Mój boże, nie wierzę, że to robię ;) Po niemal roku niepisania na tym blogu naszła mnie chęć na nowe opowiadanie. Przedstawiam pierwszą część, nie wiem jeszcze, jak podzielę resztę, ale będą to chyba dwie kolejne. Nie oceniajcie mnie zbyt surowo, bo to moja pierwsza próba pisania po naprawdę długim czasie, chociaż oczywiście krytyka jest mile widziana ;) Pozdrawiam czytelników, którzy jeszcze jakimś cudem o mnie pamiętają i, nie przedłużając, zapraszam do czytania.
W
pokoju wspólnym Gryfonów wciąż było tak samo. Śmiechy,
obściskiwanie się po kątach, odrabianie lekcji... Hermiona też
właśnie robiła zadania domowe, kiedy przysiadł się do niej
Seamus.
–
Hermiono, musisz mi pomóc – powiedział tonem, który ją
zaniepokoił. Finnigan brzmiał, jakby stało mu się coś złego.
–
Co się stało?
–
Tak.
–
Seamus, co jest? – Spojrzała na niego z troską.
Chwile zbierał myśli, ale w końcu się zdecydował. Nachyliła się
trochę bliżej.
–
Musisz mi pomóc z wypracowaniem na eliksiry. Snape mnie zabije,
jeżeli znowu zawalę.
Hermiona wybuchnęła śmiechem, chociaż była zła, że ja tak
przestraszył.
–
Jasne, że ci pomogę, tylko mnie więcej tak nie strasz!
–
Starałem się. – Uśmiechnął się z lekką dumą i wyciągnął
pergamin zza pleców.
Po
półgodzinie Hermiona odchyliła się w fotelu i potoczyła
spojrzeniem po całym pomieszczeniu, żeby dać odpocząć zmęczonemu
od ciągłego pochylania się karkowi. I wtedy natrafiła na
morderczy wzrok Rona, który siedział na wprost nich przy kominku.
Wpatrywał się posępnie w plecy chłopaka, który siedział obok
niej. ,,Merlinie, znowu się zacznie”, pomyślała zmęczona.
Czasami miała po prostu dosyć tego jego nieznośnego zachowania,
ale nie wiadomo czemu, wciąż je znosiła. Z westchnieniem wróciła
do poprawiania błędów Seamusa.
***
Niedorzecznie unikała go przez resztę dnia, kryła się najpierw w
bibliotece, później w pustej klasie, gdzie czytała rozdział
potrzebny na następną lekcję transmutacji. Ale i tak wreszcie ją
znalazł, w drodze na kolację.
–
Hermiono? Co to niby miało być?! – zapytał wściekły i
poprowadził ją do bok, żeby nie przeszkadzać innym uczniom
staniem na środku korytarza.
–
Niby co?
–
Przez ponad godzinę siedziałaś z Seamusem. Chciałem ci tylko
przypomnieć, że to ja jestem twoim chłopakiem, nie on, do cholery!
–
Ron, daj spokój. Pomagałam mu tylko w zadaniu domowym – próbowała
spokojnie wyjaśnić.
–
Yhym, jasne – odparł triumfująco, przeciągając ,,s''. – To
dlaczego się śmialiście?
Udała, że się zastanawia.
–
Och, no nie wiem, Ron – odparła z ironią. – Może dlatego, że
znam go od sześciu lat i jest moim kolegą?
Ron prychnął i nachylił się.
–
Taak? A on o tym wie? Że jest tylko kolegą? Bo wyglądało to
trochę inaczej.
Oparła się o ścianę i westchnęła.
–
Wiesz co? Mam dość. Mam dość tej twojej cholernej zazdrości,
chociaż nigdy nie dałam ci do niej powodu. Przecież jestem z tobą,
na Merlina.
–
Hermiono...
–
Nie przerywaj mi! Chociaż raz daj mi coś powiedzieć bez tego
swojego wiecznie oceniającego spojrzenia i wytykania każdego
chłopaka, z którym rozmawiam. Mam dosyć. Gdybym chciała być z
jakimś innym chłopakiem, gdybym chciała być z Seamusem, to bym z
nim była! Ale nie, ja jestem z tobą. Naprawdę masz o mnie tak
niskie mniemanie, żeby sądzić, że zdradzam cię po kątach z kim
popadnie? – Wiele siły wymagało od niej powstrzymanie się od
krzyku. Za dużo już przeprowadziła takich rozmów.
–
Ja...
–
Nie, nie chcę już nic słyszeć. To koniec.
Zatoczył się i i zbladł.
–
Mam rozumieć, że...? – Nie dokończył, a tylko wpatrzył się
smutno w jej piwne oczy.
–
Tak. Nie chcę już z tobą być, zmęczyłam się tym wszystkim –
Zacisnęła zęby, żeby nie zacząć go pocieszać, kiedy zobaczyła
jak załamany jest na dźwięk jej słów.
–
Ale... myślałem, że my się kochamy.
Westchnęła i odwróciła wzrok.
–
Kocham cię, Ron, zawsze będę. Ale nie jako chłopaka, a jako
przyjaciela. Tylko i wyłącznie. Zniszczyłeś wszystkie romantyczne
uczucia, jakie do ciebie żywiłam.
–
Daj spokój, spróbujmy jeszcze raz, zmienię się.
Zaśmiała się smutno.
–
Ostatnio też tak mówiłeś. – Odeszła, ale w drzwiach na
zewnątrz odwróciła się jeszcze do niego na chwilę i krzyknęła:
– W zasadzie powinieneś się cieszyć. Wreszcie nie będziesz
musiał być o mnie zazdrosny.
***
Wyszła na dwór i szybko znalazła się nad jeziorem. Objęła się
ramionami z powodu przejmującego zimna i drżenia całego ciała, a
potem ciężko opadła na ziemię. Nie sądziła, że w końcu do
tego dojdzie, ciągle miała nadzieję, że Ron jednak się opamięta;
nawet Harry, zwykle nie zauważający takich rzeczy, mówił mu, że
przesadza. Na początku przecież tak się kochali, byli tacy
szczęśliwi. A potem wszystko zaczęło się rozpadać – on
denerwował się o każde spotkanie z innym chłopakiem, ona zresztą
też czasami wszczynała kłótnie o jego lekkomyślność.
Pochłonięta rozmyślaniami nad tym, co dokładnie poszło między
nimi nie tak, z pewnym opóźnieniem zauważyła osobę wracającą z
Zakazanego Lasu. Zastanowiła się przelotnie, co on mógł mieć tam
do roboty i czemu wygląda na aż tak zadowolonego z siebie.
–
Ryczysz, Granger? – zapytał ze zdumieniem.
Spojrzała na niego i dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że całą
twarz ma mokra od łez.
–
Co cię to obchodzi, Malfoy? – prychnęła ze złością.
–
Nie miej o sobie tak wysokiego mniemania. Po prostu wydaje mi się,
że dzisiaj nie miałem czasu nic ci zrobić, nie rozumiem więc,
czemu ryczysz.
Sapnęła i poczerwieniała z gniewu.
–
Myślisz, że tracę czas, zamartwiając się o jakiegoś
ślizgońskiego kretyna?
Uniósł brwi.
–
Uważaj sobie, to może być twoja jedyna okazja, żeby porozmawiać
z czystokrwistym czarodziejem w tej twojej szlamowatej
rzeczywistości. Nie zepsuj tego.
Wyciągnęła różdżkę, szybciej niż zdążyła się nad tym
zastanowić. Wymierzyła nią w Malfoya, z satysfakcją obserwując,
jak traci humor, a w jego oczach pojawia się strach.
–
Co, Malfoy? Już nie jesteś taki pewny siebie? Jak się czuję mój
czystokrwisty czarodziej na łasce mugolaczki?
Otworzył usta, ale wolał się nie odzywać. Skrzywił się tylko i
ja obserwował.
–
Mam cię znowu walnąć jak w trzeciej klasie? Może miotnę w ciebie
jakimś zaklęciem, co? Tak dawno nie ćwiczyłam żadnych klątw.
Chwilę stała niezdecydowana, z rozwianymi włosami, zastanawiając
się, co ma zrobić, w końcu opuściła różdżkę i spojrzała mu
w oczy.
– Nie waż się mnie więcej denerwować, Malfoy, bo pożałujesz.
***
Po
kilku tygodniach sytuacja z Ronem trochę się uspokoiła.
Zdecydowali, że postarają się wrócić do kontaktów jak przed
związkiem, czyli po prostu wciąż będą przyjaciółmi. Czasem
bywało to dość krępujące, ale Hermiona uważała, że wszystko
się w końcu ułoży. Dużo lepiej wychodziła im przyjaźń i dużo
lepiej się wtedy ze sobą czuli. Zwłaszcza że Harry starał się
ich pogodzić, aby było jak dawniej. A oni woleli mu ustępować po
tym, co przeszedł po śmierci Syriusza.
Dziewczyna szła do pokoju wspólnego, kiedy usłyszała jakiś hałas
i stłumione przekleństwo w jednej z nieużywanych klas. Postanowiła
sprawdzić, czy wszystko w porządku i weszła do niej. I natychmiast
pożałowała, że nie wzięła ze sobą różdżki, bo Malfoy
błyskawicznie wycelował swoją w drzwi, wypowiadając zaklęcie
zamykające, a potem w nią.
–
Szpiegujesz mnie, Granger? – wysyczał, podchodząc trochę bliżej.
Żachnęła się.
–
Proszę cię! Myślałam, że komuś coś się stało. – Po
zastanowieniu dodała: – Gdybym wiedziała, że ty tu jesteś,
nawet bym nie zajrzała. I przestań we mnie celować!
Prychnął.
–
Żebyś... jak to było?... miotnęła we mnie klątwą? Accio
różdżka.
Gdy nic się nie stało, zaskoczony
wbił w nią wzrok.
–
Nie mam różdżki, okej? –
warknęła, zła na siebie.
Przewrócił oczami. – Daj spokój,
wydaje mi się, że z twoją opinią, nawet w połowie niezasłużoną,
znasz zaklęcia zabezpieczające.
Nie odpowiedziała, bo, faktycznie,
swoje rzeczy już dawno nauczyła się ochraniać.
Podszedł do niej na odległość
kroku, aż cofając się przed nim, uderzyła plecami o ścianę.
–
Spróbuj mnie choćby tknąć...! –
Cholera, cholera, dlaczego była tak głupia i nie wzięła różdżki?!
–
Uwierz mi, dotykanie cię nie sprawi
mi przyjemności – odparł ze wzgardą.
–
Co ty wyprawiasz? – wrzasnęła,
kiedy wyciągnął rękę w jej stronę.
Żeby uniknąć kolejnej próby
pobicia go przez Gryfonkę, trzymał różdżkę tuż przed jej
gardłem.. Miał wrażenie, że przy pierwszej nadarzającej się
okazji wydrapie mu oczy, ale mimo tego położył rękę na jej
biodrze i sprawdził kieszenie. Natychmiast po tym się odsunął i
wytarł dłonie w szatę.
–
Jednak jesteś głupia –
potwierdził z politowaniem to, co sama w tamtej chwili myślała.
–
Natychmiast daj mi wyjść! –
powiedziała, kiedy tylko znalazł się w bezpiecznej odległości.
–
Sama tu weszłaś – brzmiała
leniwa odpowiedź. Miała zamiar rzucić się na niego, nawet
wykonała pierwszy ruch, ale powstrzymał ją lekki ruch różdżki
Malfoya. Zamarła. – Ale może nawet dam ci wyjść? Kto wie?
Nie mogła znieść tego jego
irytującego drwiącego uśmieszku i pełnego zadowolenia spojrzenia.
Pokręciła głową i usiadła przy ławce, przestając na niego
zwracać uwagę.
–
Zamierzasz tu tak siedzieć,
Granger?
–
Nie mam zamiaru brać udziału w
twoich głupich gierkach. W końcu będziesz musiał mnie wypuścić
– odpowiedziała, nie patrząc na niego.
–
Nie ignoruj mnie! – wrzasnął, a
stolik przed z hukiem uderzył o ścianę i się rozpadł. Zaczęła
szybciej oddychać – takiego Malfoya jeszcze nie widziała.
–
Uspokój się, zanim zrobisz coś,
czego będziesz żałował. – Spróbowała przywołać go do
porządku.
–
Ja? Ja jestem całkowicie spokojny.
Przy okazji nikt by cię nie żałował, nawet Wieprzlej nie mógł z
tobą wytrzymać.
Wciągnęła głośniej powietrze,
ale się nie odezwała.
–
Wypuszczę cię.
–
Tak po prostu? – zapytała,
dokładnie znając odpowiedź.
Uśmiechnął się złym uśmiechem,
który spotęgował tylko jej zaniepokojenie.
–
Coś za coś, Granger, nic na
świecie nie jest za darmo. Wiem, że Potter ma tę swoją pelerynkę
– potrzebuję jej na jakiś czas i ty mi ją dostarczysz. Wierzę,
że jako Gryfonka dotrzymasz słowa.
Wybuchnęła śmiechem.
–
Chyba sobie żartujesz, nawet nie
myśl, że ci pomogę.
–
Będę tak myślał, bo zrobisz
dokładnie to, czego chcę. Inaczej stąd nie wyjdziesz.
–
Niedługo przejdzie tędy jakiś
nauczyciel lub uczeń. Potrafię głośno krzyczeć, Malfoy.
–
Aż tak żeby złamać zaklęcie
wyciszające?
Zamrugała
Po
przedłużającej się chwili ciszy, pewny siebie Malfoy zapytał
cicho:
–
Więc?
Przełknęła ślinę i, nie widząc
innej możliwości, niechętnie odparła, że ją przyniesie.
–
Widzisz? Wreszcie znalazłaś
odpowiednie dla szlamy zajęcie – wypełnianie poleceń lepszych od
siebie. Jutro o osiemnastej przed obrazem Lady Liliany. – Zanim
zdążyła zareagować, wyszedł, zostawiając ją samą.
Po prostu świetnie!
***
Przez cały dzień
lekcji była niespokojna i nie potrafiła się skupić na pytaniach
nauczycieli. Pierwszy raz zdarzyło się, że nie wiedziała, jaka
jest odpowiedź na pytanie i nawet Snape był zdziwiony, kiedy
odbierał Gryffindorowi piętnaście punktów. Nie mówiąc już o
szoku innych uczniów i drwiącym wykrzywieniu warg Malfoya. A potem
musiała jeszcze okłamać przyjaciół, że nie jest głodna i pójść
okraść kufer Harry'ego. Czuła się okropnie i wiedziała, że
nigdy jej nie wybaczy, jeśli dowie się, że wzięła jego pelerynę
dla Malfoya. Teraz dopiero widziała, jak nieracjonalnie się
zachowała. Ślizgon musiałby ją w końcu wypuścić, nauczyciele
zaczęliby jej szukać, a ona kompletnie nie myśląc, obiecała mu
coś takiego. I nie chciała złamać obietnicy. Schowała srebrzystą
pelerynę do szkolnej torby i poszła do biblioteki. Nie uśmiechało
jej się patrzeć w oczy chłopaków, a wiedziała, że nie będą
jej szukać przy książkach w obawie przed zagonieniem ich do nauki.
Chociaż miała
nadzieję, że szesnasta nie nadejdzie, w końcu jednak musiała
wstać i iść pod portret na drugim piętrze. Malfoy już tam na nią
czekał. Rozejrzała się, ale nie było nikogo oprócz niego.
Nikogo żeby ją
powstrzymać.
– Masz ją? –
Wyciągnął rękę.
– Nie tak szybko,
Malfoy – powiedziała ze stanowczością, której nie czuła.
W jego oczach mignęły
iskierki gniewu, ale szybko się opanował i tylko uniósł brwi.
– Nie dam ci jej tak
po prostu. Pójdę z tobą, cokolwiek zamierzasz zrobić. – Uznała,
że przynajmniej wyciągnie z tej irracjonalnej sytuacji jak
najwięcej korzyści i dowie się, co Malfoy knuje i czemu ostatnio
wydaje się szczęśliwszy.
Obserwowała, jak na
jego wargi powoli wpełza uśmiech, a on sam odchyla się lekko.
– Oczywiście,
Granger. Z radością spełnię twoje żądanie – odparł zdaniem
aż ociekającym ironią, po czym zmienił ton: – Zwariowałaś
kompletnie, kretynko?
– Możesz mnie
obrażać, ile chcesz, ale peleryny inaczej nawet nie zobaczysz. –
Tym razem to ona miała w rękach wszystkie karty* i uśmiechnęła
się na widok jego miny.
– Nie to mi obiecałaś.
– Och, może jednak
Gryfoni też potrafią naginać zasady? Nie pomyślałeś o tym?
Chwilę patrzył na nią
w milczeniu i chociaż bez wątpienia był wściekły, kąciki jego
ust zadrgały, jakby chciało mu się też śmiać. Co jest?
– Więc chodź.
Włamiemy się do gabinetu Snape'a.
***
Ciągnął ja za sobą
korytarzem, zaciskając zęby na dźwięk jej przerażonych i
zszokowanych krzyków.
– Czyś ty kompletnie
zwariował? Odbiło ci? Przecież on nas zabije. Wyrzucą nas ze
szkoły! Słyszysz?! Wyrzucą nas ze szkoły! Pomyśl przez chwilę.
Zepsujesz wszystko, całe przyszłe życie. Co osiągniesz bez
szkoły? Na gacie Merlina, nienawidzę cię, Mal...
Miał dość.
Szarpnięciem rzucił ją na ścianę i zbliżył się, łapiąc ją
za podbródek.
– Zamknij się
wreszcie! – wysyczał. – Bo Snape sam cię usłyszy. Nie prosiłem
o twoje towarzystwo, więc albo oddawaj mi pelerynę i się stąd
wynoś albo bądź wreszcie cicho.
– Przecież to jest
najgłupszy pomysł, jaki kiedykolwiek mogłeś mieć!
– Muszę to zrobić,
rozumiesz? Więc lepiej po prostu idź.
Westchnęła i
przełknęła głośno ślinę, przeklinając swoją głupotę, która
wpakowała ją w coś takiego.
– Idę. Ale z tobą.
Powstrzymał złość i
puścił ją, pozwalając odsunąć się od ściany. Dokładnie
zakrył ich peleryną i podeszli pod drzwi gabinetu Snape'a.
Usłyszał, jak Granger wstrzymuje oddech, kiedy otworzył drzwi
kilkoma zaklęciami. Do drzwi dormitorium nauczyciela nikt nie
zdołałby się włamać, ale w gabinecie Snape nie trzymał nic, na
czym by mu specjalnie zależało i zaklęcia zabezpieczające nie
były aż tak ścisłe. Nie mówiąc o tym, że Snape nie chciał
wzbudzać podejrzeń, robiąc z pokoju do przyjmowania nauczycieli i
łajania uczniów twierdzę nie do zdobycia.
Weszli po cichu, chociaż
Malfoy i tak wiedział, że nauczyciel nadzoruje teraz szlaban
Zabiniego, który miał wyczyścić wszystkie fiolki w klasie od
eliksirów. Woleli jednak nie ryzykować. Było im niewygodnie pod
jedną peleryną, zwłaszcza kiedy Ślizgon zaczął przetrząsać
wszystkie szuflady biurka, ale nie odważyli się jej ściągnąć.
Wreszcie znalazł jakiś papier, który natychmiast schował do
kieszeni szaty, zanim zdążyła mu się przyjrzeć.
I wtedy właśnie
usłyszeli kroki na korytarzu.
Hermiona zdążyła
rzucić tylko jedno zaklęcie, zanim zamarli przerażeni, niemal
wciskając się w kąt, a drzwi gabinetu się otworzyły. Snape
zrobił kilka kroków w drodze do swojego biurka, ale nagle zatrzymał
się na środku i zaczął nasłuchiwać. Zacisnął palce na różdżce
i Hermiona wiedziała, że sprawdza niewerbalnie, czy ktoś się
ukrywa. Myślała gorączkowo tylko o tym, żeby jej szybkie zaklęcie
zadziało. Chyba tak się stało, bo nauczyciel złapał jakiś gęsto
zapisany pergamin z blatu i wyszedł.
– O Merlinie! –
wyszeptała, cała drżąc. – Nienawidzę cię, Malfoy, słyszysz?
Nienawidzę. I złaź ze mnie, ważysz chyba z tonę. Nienawidzę cię
– Odsunął się, przestając wciskać ją w ścianę, a ona
roztarła ramiona.
Wyszli z pokoju i niemal
wybiegli korytarzem do pierwszej klasy, jaką znaleźli. Tam
ściągnęli pelerynę i odważyli się głośniej odetchnąć.
Dopiero wtedy zauważył, jak bardzo trzęsie się pobladła
Hermiona.
– Co tam zrobiłaś?
– Rzuciłam zaklęcie
ukrywające, ale gdyby Snape je odkrył, już by było po nas. Nie
miałam czasu na nic bardziej zaawansowanego. Na całe szczęście
nie sprawdzał zbyt dokładnie. – Spróbowała się uspokoić, ale
nie za bardzo jej to wyszło. – Nienawidzę cię, nienawidzę cię,
nienawidzę...
Podniósł ręce do
góry.
– Okej, załapałem za
pierwszym razem. W pierwszej klasie, zresztą. Cholera, gdyby nie
twoje zaklęcie właśnie wylatywałbym ze szkoły.
– Nie wylatywałbyś
ze szkoły, gdybyś w ogóle nie wpadł na tak idiotyczny pomysł,
jak włamanie d gabinetu nauczyciela. Jeszcze w dodatku Snape'a! A co
jak zauważy brak tej kartki? – zapytała, wskazując na jego
kieszeń.
– Wtedy już jej tu
nie będzie – powiedział stanowczo, wyraźnie nie chcąc mówić
nic więcej.
Spojrzała na niego z
zainteresowaniem.
– A będzie gdzie? –
zadała jeszcze jedno pytanie, dobitnie wskazując tonem, że nie
przyjmie braku jakiegokolwiek oddźwięku.
Potarł dłonią włosy
i odchrząknął.
– Daleko.
Stała z założonymi
rękoma, nie mając zamiaru mu odpuścić. Westchnął.
– Chodź ze mną
jeszcze do Zakazanego Lasu.
– Zwariowałeś? Po co
znowu?
– Bo potrzebuję
jeszcze na trochę peleryny. Już raz mnie uratowałaś, nie chcesz
chyba, żeby mnie ktoś zobaczył?
Prychnęła.
– Ratowałam tylko i
wyłącznie siebie, bezmózgi idioto! Gdybyś to był tylko ty, moja
jedyna reakcją byłby śmiech. Właściwie sama bym na ciebie
nakablowała!
Nie zareagował, wbijał
w nią tylko to głupie spojrzenie szarych oczu.
– Dobra. – Poddała
się w końcu. – Skoro i tak już z tobą zmarnowałam tyle czasu,
pójdę jeszcze do Lasu. Po co?
Żeby znowu uniknąć
odpowiedzi, sięgnął po pelerynę, leżącą niedbale na biurku i
wyprostował ją.
Przewróciła oczami i
powstrzymała się od rzucenia czymś w Malfoya.
– Zamierzasz złożyć
mnie w ofierze? – zapytała głupio, w próbie rozładowania
napiętej atmosfery. Ale niby jaka inne mogła ona być, skoro
właśnie planowała ze Ślizgonem wyprawę do Zakazanego Lasu, a
wcześniej włamała się z nim do gabinetu profesora?
– Nie, nie zamierzam –
powiedział gburowato i dodał: – Masz w sobie za dużo jadu.
Zaśmiała się cicho,
więc też podniósł kąciki ust, chociaż cała reszta jego twarzy
pozostała niewzruszona. No nic, najwyraźniej taka była jego własna
wersja śmiechu.
Malfoy kiwnął na nią
głową, na co podeszła bliżej. Wykrzywił wargi, przysunął się
do Hermiony i narzucił na nich pelerynę.
* Nie wiem, czy na pewno poprawie użyłam tego związku frazeologicznego. Jak coś to piszcie.