Poprzednia notka była bardzo krótka, poza tym miałam długą przerwę, dlatego uznałam, że dodam dzisiaj naprawdę długi rozdział. Mi osobiście bardzo się on podoba, zobaczę jak Wam. Miłego czytania!
Weszliśmy do dormitorium chłopców i obudziliśmy Harry'ego. Założyłam mu na nos okulary i czekałam, aż się rozbudzi. Kiedy w końcu spojrzał na nas w miarę przytomnie, Ron powiedział : - Cześć, Harry!
Chłopak obrzucił nas zdziwionym spojrzeniem.
- Ron? Hermiona? Pogodziliście się?
- Tak, pogodziliśmy się - powiedziałam.
- To świetnie. Bardzo się cieszę. Ciężko mi było bez was obojga.
- Tak, mi też - uśmiechnęłam się. - Może pójdziemy na jakiś spacer? - zaproponowałam.
Harry zwlókł się z łóżka i chwilę grzebał w kufrze w poszukiwaniu ubrań. Potem, ziewając i przecierając oczy z niewyspania, poszedł do łazienki. Gdy wrócił, był już przytomny i w pełni sił.
- Gdzie idziemy? Na błonia?
Ron niepewnie popatrzył na nas.
- A może... eee... najpierw byśmy zjedli śniadanie?
Ja i Harry wybuchnęliśmy śmiechem. Ron spoglądał na nas nic nie rozumiejąc.
- No co?
Pokręciłam tylko głową. Oczywiście, rozumiem, że była pora śniadania, ale Ron zawsze myślał tylko o jedzeniu.
- Dobrze, chodźmy najpierw do Wielkiej Sali.
Czułam, że wszystko wraca do normy.
Po śniadaniu siedzieliśmy jeszcze chwilę, zastanawiając się, gdzie iść.
- Może odwiedzimy Hagrida? - zaproponował Harry. - Bardzo dawno u niego nie byliśmy.
Ja i Ron przytaknęliśmy i wyszliśmy na dwór. Na zewnątrz powitał nas silny wiatr, to już koniec października - było coraz zimniej. Opatuliłam się szczelniej swetrem.
Harry zapukał do chatki. Nikt nie odpowiadał. Nie było słychać nawet szczekania Kła.
- Hagridzie, jesteś w domu? To my.
- Może poszedł odwiedzić Graupa?
Spojrzeliśmy po sobie. Jakoś żadne z nas nie miało większej ochoty na spotkanie z przyrodnim bratem Hagrida.
- No to może... - powiedziałam niepewnie.
- Może przyjdziemy później
Z głębi Zakazanego Lasu dobiegł nas jakiś krzyk. Ptaki, siedzące do tej pory na gałęziach, poderwały się i z głośnym skrzekiem odleciały.
Nie oglądając się za siebie, wróciliśmy do zamku. Resztę dnia spędziliśmy, grając z bliźniakami w Eksplodującego Durnia. Cały czas się wygłupialiśmy i śmialiśmy. Muszę przyznać, że przy Fredzie i George'u nie jest to wcale takie trudne. Miałam, co prawda, w planach naukę, ale uznałam, że pogodzenie się z najlepszym przyjacielem i byłym chłopakiem zasługuję na dzień wolnego. Cieszyłam się, że wszystko jest jak dawniej. Przy kolacji uznałam, że bardzo brakowało mi Rona. Chociaż może nie jego sposobu jedzenia - Ron właśnie rozmawiał z Harry'm, a drobinki puddingu wylatywały mu z ust po każdym słowie. Skrzywiłam się. Zerknęłam na Ginny, która również patrzyła na swojego brata z obrzydzeniem. Rozciągnęłyśmy usta w porozumiewawczym uśmiechu. Ginny zabawnie przewróciła oczami.
W niedzielę znowu wstałam wcześnie.To chyba zaczynał być mój nawyk.Spojrzałam z żalem na książki, leżące na moim stoliku nocnym, ale miałam na dzisiaj inne plany. Szybko wzięłam prysznic i się ubrałam. Przeszłam opustoszałymi korytarzami i wyszłam na błonia. Podeszłam do szopy na miotły i wyciągnęłam najlepszą. Specjalnie wybrałam tak wczesną porę, żeby nikt mnie nie widział. Ruszyłam na boisko do quidditcha. Im bardziej się zbliżałam, tym wolniej szłam. Co tu ukrywać - bałam się. A przecież jestem czarownicą, na Merlina! Muszę umieć latać na miotle. Przełknęłam głośno ślinę, ale minę miałam już zdecydowaną.
Ostrożnie wsiadłam na miotłę. Dobra, pierwszy krok mam za sobą. Teraz powoli możesz odbić się od ziemi - powiedziałam sobie. Nic ci się nie stanie, Hermiono. Spokojnie, tylko spokojnie. I pod żadnym pozorem nie chwiej się na miotle. Widzisz, to wcale nie takie trudne. Dobrze. Teraz spróbuj się wznieść jeszcze trochę. Miotłą poderwało, a ja mocno zacisnęłam palce na rączce i napięłam mięśnie. Nie spadłam. Całkiem nieźle. Teraz powoli zrób kółko. Przez moją nieuwagę, miotła nabrała szybkości. Wpadłam w panikę. Odruchowo zrobiłam najgłupszą z możliwych rzeczy - zamknęłam oczy i pochyliłam głowę. Na szczęście, szybko się opanowałam i tylko dzięki temu nie walnęłam w słup. Zatrzymałam miotłę i glęboko oddychałam, starając się uspokoić.
Do moich uszu doleciał głośny gwizd ze strony widowni. Zagryzłam wargi i cicho jęknęłam. Powoli obróciłam miotłę i spojrzałam w dół.
- Masz tak niesamowity zmysł koordynacji, że dziwię się, Granger, jakim cudem potrafisz chodzić - wydarł się Malfoy, siedzący na trybunach. Oparł swoją miotłę o siedzenia. Widocznie przyszedł w trakcie mojego niefortunnego lotu, żeby poćwiczyć.
- Och, zamknij się! - odkrzyknęłam.
- Powiedz mi coś, Granger. Potrzebujesz pomocy przy wstawaniu z łóżka, czy radzisz sobie sama? - Ten kretyn najwyraźniej świetnie się bawił i nie zamierzał odejść. I co ja mam teraz zrobić? Jeżeli teraz wyląduję i wrócę do zamku, do końca życia będę znosiła kpiny o moich zdolnościach Ale jeśli będę dalej latała, to w zasadzie wyjdzie na to samo. Postanowiłam zrobić jeszcze tylko jedno okrążenie, powoli i spokojnie, starając się nie spaść. Może wtedy zachowam resztki godności.
Chciałam ruszyć, ale szarpnęłam rączkę i miotła podskoczyła, a ja razem z nią.
- Wyczarować ci może materac? - spytał natychmiast Ślizgon.
- Coś ty taki usłużny, Malfoy? - zakpiłam kulawo.
- Po prostu nie chciałbym się narazić na paskudny wyraz twojej zmasakrowanej gęby. - Przerwał na chwilę, a potem dodał : - Chociaż może to wcale nie byłby taki zły widok - zamyślił się.
Zacisnęłam zęby. Jeszcze zobaczymy. Przyśpieszyłam i się wyprostowałam. Szło mi wspaniale. Hmm, dopóki nie musiałam zakręcić. Nie wiem, jak to zrobiłam, ale zsunęłam się z miotły. Jedyne co pamiętam, to szybkie spadanie i ciemność.
Obudziły mnie głośne krzyki. A może to tylko mi wydawały się głośne? Poczułam też piekące razy na policzkach.
- Granger, do jasnej cholery, obudź się. Natychmiast otwórz oczy. - Ciągle klepał mnie po policzkach.
Jęknęłam i otworzyłam oczy. Kilka cali nad moją twarzą ujrzałam wpatrzone we mnie oczy Malfoya.
- W porządku? - zapytał, bacznie mi się przyglądając.
- Nie musiałeś walić tak mocno - powiedziałam i uniosłam głowę. Na Merlina, co za ból! Natychmiast z powrotem opadłam na ziemię, żeby nie zwymiotować.
- Mam iść po pielęgniarkę?
- Nie, nie trzeba. Dam radę. - Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. Ale zmusiłam nogi, żeby się podniosły. Lekko się zachwiałam.
- Musisz iść do pani Pomfrey - poinformował mnie Ślizgon.
- Tak, wiem. - Zrobiłam krok do przodu. Gdyby nie błyskawiczna reakcja chłopaka, upadłabym na ziemię.
- ,,Dam radę" - zakpił. - Bo ja przecież nie mam, co robić. Muszę cię jeszcze odholować do Skrzydła Szpitalnego. - Łypnął na mnie złym wzrokiem.
- Wcale nie musisz - oburzyłam się, ale zabrzmiało to słabo. - Nie prosiłam cię o to.
- Jasne. - Ślizgon mnie objął i mogłam się na nim wspierać. Ale wciąż byłam zamroczona i z trudnością stawiałam kroki. Kiedy po raz kolejny się potknęłam, Malfoy przystanął.
Cicho zaklął, a potem bez ceregieli wziął mnie na ręce. Mimo widocznego zirytowania, był delikatny.
- Malfoy? Co ty robisz? - wykrzyknęłam zdziwiona i zakłopotana.
Przewrócił oczami.
- Twoja cnota jest zupełnie bezpieczna, Granger - rzekł drwiąco, sugerując, że w normalnej sytuacji nie tknąłby mnie nawet dwumetrowym kijem i że natychmiast po puszczeniu mnie, pójdzie się odkazić.
Żachnęłam się, ale nie mając wyboru, oplotłam ramionami jego szyję. Byłam cała obolała, dlatego z ulgą oparłam głowę o jego pierś. Miałam kilka siniaków, ale wątpiłam, że mam poważniejsze obrażenia. W każdym razie teraz, mimo bólu, było mi ciepło i przytulnie. Do tego stopnia, że gdy w końcu doszliśmy do Skrzydła Szpitalnego i Malfoy położył mnie na łóżku, jęknęłam z żalu. Na szczęście wziął mój grymas za okrzyk bólu i szybko zawołał panią Pomfrey.
Przybiegła niemal natychmiast.
- Co ci się stało, moja droga?
- Spadłam z miotły.
Pielęgniarka szybko mnie zbadała i zakrzątnęła, szukając eliksiru. Dopiero teraz spostrzegłam, że chłopak już sobie poszedł, nie dając mi możliwości mu podziękować. Wolałabym mieć to już z głowy Myśl, że mogłabym mu nie podziękować, co prawda, przyszła mi do głowy ( w końcu to Malfoy, na miłość boską ), ale natychmiast ją odrzuciłam. W końcu przyniósł mnie tutaj - pomógł mi. Wolałabym jednak, żeby to nie był akurat Malfoy.
Moje przemyślenia przerwała pani Pomfrey, karząc mi wypić eliksir. Z trudem powstrzymałam odruch wymiotny pijąc go, ale potem poczułam się lepiej. Pani Pomfrey kazała mi się nie przemęczać i nie latać na miotle przez co najmniej da tygodnie, po czym odeszła, mamrocząc coś o niebezpiecznych sportach i głupocie.
- Mam iść po pielęgniarkę?
- Nie, nie trzeba. Dam radę. - Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. Ale zmusiłam nogi, żeby się podniosły. Lekko się zachwiałam.
- Musisz iść do pani Pomfrey - poinformował mnie Ślizgon.
- Tak, wiem. - Zrobiłam krok do przodu. Gdyby nie błyskawiczna reakcja chłopaka, upadłabym na ziemię.
- ,,Dam radę" - zakpił. - Bo ja przecież nie mam, co robić. Muszę cię jeszcze odholować do Skrzydła Szpitalnego. - Łypnął na mnie złym wzrokiem.
- Wcale nie musisz - oburzyłam się, ale zabrzmiało to słabo. - Nie prosiłam cię o to.
- Jasne. - Ślizgon mnie objął i mogłam się na nim wspierać. Ale wciąż byłam zamroczona i z trudnością stawiałam kroki. Kiedy po raz kolejny się potknęłam, Malfoy przystanął.
Cicho zaklął, a potem bez ceregieli wziął mnie na ręce. Mimo widocznego zirytowania, był delikatny.
- Malfoy? Co ty robisz? - wykrzyknęłam zdziwiona i zakłopotana.
Przewrócił oczami.
- Twoja cnota jest zupełnie bezpieczna, Granger - rzekł drwiąco, sugerując, że w normalnej sytuacji nie tknąłby mnie nawet dwumetrowym kijem i że natychmiast po puszczeniu mnie, pójdzie się odkazić.
Żachnęłam się, ale nie mając wyboru, oplotłam ramionami jego szyję. Byłam cała obolała, dlatego z ulgą oparłam głowę o jego pierś. Miałam kilka siniaków, ale wątpiłam, że mam poważniejsze obrażenia. W każdym razie teraz, mimo bólu, było mi ciepło i przytulnie. Do tego stopnia, że gdy w końcu doszliśmy do Skrzydła Szpitalnego i Malfoy położył mnie na łóżku, jęknęłam z żalu. Na szczęście wziął mój grymas za okrzyk bólu i szybko zawołał panią Pomfrey.
Przybiegła niemal natychmiast.
- Co ci się stało, moja droga?
- Spadłam z miotły.
Pielęgniarka szybko mnie zbadała i zakrzątnęła, szukając eliksiru. Dopiero teraz spostrzegłam, że chłopak już sobie poszedł, nie dając mi możliwości mu podziękować. Wolałabym mieć to już z głowy Myśl, że mogłabym mu nie podziękować, co prawda, przyszła mi do głowy ( w końcu to Malfoy, na miłość boską ), ale natychmiast ją odrzuciłam. W końcu przyniósł mnie tutaj - pomógł mi. Wolałabym jednak, żeby to nie był akurat Malfoy.
Moje przemyślenia przerwała pani Pomfrey, karząc mi wypić eliksir. Z trudem powstrzymałam odruch wymiotny pijąc go, ale potem poczułam się lepiej. Pani Pomfrey kazała mi się nie przemęczać i nie latać na miotle przez co najmniej da tygodnie, po czym odeszła, mamrocząc coś o niebezpiecznych sportach i głupocie.
"Twoja cnota jest zupełnie bezpieczna" hahaha xd Uwielbiam teksty Malfoya wprost, są bezbłędne. Podoba mi się końcówka, Draco i ludzkie odruchy no hoho :D. Czyli teraz Hermiona pewnie będzie go szukała, żeby podziękować ciekawe co to z tego wyniknie. I zastanawiający ten krzyk z Zakazanego Lasu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;>
Nowy rozdział na malfoy-issue.blogspot.com Zapraszam ;>
OdpowiedzUsuńŚwietna historia! szkoda tylko,że piszesz tylko z perspektywy Hermiony. Chciałabym wiedzieć jak to wszystko widzi Draco,ale cóż to twoje opowiadanie.
OdpowiedzUsuńTak czy siak zapowiada się ciekawie:)
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
Pozdrawiam.
Lidia
Jej. Ostatnio coś wzięło mnie na takie opowiadania. : ) Nie jest to może najlepsze jakie do tej pory czytałam, ale z pewnością ma w sobie coś, co przy odrobinie pracy sprawi, że stanie ono na najwyższej półce. Poradziłabym Ci dodawać odrobinę więcej opisów, na przykład wyglądu osób lub miejsc. To taka moja mała rada. Czytając ten rozdział trochę poprawiłam sobie humor. Coś mi mówi, że w przyszłości się to nie zmieni. Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie: zielone-oczy-aniola.blogspot.com
OdpowiedzUsuńHej. Na wstępie dziękuje za miły i pochlebiający komentarz. Staram się jak mogę :) Pozwoliłam sobie na przeczytanie twojego opowiadania. Jakoś w pierwszej notce nie byłam do niego przekonana, ale w ciągu tych kilka rozdziałów zrobiłaś niesamowite postępy zarówno pod względem stylistycznym jak i fabularnym, ale zacznę może od początku.
OdpowiedzUsuńWygląd bloga - tu mi się bardzo podoba. Jest przejrzysty, nie zlewa się w całość. Czarny z pomarańczowym pasuje. Jedynie co mi się nie podobają to obrazki (jeśli ty je narysowałaś, to najmocniej przepraszam). Oczywiście ja bym lepszych nie narysowała, ale mi się po prostu nie podobają. Właśnie jak je pierwszy raz zobaczyłam, to pomyślałam, że opowiadanie też będzie takie proste, napisane przez jakiegoś dzieciaka z gimnazjum. Oczywiście to było moje pierwsze wrażenie, które się z biegiem czasu zmieniło.
Styl pisania - nie zwracałam jakoś szczególnej uwagi na błędy (jestem zmęczona jak to piszę) chyba było kilka literówek. Musisz w pierwszej notce wstawić kilka spacji przed myślnikami. Ja regularnie poprawiam wybrane rozdziały od czasu do czasu.
Fabuła - hmm mamy tu narrację pierwszoosobową (moja zmora) i całą sytuację widzimy z perspektywy Hermiony. Właściwie ograniczasz w ten sposób przestawienie całej sytuacji. Narracja trzecioosobowa daje większe pole do popisu, ale to jest już sprawa indywidualna. Jeśli ci tak wygodnie, to pisz. Główna oś akcji skupia się więc na codziennym życiu Hermiony. Na jej rozetkach miłosnych z Ronem, na nauce... no i oczywiście częścią tego życia stanowi wredny, fredkowaty Malfoy. W swoim opowiadaniu przedstawiasz ich śmieszne potyczki i wzajemne relacje, które stopniowo się zmieniają. Nie zmieniasz ich charakterów, co mi się oczywiście podoba.Nie ma tu udziwnień, głupot i migdalenia się. Ładnie przedstawiasz sytuację i dlatego będę tu zaglądała częściej. Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru.
Bardzo ciekawy blog . Draco i ludzkie odruchy haha zaczyna się rozkręcać najpierw pomoc na szlabanie a teraz to , niecierpliwie czekam na następne rozdziały :D
OdpowiedzUsuńNowy rozdział na malfoy-issue.blogspot.com Zapraszam :>
OdpowiedzUsuńHej blog jest wspaniały dopiero zaczynasz więc wszystko się jeszcze może zdarzyć ! :D zastanawia mnie czemu Ron od razu zgodził sie na bycie TYLKO przyjacielem bo chyba mu zależało na Hermi(?)... Szkoda że Draco nie poczekał w skrzydle ale teraz Hermi musi się potrudzić i go znaleźć !:3trochę szkoda że notki są dość rzadko ale za to są długie ! czekam na NN
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdział na malfoy-issue.blogspot.com
OdpowiedzUsuńMalfoy - Hermiona - lubię takie połączenie. ;p
OdpowiedzUsuńDlatego też - czytam dalej.
Zupełnie jakbym miała deja vu. Kiedyś śniło mi się że latam na miotle a publicznością byli uczniowie Hogwartu, no i otem zwaliłam się na ziemię, zadzwonili po pogotowie a jak karetka wiozła mnie do szpitala to obok mnie siedział Malfoy który robił wszystko bym nie odpłynęła xd
OdpowiedzUsuńTakże rozdział jest zajebisty! Uwielbiam twoją twórczość ;)
Czytam dalej, Sarah ;3