga notka, chociaż szczerze mówiąc, to nie mam pojęcia, czy ktokolwiek przeczytał pierwszą. Dlatego proszę, żebyście dużo komentowali :)

  Wstali opiekunowie domów. Profesor McGonagall podeszła do naszego stołu. Rozdała wszystkim plany lekcji. Mój był trochę napięty, ale i tak już zrezygnowałam z mugoloznawstwa i wróżbiarstwa. Uczniowie powoli rozchodzili się do dormitoriów.Kończyłam pić herbatę, gdy usłyszałam głos Malfoya:
  - Granger, chciałem ci to oddać - zamruczał uwodzicielsko.
  Błyskawicznie się odwróciłam. Przede mną stał Draco, który w wyciągniętej ręce trzymał mój czarny stanik. Serce mi na chwilę stanęło i byłam tak spanikowana, że myślałam, że zaraz zemdleję. Miałam wrażenie, że cała sala się na nas gapi. Usłyszałam prychnięcie Rona.
  - Najpierw mi go ukradłeś, a teraz oddajesz, Malfoy? - powiedziałam pierwsze, co mi przyszło do głowy. Wstałam i odebrałam od niego fragment garderoby. Celnym rzutem wrzuciłam go do kosza na śmieci i godnie wyszłam z sali, starając się nie patrzeć na uśmieszek Malfoya i zszokowane miny Gryfonów.
  Kiedy byłam przy końcu korytarza, usłyszałam czyjeś kroki. Odwróciłam się. To był Harry. Miał dziwną minę.
  -Hermiono? Co to miało znaczyć? Malfoy i ty... Jesteście... razem? - spytał, trzymając się na dystans.
  Zaśmiałam się na tę idiotyczną myśl. Z lekka histerycznie, szczerze mówiąc.
  - Harry, skądże!Jak mogłeś tak pomyśleć? - Opowiedziałam mu całą historię. Na szczęście mi uwierzył.
  - Nie wiem, jaki miał w tym cel. Chyba po prostu chciał mnie upokorzyć- dodałam na zakończenie.
  - Pewnie tak.
  - Boże, ale widziała to cała sala. Co oni sobie pomyślą? - przestraszyłam się. - Nie dość, że Ślizgon, to musiał to być akurat Malfoy - jęknęłam. Malfoya nie lubiło większość ludzi ze szkoły. Jeżeli będą myśleli, że się spotykamy... Nie chciałam nawet o tym myśleć.
  Harry objął mnie ramieniem. - Nie martw się. Jakoś sobie poradzimy.
  - Mam nadzieję. Nie chce być posądzona o jakąkolwiek bliższą znajomość z Malfoyem.
  Harry powiedział Grubej Damie nowe hasło i pożegnaliśmy się. W dormitorium dziewcząt szybko się umyłam i przebrałam w piżamę. Byłam bardzo zmęczona, ale nie mogłam zasnąć. Po prostu leżałam z Krzywołapkiem, wpatrując się w sufit. Jakąś chwilę po północy usłyszałam głosy Katie, Parvati i Lavender.
  - Hermiono? - spytała cicho Parvati. - Śpisz?
  Nie odezwałam się.
  - Dziewczyny? Myślicie, że ona naprawdę jest z Malfoyem? - zapytała Lavender.
  - No cóż, to dość oczywiste. Ale swoją drogą, nie spodziewałabym się. Myślałam, że Hermiona jest zakochana na zabój w książkach.
 Katie się zaśmiała.
  - Ciekawe co na to Harry. Przecież to wrogowie od pierwszej klasy. Ale musicie przyznać, że Malfoy jest przystojny - dodała z rozmarzeniem.
  - No, przez wakacje trochę przypakował i te jego włosy... Ale charakter ma okropny. Poza tym to Ślizgon, a przecież... - Dalszej rozmowy już nie słyszałam, bo dziewczyny skończyły grzebać w kufrach i poszły do łazienki.
  Westchnęłam cicho. Musiałam się przygotować na plotki. Malfoy był znaną postacią. Skupiał wokół siebie spojrzenia, gdziekolwiek poszedł. Jego blada twarz i stalowoszare oczy przyciągały wzrok. Emanował bogactwem i władzą. Mnie też ludzie kojarzyli - jeżeli nie ze znajomości z słynnym Harry'm, to pamiętali rudą kujonkę z Gryffindoru.
  Najgorsze, co sobie o mnie pomyślą Gryfoni. Zawsze walczyliśmy ze Ślizgonami i nie do pomyślenia było spoufalanie się Gryfonki za Och, gdybym miała teraz Malfoya pod ręką... Przez jakiś czas wyobrażałam sobie, co bym zrobiła z Malfoyem, gdybym go dorwała, ale potem zasnęłam.
  Obudziły mnie promienie słońca padające mi na twarz. Zmrużyłam oczy i przekręciłam się na drugi bok. Dookoła słyszałam tylko oddechy śpiących Gryfonek i śpiew ptaków z Zakazanego Lasu. Spróbowałam jeszcze zasnąć - w końcu dzisiaj zaczynają się lekcje - ale nie mogłam. Szybko wyszłam z łóżka i wzięłam prysznic. Ciepła woda trochę mnie otrzeźwiła i sprawiła, że z nadzieją i radością myślałam o dzisiejszym dniu.
  Przeszłam przez Pokój Wspólny, po drodze zerkając na zegarek. Była piąta trzydzieści. Gruba Dama zrugała mnie, za to, że ją obudziłam o tak skandalicznej porze. Gdy oddalałam się korytarzem, słyszałam jej narzekania.
  Poszłam do biblioteki. Pani Pince jeszcze nie było, ale pomieszczenie było otwarte, dlatego mogłam w spokoju poczytać. Dzisiaj mieliśmy dwie godziny eliksirów zaraz po śniadaniu, a znając Snape'a, to wymyśli coś paskudnego. Powtarzałam właśnie, jak uwarzyć eliksir powodujący zanik pamięci, kiedy uświadomiłam sobie, że w zamku, dotąd tak cichym, słychać głosy i śmiechy. Spojrzałam  na zegarek - ósma. Siedziałam w bibliotece aż dwie i pół godziny i nawet tego nie zauważyłam. Zebrałam swoje rzeczy i ruszyłam do Wielkiej Sali na śniadanie.
  Kiedy przechodziłam korytarzem, towarzyszyły mi zaciekawione spojrzenia, szepty i ciche śmiechy. Czułam, że robię się czerwona.
  W drzwiach Wielkiej Sali stał Draco Malfoy ze swą nieodłączną świtą. Przypatrywał mi się z szyderczym uśmiechem.
  - Mam nadzieję, że jesteś z siebie zadowolony? - warknęłam za złością. Przechodząc przez drzwi, postarałam się go potrącić.
  Usiadłam przy Harry'm i przyciągnęłam ze złością talerz z kanapkami. Cholerny Malfoy!
  - Jest aż tak źle? - spytał cicho Harry.
  - Wiesz, może gorzej miałeś ty, kiedy ludzie myśleli, że jesteś dziedzicem Salazara Slytherina, ale mam wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią i mnie obgadują - powiedziałam. - Czy oni naprawdę myślą, że mogłabym chodzić z tym debilem?
  - Niedługo o tym zapomną. Znudzi im się. Przecież Malfoy albo nas obraża, albo się w ogóle nie odzywa, więc nie będą mieli podstaw do obmawiania - rozsądnie powiedział Harry.
  - Może masz rację - rzekłam trochę uspokojona.
  - Na pewno mam. Nie martw się. Przecież na pewno nie wszyscy uwierzyli w to przedstawienie.
  Gdy Harry skończył mówić, do stołu podszedł Ron. Chciał usiąść koło Harry'ego, ale gdy zobaczył mnie, ostentacyjnie podszedł do drugiego końca stołu i dopiero tam zajął miejsce. Harry wpatrywał się w to z niedowierzaniem. Czułam się okropnie.
  - Harry, przepraszam. Nie chcę, żeby przeze mnie wasza przyjaźń się rozpadła.
  - Nie, spokojnie. Ron...Myślę, że on potrzebuje trochę czasu, żeby sobie wszystko poukładać - mówił spokojnie, ale w jego głosie dawało się słyszeć lekką irytację.- Wczoraj próbowałem mu wytłumaczyć sytuację z Malfoyem, ale nie chciał mnie słuchać.
  - Za jakiś czas chyba mu przejdzie - powiedziałam niepewnie.
  - Ja też mam taką nadzieję. Chodź, bo się spóźnimy na lekcje.





piątek, 13 kwietnia 2012

Rozdział 1 - Podróż do Hogwartu

Na początku chciałam Was uprzedzić, że to moje pierwsze opowiadanie zamieszczone w internecie i nie wiem czy się wam spodoba. Zainspirowała mnie książka pt. Harry Potter (jak się zapewne domyślacie).

   Na chwilę przed odjazdem pociągu, pociągnęłam Harry'ego za kolumnę, korzystając z chwili nieuwagi Rona.
  - Hermiona? Już się bałem, że nie przyjdziesz - powiedział Harry mimo zdziwienia. Mocno mnie uścisnął.
  - Żartujesz? Miałabym opuścić pierwszy dzień szkoły? Harry, przecież mnie znasz. - Próbowałam się uśmiechnąć.
  - Coś się stało? - spytał zaniepokojony Harry.
  - Chciałam ci tylko powiedzieć, że zerwaliśmy z Ronem - wykrztusiłam z siebie.
  - Och, Hermiono, tak mi przykro... - Pogłaskał mnie po ramieniu z miną pełną współczucia.
  - Nie - przerwałam mu. - Miałeś rację, kiedy mówiłeś, że nie powinniśmy się spotykać.
  Wiedziałam, że Harry'emu od samego początku nie podobało się to, że chodzę z Ronem. Starał się nie psuć naszego zapału, ale wiedział, że do siebie nie pasujemy.
  - Ja po prostu nie byłam w stanie znosić dłużej jego kompleksów i napadów zazdrości. A kompletnie przegiął, gdy zrobił mi awanturę, bo rozmawiałam z Fredem w zamkniętym pokoju. Na litość boską, oskarżył własnego... - urwałam, ale po chwili się uspokoiłam i mówiłam dalej: - Nie chcę z nim siedzieć w jednym przedziale. Dzisiaj bym tego nie zniosła. Ja sobie usiądę gdzie indziej. Chciałam się tylko z tobą przywitać.
  - Ok - powiedział Harry. - Pamiętaj, że zawsze bez względu na wszystko, będę z tobą. Gdybyś czegoś potrzebowała... - urwał.
  Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową.
  - Dzięki.
  Usłyszeliśmy gwizd pociągu. Harry szybko złapał mój kufer i weszliśmy do środka. Pomógł mi zanieść moje rzeczy do wolnego przedziału i się pożegnaliśmy.
  Dziwnie mi było bez Harry'ego i Rona. W końcu przyjaźniliśmy się od czterech lat i zawsze trzymaliśmy się razem. Może po jakimś czasie sytuacja się unormuje i znów będziemy dobrymi przyjaciółmi z Ronem, ale na razie nie mogłam znieść jego widoku. To naprawdę nie moja wina, że nie jest zbyt zamożny i ma z tego powodu kompleksy. Poza tym, zawsze starałam się go wspierać. Nie powinien mi też robić awantury z powodu Freda. My tylko rozmawialiśmy. Podejrzewał własnego brata o podrywanie swojej dziewczyny! Miałam już tego dość. Nigdy nie dałam mu powodów do braku zaufania.
  Moje rozmyślania przerwało najście do mojego przedziału trzech chłopaków w czarnych szatach. Zaklęłam w duchu.
  - Czego tu chcesz, Malfoy? - warknęłam i wyciągnęłam różdżkę, ale tak, żeby jej nie zobaczyli.
  - O proszę - zamruczał Malfoy. - Szlama siedzi tu sama i zapomniana. Gdzie Bliznowaty i Wiewiór? Zostawili cię?
  Crabbe zachichotał.
  - To nie twoja sprawa. Wynoście się!
  Draco zrobił krok do przodu. - Ale dlaczego? Nam się tu podoba, prawda chłopaki? - zapytał kpiąco. Jego stalowoszare oczy zabłysły.
  Goyle przytaknął z głupkowatym uśmiechem.Rozsiedli się. Zastanowiłam się, czy nie rzucić na nich zaklęcia, ale się powstrzymałam. Mogliby przecież donieść profesorowi Snape'owi, a wtedy mogłabym się pożegnać z dobrą oceną na koniec roku.Szkoda, że nie miałam przy sobie Harry'ego i Rona.
  Nagle zgasło światło, a pociągiem zatrzęsło. Z dłoni wypadła mi różdżka i uderzyłam głową o okno. Usłyszałam stłumione przekleństwo Malfoya. "Super" - pomyślałam. -" Siedzę w przedziale z trzema Ślizgonami bez różdżki". Rzuciłam się na podłogę, by jej poszukać.Usłyszałam znajome kliknięcie, ale nie mogłam skojarzyć skąd znam ten dźwięk.
  Światło się zapaliło i dostrzegłam swoją różdżkę w kącie. Wstałam i odwróciłam się, by spojrzeć na Malfoya. Kołysał przewieszonym przez palec moim stanikiem. Och, to to usłyszałam. Otwierał mój kufer. Zmarszczyłam brwi.
  - To twoje Granger? -Uśmiechnął się trochę jak wąż. Cóż, w końcu był Ślizgonem.- Niezły.
  - Malfoy, oddaj to.
  Widząc, że nie zamierza się ruszyć, zaczęłam mówić:
  - Jesteś najbardziej perfidną świnią, jaką...
  - No, bez tych komplementów. Idziemy. - Otworzyli drzwi. Wymierzyłam różdżkę w tego kretyna, ale musiał to wyczuć, bo zrobił błyskawiczny unik. Moje zaklęcie trafiło w Goyle'a. Natychmiast znieruchomiał i runął na podłogę. Tamci po prostu go zostawili. Wykopałam Goyle'a z progu i zablokowałam drzwi. Uporządkowałam kufer, a dalszą drogę do Hogwartu zajęło mi rozmyślenie, co to, u diabła, miało znaczyć. Drwiny na początku były w ich stylu, ale grzebanie mi w kufrze i zabranie stanika? Nie rozumiałam tego.
  Po długiej chwili zapadłam w sen. Obudziłam się dopiero na końcowej stacji. Szybko zebrałam swoje rzeczy i wyszłam z pociągu.
  Z daleka zobaczyłam rudą czuprynę Ginny, która szła w towarzystwie Neville'a i Luny. Zawołałam, żeby na mnie poczekali i pobiegłam w ich stronę. Wsiedliśmy razem do powozu i ruszyliśmy do zamku.Po drodze rozmawialiśmy o wakacjach. Neville był z babcią we Włoszech, a Luna polowała z ojcem na zgrzytki podjęzykowe. Nawet się z nią za bardzo nie kłóciłam, że one nie istnieją. Ja w lipcu byłam z rodzicami w Grecji. Było wspaniale. Obejrzałam rozmaite zabytki, a do tego znalazłam ślady starożytnych czarodziejów. Było niesamowicie.
  Kiedy weszliśmy do Wielkiej Sali Harry tak manewrował, żebym usiadła koło niego, ale z dala od Rona, który zachowywał się, jakbym nie istniała. Trochę mnie to bolało. Uśmiechnęłam się więc z wdzięcznością do Harry'ego i usiadłam.
  Zagadnęłam go Łapę. Harry powiedział, że spotkali się kilka razy w wakacje, ale z wielką ostrożnością. Nic dziwnego - ludzie myśleli, że Syriusz jest bardzo groźnym czarodziejem, a w dodatku sługą Czarnego Pana.
  W tym momencie przechodzący obok Malfoy rzucił mi takie spojrzenie, że aż się zarumieniłam, ale zaraz wpadłam w gniew. Siedzący obok Gryfoni mieli zaciekawione miny. Szybko postarałam się zmienić temat i zapytałam o wstrząs pociągu. Zaczęli się przerzucać różnymi tezami, ale wstał dyrektor Dumbledore i na całej sali zapanowała cisza. Może z wyjątkiem stołu Ślizgonów, bo Malfoy z kolegami rozmawiali półgłosem. Mogłabym przysiąc, że coś knują. Profesor wygłosił swoją przemowę, w której przypominał- jak co roku zresztą- że nie wolno chodzić do Zakazanego Lasu. Spojrzał w tym momencie na nas, a potem na bliźniaków, Freda i George'a. Później rozpoczęło się przydzielanie pierwszoroczniaków do czterech domów.