Nareszcie mi się udało coś napisać. Cieszycie się? <chwila ciszy> Nieważne, ja i tak wiem, że się cieszycie. Wybaczcie mi, że tak późno, ale mam małe problemy. Życzę miłego czytania! Aha, i pochwalę się Wam jeszcze, że zamówiłam sobie nowy szablon.
Powoli wracając do Pokoju Wspólnego, natknęłam się na Rona i Harry'ego. Byli wyraźnie zdyszani i zmęczeni.
- Hermiono, gdzie byłaś? - wykrzyknął Ron, gdy obaj do mnie podeszli. - Wszędzie cię szukaliśmy.
- W Skrzydle Szpitalnym.
- Dlaczego? Co się stało? - spytali chórem.
Zawahałam się. Jakoś nie miałam ochoty im tłumaczyć, że kompletnie nie potrafię latać i spadłam z miotły. Oczywiście, gdyby spytali wprost, nigdy bym ich nie okłamała, ale w tej sytuacji uznałam, iż nie muszę przyznawać się do poziomu swoich umiejętności w tej dziedzinie. A poza tym, jak niby miałabym im wytłumaczyć, że pomógł mi Malfoy?
- Źle... źle się czułam - powiedziałam w końcu wymijająco.
- Spóźniłaś się na śniadanie - stwierdził Ron, po czym dodał: - Ale jeśli chcesz, możemy iść do kuchni i coś zwędzić.
Pokręciłam głową. Swoją drogą, ciekawe sformułowanie. ,,Zwędzić". Przecież ludzie skrzatom tak namieszali w głowach, że te uważają usługiwanie nam za swoją powinność, więc nawet nie musimy kraść.
- Nie! Skrzaty wystarczająco się napracowały, przygotowując śniadanie - powiedziałam z przekonaniem.
Chłopcy wymienili spojrzenia, mówiące: ,,znowu zaczyna", co mnie odrobinę zirytowało.
- Od zrobienia kilku kanapek nic by się im chyba nie stało.
- Wiesz co, Ron? To właśnie przez takie myślenie, codziennie bierzemy udział w ciemiężeniu skrzatów domowych! Każdego dnia są zmuszane do wykonywania naszych rozkazów, zupełnie jakby były niewolnikami. A was to nawet nie obchodzi - mówiłam ze złością.
Harry, chcąc najwidoczniej przerwać moją wypowiedź i nie dopuścić do kłótni - Ron już otwierał usta - szybko powiedział, że w takim razie możemy odrobić zadanie domowe z astronomii. Tym skutecznie mnie uciszył, bo przypomniałam sobie, że wczoraj w ogóle się nie uczyłam. A mamy tyle zadane! Pośpieszyłam do Pokoju Wspólnego, a chłopcy z trudem za mną nadążali.
- Hermiona, spokojnie. Mamy jeszcze całą niedzielę - powiedział Harry, gdy przystanęliśmy zdyszani przed portretem Grubej Damy.
- Kremowe piwo - podałam jej hasło, a obraz się odchylił, ukazując nam przejście.
W środku jak zwykle panował gwar. Wzięliśmy tylko czyste pergaminy oraz książki, a potem poszliśmy do biblioteki.
Robiliśmy lekcje aż do kolacji, z krótką przerwą na obiad. Mi być może nie zajęłoby to tak wiele czasu, ale chłopcy mieli duże zaległości. Musiałam więc nie tylko napisać eseje dla Snape'a, McGonagall i Flitwick'a, ale i poprawić ich wypociny. Gdy skończyliśmy, Harry i Ron mieli nietęgie miny.
Wszyscy byliśmy już dość głodni, dlatego z ulgą powlekliśmy się do Wielkiej Sali. Spojrzałam na stół Ślizgonów, a konkretnie na Malfoya. Podniósł głowę i obrzucił nas przelotnym spojrzeniem. Gdy jego wzrok zahaczył o Harry'ego, uśmiechnął się drwiąco i powrócił do rozmowy z Crabbe'm.
Chwilę po skończeniu jedzenia rozmawiałam z Ginny i Parvati. Harry z Ronem poszli po coś do profesor McGonagall. Zaśmiewałam się właśnie z historii, opowiedzianej nam przez Parvati, gdy chłopcy wrócili i stanęli nade mną z głupimi minami.
- Tak? - zapytałam, unosząc brwi.
- Malfoy odgrywa jakąś scenkę z miotłą. Padło też twoje nazwisko - poinformował mnie Ron. - O co chodzi?
Zerknęłam na Ślizgonów. Malfoy machał łapami i krzyczał, a cała reszta głośno rechotała.
Odkaszlnęłam.
- Och... Chodźcie, to wam opowiem. - Nie chciałam, żeby usłyszały mnie dziewczyny. Chociaż i tak najpóźniej jutro się o wszystkim dowiedzą. Westchnęłam. Wcale mi się to nie podobało.
Weszliśmy do pierwszej lepszej pustej klasy. Moi przyjaciele mieli zaciekawione miny.
- Ja... no... nie umiem latać na miotle - wyrzuciłam z siebie. - I pomyślałam, że dobrze by było się nauczyć - mówiłam wolno, ostrożnie dobierając słowa. - Dzisiaj wcześniej wstałam i poszłam na boisko. I kiedy próbowałam zakręcić... - Przygryzłam wargę, ale po krótkiej chwili z kamienną miną dodałam: - ...no, spadłam z miotły. A Malfoy musiał to wszystko widzieć.
Ron zgiął się nagle w ataku kaszlu, który podejrzanie przypominał chichot, a Harry lekko się ode mnie odwrócił, zakrywając usta ręką. Stałam z martwym uśmiechem przyklejonym do twarzy i ich obserwowałam. W końcu się opanowali i Harry był w stanie coś z siebie wykrztusić, za co osobiście go podziwiałam.
- Hermiono, jeśli chciałaś się nauczyć... Pomoglibyśmy ci. W końcu jesteśmy w drużynie, prawda Ron? - Klepnął go mocno w plecy, na co ten zakrztusił się i powiedział: - Co? Taa, jasne. Oczywiście.
Nie wiem, dlaczego im nie powiedziałam , że to Malfoy mi pomógł. Chciałam zachować to tylko dla siebie. To głupota, wiem, ale nic nie mogłam na to poradzić. Podobało mi się wspomnienie bycia noszonej na rękach, nawet przez Malfoya.
- Nie, dzięki. Na jakiś czas nabrałam głębokiej awersji do mioteł.
- Awersji? - spytał Ron, a ja przewróciłam oczami. Harry i Ron byli bez wątpienia inteligentni, ale mogliby trochę więcej czytać.
- Awersja to uczucie niechęci - poinformowałam ich, tłumiąc westchnienie.
- No to gadaj po ludzku - zniecierpliwił się Ron.
- Dobra, chłopaki, ja już idę. Chcę jeszcze dokończyć książkę.
Pożegnaliśmy się i wyszłam. Wydawało mi się, że za drzwiami słyszałam śmiechy, ale wolałam w to nie wnikać. Tak było lepiej.
Szczerze mówiąc, miałam nadzieję, że spotkam gdzieś po drodze Ślizgona. Chciałam już mieć z głowy to podziękowanie. Zgoda, zachował się bardzo nieładnie na kolacji, ale czego innego mogłam się po nim spodziewać? Może próbował odpokutować swój wcześniejszy dobry uczynek? Kto go tam wie. Chociaż może słowo: ,,odpokutować" nie jest w tym przypadku najlepsze. Pokuta pasowała do Malfoya jak Snape do profesor Trelawney.
Zajrzałam do Wielkiej Sali. Malfoy nadal siedział przy stole. Postanowiłam na niego poczekać. Usiadłam na parapecie w korytarzu i zajęłam się kontemplacją płytek na podłodze. Jakieś dziesięć minut później wreszcie wyszedł. Co dziwne, był sam - bez Crabbe'a i Goylle'a. Pewnie jeszcze się nie najedli. Ślizgon minął mnie, chyba nie zauważywszy.
- Malfoy! - zawołałam i zlazłam z parapetu.
Odwrócił się z uniesionymi brwiami.
- Czego chcesz?
Przełknęłam ślinę. To było dosyć trudne.
- Chciałam ci podziękować - powiedziałam szybko. - Za to, że mi pomogłeś i zaniosłeś do Skrzydła Szpitalnego. Jestem ci bardzo wdzięczna.
- To nic takiego - odparł sztywno.
Staliśmy w milczeniu, aż w końcu powiedziałam: - W każdym razie jeszcze raz dzięki.
Chciałam już odejść, ale zatrzymał mnie.
- Czekaj, oddam ci tę książkę. Mam ją u siebie.
Nie wiedziałam, co mam robić. Otworzyłam usta i zaraz je zamknęłam.
- Możemy po nią iść - dodał z dziwną miną, a ja milcząco się zgodziłam.
Zeszliśmy do lochów. To było cholernie dziwne iść gdzieś z Malfoyem, wrogiem od pierwszej klasy. Nie sądziłam, że będę się czuła aż tak dziwnie.
Draco sam nie wiedział, co robi. Po jakiego diabła szedł z tą szlamą? Powinien ją wyśmiać i nawyzywać. A nie iść z nią do lochów. Miał nadzieję, że nie zobaczy go nikt znajomy.
Najgorsze było to, że nie czuł już do niej takiej pogardy, jak jeszcze kilka tygodni temu. Musiał przyznać, że go śmieszyła. Była zabawna. I zachowywała się zupełnie inaczej od panny-ja-wiem-wszystko-najlepiej-i-muszę-to-wszystkim-ogłosić. Mógł nawet ewentualnie przymknąć oko na fakt, że była szlamą, bo go rozśmieszała. Ta myśl go przeraziła, ale zaraz się uspokoił. W końcu są wrogami od pierwszej klasy. I mimo, że nie jest już tak bardzo wkurzająca, jutro wszystko wróci do normy. Ale po co, na Merlina ciężkiego, zabrał jej tę książkę? Przecież nawet nie miał zamiaru czytać tego cholernego mugolskiego badziewia. Więc czemu?
W ogóle nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo plątały się myśli Ślizgona. Szedł wyprostowany,nie zdradzając najmniejszym gestem swoich uczuć. Nie wiedziałam, czy to w jego naturze leży ukrywanie emocji, czy został tak wychowany. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby to drugie - zwłaszcza, że jego ojcem był Lucjusz Malfoy.
Chłopak kazał mi zaczekać kawałek od ściany, w której znajdowało się wejście do dormitorium Ślizgonów, a potem wypowiedział hasło, którego nie dosłyszałam i zniknął w środku. Byłam zdenerwowana, najbardziej kiedy przeszedł obok mnie jakiś Ślizgon, patrząc na mnie tak, jak zazwyczaj ludzie patrzą na dziewięciogłowego kota. Nie wliczając pogardy, oczywiście.
Po chwili wrócił Malfoy, trzymając moją książkę. Podszedł do mnie szybkim krokiem i wepchnął mi ją w ręce.
- Dzięki. Przeczytałeś to w ogóle? - spytałam, znając odpowiedź. To raczej nie była książka dla chłopaków.
- Nie - odpowiedział szczerze i gburowato dodał: - Muszę już iść.
- Cześć - pożegnałam go cicho, odwróciłam się i sobie poszłam.
Mam jeszcze do Was pytanie. Co myślicie o zmianie narracji na trzecioosobową? Wiem, że się tak nie robi w połowie opowiadania, ale myślę, że tak by było lepiej. A Wy co sądzicie? Pozdrawiam.
Powoli wracając do Pokoju Wspólnego, natknęłam się na Rona i Harry'ego. Byli wyraźnie zdyszani i zmęczeni.
- Hermiono, gdzie byłaś? - wykrzyknął Ron, gdy obaj do mnie podeszli. - Wszędzie cię szukaliśmy.
- W Skrzydle Szpitalnym.
- Dlaczego? Co się stało? - spytali chórem.
Zawahałam się. Jakoś nie miałam ochoty im tłumaczyć, że kompletnie nie potrafię latać i spadłam z miotły. Oczywiście, gdyby spytali wprost, nigdy bym ich nie okłamała, ale w tej sytuacji uznałam, iż nie muszę przyznawać się do poziomu swoich umiejętności w tej dziedzinie. A poza tym, jak niby miałabym im wytłumaczyć, że pomógł mi Malfoy?
- Źle... źle się czułam - powiedziałam w końcu wymijająco.
- Spóźniłaś się na śniadanie - stwierdził Ron, po czym dodał: - Ale jeśli chcesz, możemy iść do kuchni i coś zwędzić.
Pokręciłam głową. Swoją drogą, ciekawe sformułowanie. ,,Zwędzić". Przecież ludzie skrzatom tak namieszali w głowach, że te uważają usługiwanie nam za swoją powinność, więc nawet nie musimy kraść.
- Nie! Skrzaty wystarczająco się napracowały, przygotowując śniadanie - powiedziałam z przekonaniem.
Chłopcy wymienili spojrzenia, mówiące: ,,znowu zaczyna", co mnie odrobinę zirytowało.
- Od zrobienia kilku kanapek nic by się im chyba nie stało.
- Wiesz co, Ron? To właśnie przez takie myślenie, codziennie bierzemy udział w ciemiężeniu skrzatów domowych! Każdego dnia są zmuszane do wykonywania naszych rozkazów, zupełnie jakby były niewolnikami. A was to nawet nie obchodzi - mówiłam ze złością.
Harry, chcąc najwidoczniej przerwać moją wypowiedź i nie dopuścić do kłótni - Ron już otwierał usta - szybko powiedział, że w takim razie możemy odrobić zadanie domowe z astronomii. Tym skutecznie mnie uciszył, bo przypomniałam sobie, że wczoraj w ogóle się nie uczyłam. A mamy tyle zadane! Pośpieszyłam do Pokoju Wspólnego, a chłopcy z trudem za mną nadążali.
- Hermiona, spokojnie. Mamy jeszcze całą niedzielę - powiedział Harry, gdy przystanęliśmy zdyszani przed portretem Grubej Damy.
- Kremowe piwo - podałam jej hasło, a obraz się odchylił, ukazując nam przejście.
W środku jak zwykle panował gwar. Wzięliśmy tylko czyste pergaminy oraz książki, a potem poszliśmy do biblioteki.
Robiliśmy lekcje aż do kolacji, z krótką przerwą na obiad. Mi być może nie zajęłoby to tak wiele czasu, ale chłopcy mieli duże zaległości. Musiałam więc nie tylko napisać eseje dla Snape'a, McGonagall i Flitwick'a, ale i poprawić ich wypociny. Gdy skończyliśmy, Harry i Ron mieli nietęgie miny.
Wszyscy byliśmy już dość głodni, dlatego z ulgą powlekliśmy się do Wielkiej Sali. Spojrzałam na stół Ślizgonów, a konkretnie na Malfoya. Podniósł głowę i obrzucił nas przelotnym spojrzeniem. Gdy jego wzrok zahaczył o Harry'ego, uśmiechnął się drwiąco i powrócił do rozmowy z Crabbe'm.
Chwilę po skończeniu jedzenia rozmawiałam z Ginny i Parvati. Harry z Ronem poszli po coś do profesor McGonagall. Zaśmiewałam się właśnie z historii, opowiedzianej nam przez Parvati, gdy chłopcy wrócili i stanęli nade mną z głupimi minami.
- Tak? - zapytałam, unosząc brwi.
- Malfoy odgrywa jakąś scenkę z miotłą. Padło też twoje nazwisko - poinformował mnie Ron. - O co chodzi?
Zerknęłam na Ślizgonów. Malfoy machał łapami i krzyczał, a cała reszta głośno rechotała.
Odkaszlnęłam.
- Och... Chodźcie, to wam opowiem. - Nie chciałam, żeby usłyszały mnie dziewczyny. Chociaż i tak najpóźniej jutro się o wszystkim dowiedzą. Westchnęłam. Wcale mi się to nie podobało.
Weszliśmy do pierwszej lepszej pustej klasy. Moi przyjaciele mieli zaciekawione miny.
- Ja... no... nie umiem latać na miotle - wyrzuciłam z siebie. - I pomyślałam, że dobrze by było się nauczyć - mówiłam wolno, ostrożnie dobierając słowa. - Dzisiaj wcześniej wstałam i poszłam na boisko. I kiedy próbowałam zakręcić... - Przygryzłam wargę, ale po krótkiej chwili z kamienną miną dodałam: - ...no, spadłam z miotły. A Malfoy musiał to wszystko widzieć.
Ron zgiął się nagle w ataku kaszlu, który podejrzanie przypominał chichot, a Harry lekko się ode mnie odwrócił, zakrywając usta ręką. Stałam z martwym uśmiechem przyklejonym do twarzy i ich obserwowałam. W końcu się opanowali i Harry był w stanie coś z siebie wykrztusić, za co osobiście go podziwiałam.
- Hermiono, jeśli chciałaś się nauczyć... Pomoglibyśmy ci. W końcu jesteśmy w drużynie, prawda Ron? - Klepnął go mocno w plecy, na co ten zakrztusił się i powiedział: - Co? Taa, jasne. Oczywiście.
Nie wiem, dlaczego im nie powiedziałam , że to Malfoy mi pomógł. Chciałam zachować to tylko dla siebie. To głupota, wiem, ale nic nie mogłam na to poradzić. Podobało mi się wspomnienie bycia noszonej na rękach, nawet przez Malfoya.
- Nie, dzięki. Na jakiś czas nabrałam głębokiej awersji do mioteł.
- Awersji? - spytał Ron, a ja przewróciłam oczami. Harry i Ron byli bez wątpienia inteligentni, ale mogliby trochę więcej czytać.
- Awersja to uczucie niechęci - poinformowałam ich, tłumiąc westchnienie.
- No to gadaj po ludzku - zniecierpliwił się Ron.
- Dobra, chłopaki, ja już idę. Chcę jeszcze dokończyć książkę.
Pożegnaliśmy się i wyszłam. Wydawało mi się, że za drzwiami słyszałam śmiechy, ale wolałam w to nie wnikać. Tak było lepiej.
Szczerze mówiąc, miałam nadzieję, że spotkam gdzieś po drodze Ślizgona. Chciałam już mieć z głowy to podziękowanie. Zgoda, zachował się bardzo nieładnie na kolacji, ale czego innego mogłam się po nim spodziewać? Może próbował odpokutować swój wcześniejszy dobry uczynek? Kto go tam wie. Chociaż może słowo: ,,odpokutować" nie jest w tym przypadku najlepsze. Pokuta pasowała do Malfoya jak Snape do profesor Trelawney.
Zajrzałam do Wielkiej Sali. Malfoy nadal siedział przy stole. Postanowiłam na niego poczekać. Usiadłam na parapecie w korytarzu i zajęłam się kontemplacją płytek na podłodze. Jakieś dziesięć minut później wreszcie wyszedł. Co dziwne, był sam - bez Crabbe'a i Goylle'a. Pewnie jeszcze się nie najedli. Ślizgon minął mnie, chyba nie zauważywszy.
- Malfoy! - zawołałam i zlazłam z parapetu.
Odwrócił się z uniesionymi brwiami.
- Czego chcesz?
Przełknęłam ślinę. To było dosyć trudne.
- Chciałam ci podziękować - powiedziałam szybko. - Za to, że mi pomogłeś i zaniosłeś do Skrzydła Szpitalnego. Jestem ci bardzo wdzięczna.
- To nic takiego - odparł sztywno.
Staliśmy w milczeniu, aż w końcu powiedziałam: - W każdym razie jeszcze raz dzięki.
Chciałam już odejść, ale zatrzymał mnie.
- Czekaj, oddam ci tę książkę. Mam ją u siebie.
Nie wiedziałam, co mam robić. Otworzyłam usta i zaraz je zamknęłam.
- Możemy po nią iść - dodał z dziwną miną, a ja milcząco się zgodziłam.
Zeszliśmy do lochów. To było cholernie dziwne iść gdzieś z Malfoyem, wrogiem od pierwszej klasy. Nie sądziłam, że będę się czuła aż tak dziwnie.
Draco sam nie wiedział, co robi. Po jakiego diabła szedł z tą szlamą? Powinien ją wyśmiać i nawyzywać. A nie iść z nią do lochów. Miał nadzieję, że nie zobaczy go nikt znajomy.
Najgorsze było to, że nie czuł już do niej takiej pogardy, jak jeszcze kilka tygodni temu. Musiał przyznać, że go śmieszyła. Była zabawna. I zachowywała się zupełnie inaczej od panny-ja-wiem-wszystko-najlepiej-i-muszę-to-wszystkim-ogłosić. Mógł nawet ewentualnie przymknąć oko na fakt, że była szlamą, bo go rozśmieszała. Ta myśl go przeraziła, ale zaraz się uspokoił. W końcu są wrogami od pierwszej klasy. I mimo, że nie jest już tak bardzo wkurzająca, jutro wszystko wróci do normy. Ale po co, na Merlina ciężkiego, zabrał jej tę książkę? Przecież nawet nie miał zamiaru czytać tego cholernego mugolskiego badziewia. Więc czemu?
W ogóle nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo plątały się myśli Ślizgona. Szedł wyprostowany,nie zdradzając najmniejszym gestem swoich uczuć. Nie wiedziałam, czy to w jego naturze leży ukrywanie emocji, czy został tak wychowany. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby to drugie - zwłaszcza, że jego ojcem był Lucjusz Malfoy.
Chłopak kazał mi zaczekać kawałek od ściany, w której znajdowało się wejście do dormitorium Ślizgonów, a potem wypowiedział hasło, którego nie dosłyszałam i zniknął w środku. Byłam zdenerwowana, najbardziej kiedy przeszedł obok mnie jakiś Ślizgon, patrząc na mnie tak, jak zazwyczaj ludzie patrzą na dziewięciogłowego kota. Nie wliczając pogardy, oczywiście.
Po chwili wrócił Malfoy, trzymając moją książkę. Podszedł do mnie szybkim krokiem i wepchnął mi ją w ręce.
- Dzięki. Przeczytałeś to w ogóle? - spytałam, znając odpowiedź. To raczej nie była książka dla chłopaków.
- Nie - odpowiedział szczerze i gburowato dodał: - Muszę już iść.
- Cześć - pożegnałam go cicho, odwróciłam się i sobie poszłam.
Mam jeszcze do Was pytanie. Co myślicie o zmianie narracji na trzecioosobową? Wiem, że się tak nie robi w połowie opowiadania, ale myślę, że tak by było lepiej. A Wy co sądzicie? Pozdrawiam.
Z tą narracją to zależy tylko od ciebie. Jeśli ci jest wygodnie to pisz w pierwszoosobowej. Ewentualnie możesz myśli Hermiony przeplatać z tymi od Dracona. Notka jak zwykle bardzo ciekawa. Kurcze ja też się zastanawiam czemu Draco zabrał jej tę książkę. Hmmm robi się ciekawie. Czekam więc na dalszy ciąg i w międzyczasie zapraszam do mnie.
OdpowiedzUsuńPs. pozwoliłam sobie na zmianę szablonu na barwy Iraku :). Powiedz tylko czy ta czerwień nie jest za bardzo irytująca?
Właśnie o to chodzi, że przestało mi być wygodnie i wolałabym pisać w trzecioosobowej :)
UsuńMuszę przyznać, że zdecydowanie lepiej czyta się opowiadanie w narracji trzecioosobowej. Wtedy możemy poznać uczucia i emocje wszystkich bohaterów, a nie tylko tego, który opowiada. Rozdział naprawdę mi się spodobał. W ogóle jakoś tak miło się czytało. Pozdrawiam. : )
OdpowiedzUsuńChcesz poddać swój blog profesjonalnej ocenie? Szukasz odpowiedniej ocenialni? Nie martw się, wychodzę ci na przeciw :) Niebieskim piórem to ocenialnia której szukasz. Jeśli tylko się zgłosisz, możesz liczyć na subiektywną ocenę. Jeśli nie boisz się szczerej krytyki i chcesz wiedzieć co na twoim blogu jest fajne, a co trzeba poprawić, nie zwlekaj. Czekam na Was. Dopiero zaczynam, więc jak na razie kolejki nie ma :)
OdpowiedzUsuńhttp://niebieskim-piorem.blogspot.com/
Przepraszam za spam.
Ja nie wierzę, spam na całego, a na końcu 'przepraszam za spam', porzygać się można. Albo spamujesz, albo piszesz po ludzku, po 'spam z przepraszaniem' to jest totalny szajs i nie świadczy dobrze o Tobie.
UsuńWow, przeczytałam wszystkie rozdziały i podoba mi się ;) Dodaję do obserwowanych i czekam na kolejny rozdział :D
OdpowiedzUsuńNarracja 3-osobowa nie jest zła, powiem ci szczerze, że ja też tak czasem mieszam, bo bywa tak, że niektóre rozdziały pisze się lepiej jako bezstronny obserwator. Nie mogę się już doczekać bardziej romantycznych akcji z Hermioną i Draco :D
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdział na malfoy-issue.blogspot.com
Hej. Skaczę sobie z bloga na blog w poszukiwaniu czegoś ciekawego i wpadłam do Ciebie ^.^ Zerknęłam na obecny i wcześniejsze rozdziały i muszę przyznać, że mnie zaciekawiłaś. Masz lekki styl pisania, który niesamowicie ciąga czytelnika powodując, że czuje się jakbym sama tam była. Podaba mi się trzyosobawa narracja, dzięki której mogę wiedzieć co poszczególni bohaterowie czują i myślą. Nie często się z tym spotykam i dlatego jeszcze bardziej się cieszę, że tu wpadłam. Zastanawiam się dlaczego Draco zabrał jej książkę, czyżby coś znowu wykombinował. Hermiona jest kochana podziękowała Draco za pomoc ^.^ A on zaproponował pójście po jej ksiązkę razem ^.^
OdpowiedzUsuńOgólnie bardzo mi się twój blog podoba, czekam zwłaszcza na bardziej romantyczne sceny między Draco a Hermioną ^.^
Byłabym Ci bardzo wdzięczna jakbyś mnie powiadamiała o kolejnych rozdziałach.
Serdecznie zapraszam także do siebie http://lily-dorea-potter.blogspot.co.uk/.
Mogę dodać Twój blog do swoich linków?
Pozdrwiam i czekam na kolejny rozdział u Ciebie
Dla mnie narracja może być nawet trzecioosobowa, bylebyś szybko dodała kolejny rozdział <3!
OdpowiedzUsuńSzczerze to wolę narrację pierwszoosobową, ale jak chcesz...
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo ciekawy, rewelacyjny.
Czytam dalej...