sobota, 30 czerwca 2012

Rozdział 4 - Gnębienie słabszych i malutka ingerencja.

Kolejny rozdział- mam nadzieję, że się Wam spodoba. Osobiście uważam, że jest całkiem fajny. Zapraszam do czytania i komentowania. A, i polecam Wam tę piosenkę: http://www.youtube.com/watch?v=Wv6DSQAZ_TM


  Minęło kilka dni, podczas których właściwie nic się nie działo. Harry miał rację - ludzie przestali obgadywać mnie i Malfoya. Zajęli się ciekawszymi sprawami - mam nadzieję, że nauką, bo zadają nam naprawdę bardzo i nie wiem, czy zdążymy wszystko opanować. Kiedy ostatnio starałam się to wytłumaczyć Gryfonom, zostałam zdecydowanie poproszona o zamilknięcie. Cóż, ich sprawa.
  Wracałam właśnie z biblioteki, gdy za załomem korytarza usłyszałam czyjeś głosy. Jeden, należący do jakiegoś chłopca, był trochę piskliwy i słychać było siąpanie nosem. Przyśpieszyłam kroku i zobaczyłam Malfoya ze swoimi gorylami, śmiejącymi się z pierwszoroczniaka.
  - Oddaj to! - krzyknął zapłakany chłopiec.
  - Minus pięć punktów dla Ravenclawu za wrzeszczenie na prefekta naczelnego - powiedział wyraźnie ucieszony Malfoy.
  Podbiegłam do niego i wyrwałam z jego rąk pergamin pierwszoroczniaka. Podałam go chłopcu i kazałam mu odejść.
  - Co ty sobie wyobrażasz, Malfoy? - krzyknęłam. - Nie możesz wykorzystywać swojego stanowiska do gnębienia innych. Co z tobą jest nie tak?!
  - Uważaj, Granger - powiedział lodowato. a mnie po plecach przeszły ciarki. - To się może dla ciebie źle skończyć.
  - Co niby zrobisz? Dasz mi szlaban? - Prychnęłam głośno.
  - Może to nie taki zły pomysł, Granger. Jutro o dziewiętnastej w klasie od eliksirów.
  - Nie możesz dać mi szlabanu,Malfoy - powiedziałam ze złością. - Jesteś tylko prefektem.
  - Bądź, inaczej będę zmuszony donieść dyrektorowi o twojej niesubordynacji - rzekł z tym swoim cholernym, arystokratycznym poczuciem wyższości i odszedł.
  Poszłam do pokoju wspólnego odłożyć torbę, a potem ruszyłam do gabinetu profesor McGonagall wyjaśnić tę sprawę. Zapukałam, i gdy nauczycielka rzuciła: "proszę", weszłam do środka.
  - Dzień dobry, panno Granger. O co chodzi?
  - Dzień dobry, pani profesor. - Od razu zaczęłam mówić, bo z doświadczenia wiedziałam, że profesor McGonagall nie lubi długich wstępów. - Chodzi o to, że Draco Malfoy dał mi szlaban, a przecież  prefekci nie mają takiego prawa i... - Nie dokończyłam, ponieważ kobieta powiedziała:
  - W istocie nie mają. Chyba, że na szlaban zgodzi się opiekun domu. - Zaczynałam podejrzewać, jak to się mogło skończyć i wcale mi się to nie podobało. Swoją drogą, Malfoy musiał się domyślić, że od razu pójdę do profesor McGonagall. - Właśnie przed chwilą profesor Snape wysłał mi wiadomość...
  - Ale pani profesor! Nie mogę mieć szlabanu. W czwartek będzie test z zaklęć. Nie zdążę się nauczyć.
  - Jestem przekonana, że świetnie sobie poradzisz - powiedziała profesor McGonagall z nikłym uśmiechem. - Jesteś jedną z najlepszych uczennic w Hogwarcie.
  Lekko się zarumieniłam, starając się nie wyglądać na zbyt dumną z siebie, ale ciągnęłam dalej:
  - Poza tym Malfoy dał mi ten szlaban praktycznie za nic...
  Nauczycielka spojrzała na mnie surowo znad rogowych okularów.
  - Panno Granger! Zdaję sobie sprawę, iż pani i pan Malfoy nie darzycie się sympatią... - Uniosłam brwi, słysząc ten eufemizm, ale pani profesor na szczęście tego nie zauważyła. - ...ale pan Malfoy z pewnością poważnie traktuje swoje obowiązki prefekta naczelnego - rzekła srogo. - Jestem zajęta, panno Granger. - Wskazała na stos pergaminów, leżących na biurku przed nią. - Czy to wszystko?
  - Tak, pani profesor. Do widzenia. - Szybko wyszłam z sali.Byłam wściekła.,,Snape zezwolił na szlaban" Oczywiście, przecież poprosił o to jego pupilek. Jak miałby odmówić?
  Wymamrotałam Grubej Damie hasło (Niewidzialna Księga Niewidzialności) i weszłam do Pokoju Wspólnego. Podeszłam do Harry'ego, który siedział przy kominku, wpatrując się w płomienie.
  - Hej, Harry - mruknęłam, sadowiąc się w fotelu z książką od zaklęć. Chciałam sobie jeszcze raz wszystko powtórzyć.
  - Cześć. Jak tam?- spytał Harry, odgarniając z oczu grzywkę.
  - Malfoy dał mi szlaban- powiedziałam cicho, żeby nikt nas nie usłyszał.
  - Że co? Ale przecież...
  Spojrzałam na niego z politowaniem i przerwałam mu.
  - Snape wyraził, oczywiście, zgodę.Byłam u McGonagall, ale ona nic nie zrobi.
  - A za co dostałaś ten szlaban? Kłóciłaś się z tą tchórzofretką? - zapytał zaciekawiony Harry.
  - Nie... Niezupełnie. Zobaczyłam, jak gnębi jakiegoś pierwszoroczniaka, więc do niego podbiegłam i trochę... tak jakby nawrzeszczałam - powiedziałam z cierpkim uśmiechem.
  - Domyślam się, że mu się to nie spodobało?
  - Żebyś wiedział. Jutro o dziewiętnastej mam być w lochach u Snape'a. Ciekawa jestem, co wymyśli. - Pokręciłam głową. - No, ale trudno. Nic na to nie poradzę. A co u ciebie? - Zmieniłam temat.
  Harry rozejrzał się po pokoju i zniżył głos prawie do szeptu. Odruchowo pochyliłam ku niemu głowę.
  - Parvati chciała iść ze mną na randkę - wymamrotał.
  - Och! Harry, to świetnie. - Uśmiechnęłam się, ale jego niezdecydowana mina zmusiła mnie do zadania pytania: - Zgodziłeś się?
  - Powiedziałem jej, że się zastanowię. - O mało co nie westchnęłam. Ach, ci chłopcy.
  - Dlaczego? Parvati ci się nie podoba? - spytałam cicho, spoglądając spod oka na dziewczynę, plotkującą w kącie z Lavender.
  - Nie chodzi o to, że mi się nie podoba - wyrzucił w końcu z siebie Harry. - Ale my... Po prostu nie sądzę, żeby dobrym pomysłem było umawianie się z osobami z klasy.
  Ten punkt widzenia rozumiałam dość dobrze, zwłaszcza w świetle ostatnich wydarzeń z Ronem. Ale spróbowałam jeszcze raz.
  - Żałowałbyś, gdybyś się z nią nie umówił?
  Harry miał niezdecydowaną minę, i trochę zdenerwowany, wyginał nerwowo palce.
  - No, sam nie wiem. Chyba tak.
  Zaśmiałam się w duchu,
  - To leć do niej i się umów. Przecież to tylko jedna randka. Co ci szkodzi? Najwyżej uznacie, że do siebie nie pasujecie.
  - Myślisz?
  Pokiwałam głową. Z uśmiechem obserwowałam, jak podchodzi do Parvati  i o coś ją pyta. Dziewczyna się zarumieniła i zachichotała, a potem coś powiedziała. Harry poszedł do męskiego dormitorium w przelocie unosząc do mnie kciuk do góry, a Parvati wróciła do plotkowania z Lavender.
  Wiem, wiem, miałam się nie wtrącać. Ale w zasadzie nie można tego nazwać wtrącaniem się. Najwyżej malutką ingerencją. A zresztą...
  Ciągle się uśmiechając, zagłębiłam się w lekturze podręcznika.